"Aftersun" chwycił za serca międzynarodową krytykę i stał się jednym z najważniejszych tytułów 2022 roku w światowym kinie. Jego twórczyni - szkocka filmowczyni Charlotte Wells - w niedzielny wieczór otrzymała nagrodę BAFTA w kategorii najlepszy brytyjski debiut. - Trudności związane ze zdrowiem psychicznym pokazywane są zazwyczaj w kontekście jakiegoś dramatu czy konfliktu, a to nie jest w moim stylu - powiedziała Wells w rozmowie z Tomaszem-Marcinem Wroną.
Charlotte Wells - szkocka filmowczyni, mieszkająca w Nowym Jorku - stała się jedną z najjaśniejszych gwiazd współczesnego kina niezależnego, odkąd zadebiutowała pełnometrażową fabułą "Aftersun". Światową premierę film miał w maju ubiegłego roku w ramach Tygodnia Krytyki - sekcji towarzyszącej Festiwalowi Filmowemu w Cannes. Wells doceniona została nagrodą French Touch Prize of the Jury.
"Aftersun" Charlotte Wells
Z każdym miesiącem od premiery film stawał się coraz większym hitem sezonu nagród filmowych. "Aftersun" zdobył najwięcej nominacji (16), a następnie najwięcej nagród British Independent Film Awards (6), w tym w kategoriach: najlepszy niezależny film brytyjski, najlepsza reżyseria, najlepszy scenariusz, najlepsze zdjęcia. Sama scenarzystka i reżyserka doceniona została dodatkowo Nagrodą Douglasa Hickoxa (najlepszy debiut reżyserski). Wells otrzymała również nagrodę Gotham za debiut reżyserski. Filmowczyni nominowana została do nagród BAFTA - najważniejszych wyróżnień brytyjskiego filmu. Ma szanse w kategoriach: najlepszy film brytyjski oraz najlepszy debiut brytyjskiej reżyserki, producentki lub scenarzystki. "Aftersun" uznany został za najlepszy film 2022 roku przez redakcję "The Guardian". Grający główną rolę Paul Mescal (który zachwycił świat w serialowym hicie "Normalni ludzie"), po raz pierwszy otrzymał nominację do nagród BAFTA i do Oscara.
Wells w scenariusz wplotła sporą część własnego bagażu emocjonalnego i tematycznie nawiązała do swojego debiutanckiego krótkiego metrażu "Tuesday" z 2015 roku, w którym również przyglądała się postaci młodego rodzica. Akcja filmu dzieje się w w drugiej połowie lat 90. ubiegłego wieku na tureckiej riwierze. Tuż przed swoimi 31. urodzinami Calum przylatuje tu z 11-letnią córką Sophie. To z jej perspektywy poznajemy całą historię i razem z nią próbujemy zrozumieć kolejne wydarzenia. Oczywiście, "Aftersun" budzi wiele skojarzeń. "Debiutanci", "Spadkobiercy", "Był sobie chłopiec", "C'mon, C'mon" - to tylko niektóre z nich. Ale takiego spojrzenia na relację ojciec - córka (czy ogólniej ojciec - dziecko) nie było. Wells z ogromną delikatnością i rozwagą wyobrażenie Sophie o Calumie zderza z tym, kim mężczyzna jest w rzeczywistości. Trzydziestolatek stara się zapewnić córce wszystko co najlepsze, tworzyć wspólnie niezapomniane wspomnienia. Jednocześnie nie chce dać jej odczuć tego, że zmaga się z problemami finansowymi, brakiem pracy oraz stanami depresyjnymi po rozstaniu z jej matką. To, z jaką uważnością i uczciwością reżyserka zobrazowała człowieka w depresji, powinno trafić do filmowych podręczników.
"Aftersun" to kameralne, poruszające i niezmiernie ciepłe, chociaż jednocześnie smutne dzieło sztuki. Dzieło, w którym Szkotka kolejny raz zwróciła na siebie uwagę wrażliwością i wizjonerskim podejściem do uniwersalnego języka filmowego, w który tchnęła odrobinę świeżości.
Z Charlotte Wells rozmawiał Tomasz-Marcin Wrona, tvn24.pl.
Tomasz-Marcin Wrona, tvn24.pl: Czy można poradzić sobie ze stratą, z poczuciem straty?
