28-latek z powiatu tarnowskiego (Małopolska) najpierw miał przeszkadzać narciarzom na stoku, a później chciał pozjeżdżać z niego na sankach. Chciał tak bardzo, że - mimo zakazu jazdy na sankach - zdążył przypiąć je do orczyka, który miał go przetransportować na szczyt. Został zatrzymany przez obsługę. Okazało się, że mężczyzna był pijany, a jego wybrykami zajmie się sąd.
Mężczyzna odwiedził stację narciarską "Jurasówka" w Siemiechowie w czwartek po południu.
- Początkowo chodził zaczepiając narciarzy, ale kiedy zaczął spacerować po stoku, pomiędzy zjeżdżającymi osobami zrobiło się naprawdę groźnie. Pracownicy stacji narciarskiej poprosili go o opuszczenie stoku – relacjonuje Paweł Klimek, rzecznik prasowy tarnowskiej policji.
Był nietrzeźwy
Kiedy wydawało się, że zagrożenie zostało zażegnane 28-latek powrócił na stok – tym razem wyposażony w sanki. - Żeby sobie ułatwić drogę na stok, "amator sportów zimowych" zdołał przypiąć sanki do orczyka. A regulamin stoku zabrania zjeżdżania po nim na sankach. W tym momencie granica tolerancji jego poczynań została mocno przekroczona - opisuje Klimek.
Obsługa stoku wywiozła "saneczkarza" skuterem poza rejon wyciągu. - Jednak mężczyzna wcale nie zamierzał odpuścić, stał się agresywny. Zaczął kopać urządzenia wyciągu w ten sposób wyładowując swoją frustrację – opisuje rzecznik. Dlatego na miejsce wezwano policję. Ta przebadała 28-latka alkomatem. Okazało się, że w organizmie mężczyzny było blisko 2,5 promila alkoholu.
Jak podaje Paweł Klimek, policja najprawdopodobniej nie zdecyduje się na ukaranie 28-latka mandatem, a skieruje sprawę do sądu.
- Skierujemy wniosek do sądu, by wymierzył karę 28-latkowi. W grę wchodzą wykroczenia, takie jak nietrzeźwość w miejscu publicznym i naruszenie regulaminu stoku, który zabrania zjeżdżania po nim na sankach - tłumaczy rzecznik.
Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock