Miało służyć mieszkańcom przez 65 lat. Wystarczyło pięć, żeby śmieciowa mafia zapełniła je w całości, na dodatek w znacznej mierze toksycznymi odpadami. Utylizacja na składowisku w Giebni na Kujawach kosztowałaby teraz około dziesięciu miliardów złotych. To kwota, którą nie dysponuje żadna gmina w Polsce.
- Składowisko jest już zamknięte, co oznacza, że mieszkańcy gminy płacą znacznie więcej za wywóz śmieci
- - O tym, co działo się tam w ostatnich kilku latach, kiedyś powstaną filmy - uważa Michał Sztybel, wojewoda kujawsko-pomorski
- Miażdżące są wyniki kontroli NIK. Na składowisko zwożono za dużo śmieci, brano za to za mało pieniędzy i fatalnie prowadzono dokumentację. Gmina mogła stracić nawet ćwierć miliarda złotych na nieodprowadzonych opłatach
- Łódzka prokuratura włączyła wątek składowiska w Giebni do ogólnopolskiego śledztwa dotyczącego śmieciowej mafii. W jego ramach zatrzymano już 34 osoby, w tym także kierownika z Giebni. Czternaście z tych osób aresztowano
Giebnia to mała wieś na Kujawach położona w gminie Pakość, 15 kilometrów od Inowrocławia. Na tutejszym składowisku w ostatnich latach dochodziło do nielegalnego procederu związanego ze składowaniem niebezpiecznych odpadów.
Aby jednak zagłębić się trochę bardziej w historię tego miejsca, należałoby się cofnąć się do 2002 roku, kiedy składowisko zostało oddane do użytku.
- Pod koniec lat 90. podjęto decyzję o zamknięciu i rekultywacji śmietniska, które funkcjonowało od kilkunastu lat w Giebni. W 2002 roku oddano do użytkowania nowe składowisko, które funkcjonowało w takiej formie do 2013 roku - wyjaśnia Michał Siembab, burmistrz Pakości.
Problemy na składowisku
Poważne kłopoty zaczęły się pod koniec 2018 roku. W Pakości burmistrzem został wtedy Zygmunt Groń i to właśnie jego o niewystarczający nadzór nad spółką komunalną zarządzającą składowiskiem oskarża obecny włodarz gminy Michał Siembab.
- Wyłoniony w wyniku wyborów samorządowych z 2018 roku burmistrz nie prowadził należycie nadzoru właścicielskiego nad spółką komunalną, co zostało wykazane w wystąpieniu pokontrolnym NIK w czerwcu 2024 roku. W związku z brakiem tego nadzoru spółka funkcjonowała pod znaczącym wpływem grup przestępczych. Wykazano, iż składowisko w Pakości stało się dla grup przestępczych bardzo ważnym miejscem z tego względu, że było to legalnie funkcjonujące składowisko o stosunkowo dużej powierzchni (dwie kwatery o łącznej powierzchni 13 ha) i o ogromnych zdolnościach przyjmowania znaczącej ilości odpadów - precyzuje Siembab.
Groń odpiera te zarzuty. W ostatnich wyborach samorządowych nie ubiegał się już o stanowisko burmistrza. Chciał zostać radnym, ale bez powodzenia. Teraz twierdzi, że obecny włodarz "wygrał hejtem" i stanowczo nie zgadza się z jego stwierdzeniami.
- Już jako radny przedstawiał argumenty dotyczące tego, że śmierdzi chemią, i sprowadzał komisję z WIOŚ. Protokoły są sporządzone, nic nie stwierdzono, a cały czas z uporem maniaka na sesjach rady miasta atakował. Co na tym składowisku znaleziono? Jakieś 3 puste beczki. Robi wokół tego szum, sprowadza wojewodę i pokazuje rozkopane śmieci - twierdzi w rozmowie z tvn24.pl Groń.
Odnosi się również do kwestii dotyczącej kontroli nad przedsiębiorstwem komunalnym. Sobie nie ma nic do zarzucenia. - Nie jest tak, jak twierdzi pan Siembab, ponieważ burmistrz powołuje prezesa i radę nadzorczą. Oni decydują, a ja raz w roku udzielałem im poparcia na dalsze działania. Przedsiębiorstwo przez 5 lat, kiedy byłem burmistrzem, diametralnie się zmieniło. Powstała stacja uzdatniania wody, kupiono nowy sprzęt. Do Przedsiębiorstwa Usług Gminnych nie dokładaliśmy jako miasto nic. Oni sami wypracowali środki, dzięki czemu mogli przeprowadzić milionowe inwestycje. Moi przeciwnicy nie mogli się z tym pogodzić i z różnych stron zaczęli atakować. W protokole NIK-u nie ma żadnego sformułowania, że czegoś nie dopatrzyłem - dodaje Zygmunt Groń.