Charlotte Wells: Chyba tak. Myślę jednak, że niekoniecznie potrzebne jest to, aby całkowicie z tą stratą sobie poradzić. W dużej mierze o tym jest film. Jest o tym, że trzeba się zmierzyć z żałobą i stratą, ale zawsze pozostają wspomnienia, z którymi można pójść naprzód.
"Aftersun" nie jest filmem autobiograficznym, prawda?
Masz rację. Chociaż nie traktuję "Aftersun" jako filmu autobiograficznego, to uważam, że jest filmem osobistym i chciałabym, żeby tak był postrzegany. W jednej z pierwszych rozmów o "Aftersun", opisując mój stosunek do tego filmu, użyłam określenia, że jest to opowieść "emocjonalnie autobiograficzna", co później zostało zupełnie inaczej zinterpretowane. A chodziło mi tylko o to, że film sam w sobie jest wyrazem żałoby i miłości. Jednocześnie ta właśnie część jest najbliższa moim osobistym doświadczeniom.
Czy tobie jako artystce proces tworzenia tej historii przyniósł ulgę?
To chyba wydarzyło się przed samym procesem filmowym. Myślę, że czas pisania scenariusza, a nawet gdy powstawał pierwszy szkic tej historii, był tym momentem, w którym nawet jeśli nie poczułam ulgi, to zmierzyłam się z częścią mojej przeszłości, z którą prawdopodobnie nie mierzyłam się wcześniej. Wtedy też pojawiły się pytania o przeszłość, których wcześniej nie chciałam sobie stawiać.
Próbowałam odpowiedzieć na pytania, a nawet zaczęłam po prostu stawiać pytania, z którymi wcześniej nie chciałam się zmierzyć. To wszystko wydarzyło się w trakcie pisania szkicu scenariusza. Następnie zaczęłam korzystać z tych doświadczeń na potrzeby historii, którą chciałam opowiedzieć. Na ich podstawie budowałam narrację, bohaterów i wspomnienia Sophie.
Jak bardzo zmieniłaś oryginalny pomysł od pierwszych szkiców do tego, co ostatecznie widzimy w filmie?
Scenariusz dość konsekwentnie zmieniał się zanim weszliśmy na plan zdjęciowy, co jednak nie wpływało na trzon tej opowieści. Nakręciliśmy zdecydowaną większość tego, co zawierała wersja scenariusza, z która weszliśmy na plan (uśmiech). Zrealizowanie wszystkich scen i ujęć przewidzianych w tekście jest raczej niewykonalne.
Dlaczego?
Między innymi przez to, że produkcja sama w sobie bywa chaotyczna i nie wszystko da się przewidzieć. Nie mogliśmy sobie pozwolić na dodatkowe dni zdjęciowe. Największe zmiany w "Aftersun" pojawiły się nie tyle na planie, co w trakcie montażu, kiedy z Blairem McClendonem (montażystą - red.) skupiliśmy się na tym, co najbardziej istotne. Pierwsza wersja materiału miała ponad 150 minut, czyli była bardzo długa. Producent powiedział, że nie pozwoli nam na ponad dwugodzinną wersję (śmiech). Było w tym dużo racji, z myślą o tym, żeby powstał jak najlepszy film. Ogromną zasługą Blaira jest to, że znalazł sposób, by połączyć poszczególne sceny dialogami, których nie widać, czy muzyką. Dzięki temu nie prowadzimy widza w sposób linearny, chronologiczny z punktu A do punktu B. Udało się nam zachować liryczny wymiar filmu.
Ostatnio usłyszałam od twórcy filmów dokumentalnych, że można uzyskać w trakcie montażu, za pomocą zapisanych w scenariuszu dialogów, wrażenie przenikania się całej struktury. Myślę, że mało kto jest w stanie powiedzieć, jak długo trwały te wczasy w Turcji, co wydarzyło się w konkretnym dniu. Sądzę, że to było moje największe i najistotniejsze odkrycie przy tym filmie.
Co masz na myśli?
W trakcie montowania udało się nam znaleźć sposób na to, żeby stworzyć film, który sprawia wrażenie wspomnienia. A o to właśnie mi chodziło. W innym przypadku "Aftersun" sprowadzałby się do jednowymiarowej historii relacji między ojcem a córką, z użyciem zdjęć nagranych amatorską kamerą w formacie MiniDV.
Powiedziałaś kiedyś, że "żałoba nie istnieje bez radości, a radość jest czymś, co pamięta się najbardziej". Mogłabyś to rozwinąć?
Jest to film o ludziach, którzy wzajemnie się kochali. Strata staje się tym głębsza w zależności od tego, co bądź kogo się utraciło. W tym przypadku Sophie straciła razem z ojcem cały świat, miłość, która ich łączyła, to, jak się ze sobą czuli. Myśląc o relacjach i tych bohaterach, często z tyłu głowy miałam to, że nawzajem dawali sobie coś unikatowego. A tak przecież jest w każdej istotnej relacji: każda ze stron wnosi coś, czego nie dają inni. W "Aftersun" Calum i Sophie uzupełniają się na wiele sposobów, dając z siebie to, co najlepsze. Szczególnie Calum, który z perspektywy Sophie starał się stworzyć dla niej bezpieczną i pełną miłości atmosferę.
Bardzo zależało mi na uchwyceniu radości, która towarzyszyła im w czasie wspólnych wakacji. Jednak trudnością było wyważenie tej radości, żeby nie sprowadzić tej opowieści do pocztówkowego obrazka wspaniałych wakacji dwójki osób. Istotne było to, żeby w odpowiednim momencie uświadomić widzów, w jakim kierunku zmierza ta historia, z czym mierzy się Calum, a w zasadzie, co ukrywa przed córką. Te dwie różne perspektywy tłumaczą, co zagraża miłości, bliskości, jaka ich łączy.
Zachwycające jest to, że we współpracy z Paulem Mescalem udało ci się stworzyć bardzo szczery i uczciwy portret osoby w depresji. Bardzo rzadki, jeśli chodzi o kinematografię. Taki był twój zamiar?
Bardzo doceniam to, że to dostrzegłeś, ponieważ bardzo skrupulatnie nad tym portretem pracowałam. Chciałam uniknąć wszelkiego rodzaju banałów i truizmów. Trudności związane ze zdrowiem psychicznym pokazywane są zazwyczaj w kontekście jakiegoś dramatu czy konfliktu, co nie jest w moim stylu. Podeszłam do tematu z większą subtelnością, Calum jest na wiele sposobów stabilny, potrafi wziąć się w garść. Natomiast musiałam wykazać się pewnego rodzaju zrozumieniem, że sam Calum nie był w stanie w pełni pojąć tego, co się złego się z nim dzieje. Jest zresztą taki moment, w którym czuje się przytłoczony pogłębiającą się w nim desperacją.
Natomiast wspomnienia i przemyślenia Sophii nie mogły w pełni odwoływać się do tego, co przeżywał jej ojciec. Gdy z Gregorym Oke - autorem zdjęć - przygotowaliśmy projekt, w jaki sposób nakręcić ten film, zdecydował, że sceny, w których Calum jest sam ze sobą, kręcone będą z nieco większego dystansu niż pozostałe fragmenty filmu. Poza tym w atmosferze tych zdjęć jest coś abstrakcyjnego, przez co łatwo zrozumieć, o czym jest film. To dla mnie bardzo ważne, że część widowni - podobnie jak ty - zwraca uwagę na autentyczność, z jaką udało się nam pokazać depresję.
A na co kładłaś większy nacisk: na emocje czy konkretne elementy fabuły?
Chyba znasz odpowiedź na to pytanie (śmiech). Oczywiście są to emocje. W filmie interesuje mnie przede wszystkim jego ładunek emocjonalny. To w tym, że film jest formą ekspresji, widzę dla siebie największy potencjał. Bardzo często wiąże się to z tym, że trzeba poświęcić niektóre elementy fabuły, czy tego, jak prowadzi się narrację. W efekcie jest to trudny spacer po bardzo cienkiej, subtelnej linii i bardzo łatwo można pokusić się na zły kierunek, przez co można się odciąć od części widowni.
Jeśli o mnie chodzi, nie boję się tego, że mogę stracić część widowni. Czuję, że czasem trzeba się poświęcić i stworzyć coś znaczącego, głębszego, dla tych widzów, którzy doświadczyli czegoś podobnego do tego, co widzą na ekranie. Stając przed wyborem, czy zrobić coś, co trafi do szerszej widowni, czy coś głębszego, bardziej znaczącego, zawsze pójdę tą drugą ścieżką, aby znaleźć silniejszą więź z tymi, którzy odnajdują swoje doświadczenia w danym filmie.