Kontrole NIK
W czerwcu Najwyższa Izba Kontroli zakończyła dwie kontrole na składowisku w Giebni. Jedną w gminie, drugą na terenie składowiska i w przedsiębiorstwie komunalnym. Obie koncentrowały się na temacie nadzoru właścicielskiego nad spółką i procedur związanych z gospodarką odpadami. Kontrola w przedsiębiorstwie dotyczyła również tego, w jaki sposób eksploatowano składowisko i jak szacowano cenę za przyjęcie odpadów na nie.
Wyniki tej kontroli są zatrważające. Do Giebni sprowadzano za dużo odpadów, brano za to za mało pieniędzy i poczyniono przy tym mnóstwo błędów w dokumentacji. Oto najważniejsze wnioski z kontroli NIK:
- według pierwotnych założeń z 2006 roku instalacja przetwarzania odpadów miała służyć mieszkańcom przez 65 lat. I kwatera osiągnęła docelową wysokość już w 2020 roku, a II kwatera rok później. Mimo tego PUG nadal przyjmował odpady, co było niezgodne z posiadanym pozwoleniem zintegrowanym i instrukcją prowadzenia składowiska
- w okresie objętym kontrolą (2018-2024) odpady przyjmowano w cenach od półtora do ponad cztery razy niższych od średnich cen ustalonych na 22 innych składowiskach odpadów
- ilość odpadów przyjętych w latach 2018-2023 wzrosła niemal dwukrotnie w stosunku do lat 2012-2017
- drogę między kwaterami zasypano odpadami, co spowodowało poszerzenie jednej z nich. Było to niezgodne z posiadanym przez spółkę pozwoleniem zintegrowanym
- w okresie od lutego 2019 do lutego 2021 PUG nie posiadało polisy ubezpieczeniowej zabezpieczającej roszczenia z tytułu wystąpienia negatywnych skutków i szkód w środowisku, co było niezgodne z przepisami ustawy o odpadach
- wizyjny system kontroli miejsca magazynowania odpadów PUG prowadził niezgodnie z rozporządzeniem Ministra Środowiska. Chodzi m.in. o brak sprawnego monitoringu w hali do magazynowania odpadów niebezpiecznych
- początkowo nie utworzono funduszu rekultywacyjnego, a po jego utworzeniu dokonywano wypłat na cele niezwiązane z zamknięciem, rekultywacją, nadzorem i monitoringiem składowiska
- spółka nierzetelnie przygotowywała dokumenty sprawozdawcze w zakresie wytworzonych odpadów i gospodarowania nimi, a błędy powielano w latach kolejnych
- z dokumentów przedstawionych przez PUG wynikało, że w okresie objętym kontrolą spółka nie przyjmowała na składowisko odpadów niebezpiecznych.
Ale to nie znaczy, że odpadów niebezpiecznych nie ma. Są, tylko najprawdopodobniej wjeżdżały na wysypisko opisane w dokumentach jako bezpieczne. Tym wątkiem zajmuje się już prokuratura.
Ustalenia prokuratury
Jak wynika z ustaleń Prokuratury Regionalnej w Łodzi, na wysypisku w Giebni składowano substancje toksyczne, niebezpieczne dla środowiska. Tyle że oficjalnie tego nie rejestrowano. Kierownikowi instalacji postawiono zarzuty.
- Aktualnie postępowanie pozostaje w toku. W wyniku dotychczasowych czynności podjętych wobec wysypiska w Giebni ustalono, m.in., że na terenie wskazywanego składowiska deponowane były odpady o właściwościach niebezpiecznych. Fakt deponowania wskazywanych odpadów na składowisku nie był odnotowywany w oficjalnym rejestrze. W toku postępowania dokonano kilkukrotnych oględzin terenu składowiska z udziałem biegłego, pracowników GIOŚ, prokuratury i Policji. Prace prowadzono zarówno na kwaterach odpadów numer I i II, jak też na terenie tzw. łącznika. Aktualnie w wątku tym jednej osobie przedstawiono zarzuty - przekazała prokurator Magdalena Guga, rzeczniczka prasowa Prokuratury Regionalnej w Łodzi.
Śledztwo prowadzone przez Prokuraturę Regionalną w Łodzi ma charakter ogólnopolski. W sumie, jak wynika z dotychczasowych ustaleń Centralnego Biura Śledczego Policji, w jego ramach zatrzymano 34 osoby, w tym także kierownika składowiska z Giebni, z czego 14 aresztowano.
"Członkowie grup przestępczych przy wykorzystaniu szeregu utworzonych w tym celu podmiotów gospodarczych, zajmowali się obrotem, wbrew obowiązującym przepisom, odpadami, w tym odpadami niebezpiecznymi. Odpady te były następnie porzucane w różnych miejscach na terenie kraju, w sposób mogący spowodować zniszczenia w świecie roślinnym" - przekazało w komunikacie Centralne Biuro Śledcze Policji.
Kontrole WIOŚ
Od 2021 roku składowisko w Giebni było kontrolowane 12 razy przez inspektorów Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Bydgoszczy, którzy podobnie jak w przypadku inspektorów Najwyższej Izby Kontroli, stwierdzili liczne naruszenia. Najważniejsze z nich to:
- prowadzenie składowiska odpadów niezgodnie z instrukcją prowadzenia składowiska odpadów i decyzją zatwierdzającą tę instrukcję
- eksploatacja instalacji z naruszeniem warunków określonych w decyzji
- niedokonywanie weryfikacji odpadów przyjmowanych do unieszkodliwiania, polegającej na oględzinach przed i po rozładunku odpadów oraz sprawdzeniu zgodności przyjmowanych odpadów z informacjami zawartymi w podstawowej charakterystyce odpadów
- przyjmowanie do składowania odpadów niespełniających kryteriów dopuszczenia odpadów do składowania na składowisku odpadów określonych w rozporządzeniu
- prowadzenie monitoringu składowiska odpadów niezgodnie z rozporządzeniem w sprawie składowisk odpadów
- prowadzenie ewidencji odpadów w sposób nierzetelny.
Kontrola z 2023 roku wykazała, że zakopane w ziemi opady mogą stanowić zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi oraz środowiska. WIOŚ zgłosił sprawę do Prokuratury Rejonowej w Inowrocławiu, która po zapoznaniu się z dokumentami przekazała ją do Prokuratury Regionalnej w Łodzi, która z kolei włączyła ją do sprawy prowadzonej w skali ogólnopolskiej.
Wizyta wojewody
Kilka tygodni temu składowisko w Giebni wizytował wojewoda kujawsko-pomorski Michał Sztybel. Wspólnie z burmistrzem Pakości Michałem Siembabem oraz Wojewódzkim Inspektorem Ochrony Środowiska Kariną Ścieszyńską.
"Deklaruję, że tej sprawy nie zostawię i dokładnie zbadam kto ponosi odpowiedzialność za to, że nielegalny proceder trwał kilka lat" - napisał Michał Sztybel, wojewoda kujawsko-pomorski.
Jak dodał, "służby państwowe muszą działać zdecydowanie w sprawie mafii śmieciowych. O tym co działo się w Pakości w ostatnich kilku latach kiedyś powstaną filmy".
"Przy bierności służb państwowych pozwolono na zwiezienie nielegalnych odpadów (nigdy nie powinny znaleźć się na żadnym składowisku), w tym niebezpiecznych w ogromnej ilości. Wstępne szacunki mówią nawet o ponad milionie ton odpadów Obecnie swoje działania prowadzi Prokuratura, Policja – Centralne Biuro Śledcze, służby środowiskowe. Są aresztowania, listy gończe. Winnych należy ukarać, a gminie potrzebna jest pomoc" - dodał Sztybel.
Niebezpieczne odpady na składowisku
Ale na składowisko trafiały odpady o kodach, które dopuszczano do składowania. Były zgodne z decyzją marszałka województwa kujawsko-pomorskiego. Jak to więc możliwe, że ostatecznie nielegalne substancje trafiały do Giebni?
- Gdzieś na trasie dojazdu tych odpadów do Pakości dochodziło do ich mieszania z substancjami ropopochodnym - tłumaczy Michał Siembab.
Chodzi tutaj między innymi o wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne, benzen, fenole czy benzoapireny. To substancje, które mają bezpośredni wpływ na rozwój chorób nowotworowych, różnego rodzaju mutacje, na płodność, mogą spowodować wcześniejsze poronienia, czy choroby wrodzone u małych dzieci.
Są to substancje toksyczne, których stężenie jest na tyle duże, że z masy odpadów zgromadzonych na składowisku, przedostają się do wód gruntowych.