W przypadku "Aftersun" wcale nie chodzi o tych, którzy jako dzieci stracili ojca, czy o tych, których rodzice się rozeszli, czy o tych, którzy przeżyli coś, co akurat zobaczyli na ekranie. Na wiele sposobów przekonałam się, że ten film dociera do znacznie szerszej grupy osób, niż mogłam się spodziewać. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że to prosta historia dwóch osób, które ruszają na wspólne wakacje, okazuje się, że w ich hotelu trwa remont i lądują gdzieś indziej. Ale to nie o tym. Film jest o tym momencie życia bohaterów, kiedy spędzają wspólnie czas, o obserwacjach Sophie na temat świata, odkrywaniu własnego miejsca. Sama najbardziej lubię tego typu filmy. Dlatego też na tych elementach skupiam się w czasie pisania i czuję się wówczas komfortowo.
Jest coś szczególnego w "Aftersun", co lubisz najbardziej?
W samym filmie? (chwila zastanowienia) To naprawdę ciężkie pytanie. Z trudem oglądam "Aftersun", ponieważ za każdym razem na nowo przeżywam wszystko to, czego w nim nie widać, to, co działo się na planie poza kadrem. Wyłapuję każdy moment, w którym Frankie (Corio, odtwórczyni roli Sophie - red.) staje się Sophie, a kiedy pozostaje sobą - czego widownia nie jest w stanie zobaczyć. Jej różne wyjątkowe reakcje i zachowania, które na planie były niesamowicie przyjemnymi niespodziankami.
Jest taka scena, kiedy Calum podpina swoją kamerę do telewizora i opowiada o swoich jedenastych urodzinach. Ta scena została w perfekcyjny sposób przeniesiona z tekstu. Myślę, że to najlepiej zrealizowana scena w całym filmie.
Dlaczego?
Wydaje mi się, że autorowi zdjęć, scenografowi oraz aktorom udało się wyciągnąć znacznie więcej niż było to na papierze. Dzięki nim wyszło o wiele lepiej niż mogłabym sobie to wyobrazić.
Domyślam się, że nie marzyłaś o lepszym debiucie fabularnym niż sukces "Aftersun". Wydaje mi się, że razem z tym sukcesem praca nad drugą fabułą staje się większym wyzwaniem. Czujesz tę presję?
(śmiech) Oczywiście, skłamałabym, mówiąc, że jej nie czuję. Ale staram się nie dać jej przytłoczyć. Jeśli popatrzeć tylko na to, jak krytycy pochlebnie przyjęli "Aftersun", będzie ciężko utrzymać ten poziom. Ale to dobrze. Czuję, że jako filmowczyni mogę zrobić jeszcze wiele rzeczy, mogę być jeszcze lepsza. Skupiam się na tym, żeby nadal się rozwijać, podejmować ryzyko i być w stanie sukcesywnie wyrażać swoje myśli przy pisaniu scenariusza, a następnie we właściwy sposób przenieść to na ekran.
Jeśli będę miała szansę, żeby kręcić kolejne filmy, na to wszystko będę zwracać szczególną uwagę. Natomiast bardzo trudno przewidzieć i kontrolować reakcje publiczności na konkretny film. "Aftersun" spotkał się z unikatowym przyjęciem, ponieważ oddziaływał na widzów w sposób szczególny. To cudowne, gdy w trakcie kariery filmowca zdarzy się taki moment. Pytanie tylko, czy to dobrze, że przytrafiło mi się to przy pierwszym filmie. (śmiech). Sama nie wiem, chyba nie. Może byłoby lepiej, gdyby wydarzyło się to nieco później. Nic nie mogę już z tym zrobić. Tak serio: nie mogę narzekać na to, jak przyjęto "Aftersun".
Postaram się nie dopuszczać do głowy żadnej presji, ponieważ może jedynie mi szkodzić. Nad czymkolwiek będę pracować w przyszłości, będzie to zakotwiczone w tym, że przy pisaniu muszę mieć świadomość, że sięgam po coś osobistego, odzwierciedlam to, w jaki sposób widzę świat. Ostatecznie to, czego potrzeba do nakręcenia filmu, to jakiś znaczący okres w życiu. I mam nadzieję, że zostanie to docenione przy kolejnych moich filmach.
Mam nadzieję, że nie będziemy czekać pięciu lat na kolejny twój film. Tyle minęło między twoim ostatnim krótkim metrażem i "Aftersun".
(śmiech) Niczego nie mogę ci obiecać.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: M2 Films