- Wiadomo to już od dwóch lat, gdy po raz pierwszy pojawiły się ślady tych substancji ropopochodnych w odciekach pobieranych z tak zwanych piezometrów, co by świadczyło o tym, że membrana jest poprzerywana. Późniejsze działania prokuratury z tego roku potwierdzają identyczny skład w masie odpadów tych substancji ropopochodnych z tym, co znajdowano w wodach odciekowych piezometrów. Na napływie tych wód gruntowych na teren składowiska, tych substancji nie ma. Pojawiają się na odpływie, więc wiemy, że środowisko gruntowe nasyca się tymi toksynami pod składowiskiem. Trudno jest jednak ocenić moment, kiedy ten negatywny wpływ na środowisku dojdzie do punktu przełamania - mówi Siembab i dodaje. - To dosyć duży problem, ponieważ chcielibyśmy się zabezpieczyć i móc spać spokojnie.
Milionowe straty dla gminy
Najwyższa Izba Kontroli stwierdziła, że stawki, po których przyjmowane były odpady na składowisko, były znacząco zaniżane. Zdaniem Michała Siembaba spowodowało to wielką atrakcyjność składowiska dla podmiotów posiadających odpady.
- Stawki za przyjęcie odpadów na składowisku w Giebni były nawet trzykrotnie zaniżone. Problem polega na tym, że jak się przyjmuje odpady na składowisko, to każda tona powinna być we właściwy sposób zewidencjonowana, zważona, nagrana i pobrane powinny być próbki, a od masy zdeponowanych opadów powinna być uiszczona tak zwana opłata marszałkowska. Tych opłat nie uiszczono, a uiszczono tylko od pewnej ilości odpadów - mówi Siembab.
I jak wylicza, gmina w ten sposób straciła około 250 milionów złotych. - Na składowisku zalega około 1 mln 750 tysięcy m3. Gdy pomnożymy to przez 170 kg w metrze sześciennym odpadów to daje nam 297 mld 500 mln ton śmieci. Gdy pomnożymy to przez 1650 złotych za tonę, czyli koszt jednostkowy opłaty marszałkowskiej to wychodzi niespełna 0,5 mld złotych, które powinno trafić do urzędu marszałkowskiego tytułem gospodarczego korzystania ze środowiska z czego 60 procent powinno trafić do nas, czyli około 250 mln złotych - podaje Siembab.
Z tych pieniędzy można byłoby przeprowadzić inwestycje środowiskowe takie jak choćby odbudowa wodociągu, kanalizacji czy oczyszczalni ścieków. - Jak mogłaby wyglądać nasza miejscowość, gdyby nie działanie tych konkretnych osób? - pyta z żalem burmistrz Pakości.
Konieczność utylizacji tych odpadów jest pewna, jednak koszty tego przedsięwzięcia są liczone w miliardach. Mówi się o około 10 mld złotych.
- To jest w stanie pogrążyć budżet państwa. Utylizacja termiczna to koszt 4 tysięcy złotych za tonę, co daje kwotę ponad 5 mld złotych bez kosztów logistyki i zagospodarowania pozostałości. Po termicznym przekształceniu powstanie popiół, który również trzeba zutylizować. Największy problem jest taki, że nie istnieje tyle spalarni w kraju, które byłyby w stanie w szybkim tempie to przekształcić - zauważa Michał Siembab.
Wyższe stawki za śmieci i ciągły odór
Odpadów na składowisko zaprzestano wywozić kilka dni po wiosennych wyborach samorządowych. Grupa, która operowała na składowisku, w dwa dni po wyborach pozabierała cały sprzęt do najazdu na teren kwatery i zrzucenia odpadów. Jeszcze przez jakiś czas działał PSZOK, ale w maju 2024 aresztowano kierownika składowiska i wówczas zarząd przedsiębiorstwa podjął decyzję o zamknięciu składowiska.
Składowisko zamknięto, ale problem daleki jest od rozwiązania. Gminie mogą grozić kary za niewystarczający nadzór, czemu mocno sprzeciwia się burmistrz. Do tego od zamknięcia składowiska koszty gospodarowania odpadami w Pakości wzrosły o 40 procent. Ten koszt mieszkańcy muszą teraz pokryć w wyższych opłatach. Śmieci z gminy Pakość są bowiem wywożone w tej chwili na inne składowiska w okolicy w ramach wojewódzkiego planu gospodarki odpadami.
Na tym jednak nie koniec problemów. Składowisko pozostaje cały czas odkryte, co wiąże się z nieprzyjemnym odorem. Burmistrz Pakości podkreśla, że "w drugiej połowie zeszłego roku odór był nie do wytrzymania".
- Szczególnie we wrześniu 2023 roku dochodziło do tak kuriozalnych sytuacji, że w obszarze w promieniu kilku kilometrów od składowiska, nie dało się funkcjonować. Mieszkańcy bardzo skarżyli się na to - kończy Michał Siembab.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl