Osierocone dzieci z Daliowej pozostaną na razie z dziadkami. Tak zdecydował sąd. Żeby zapewnić im właściwe warunki, Caritas rozpoczął właśnie remont domu dziadków, w którym rodzeństwo niebawem zamieszka. Pomoc dla rodziny płynie nawet z dalekiej Australii.
Koniecznych napraw jest wiele, a cała akcja nie udałaby się, gdyby nie pomoc darczyńców.
Naprawią elektrykę, podłogi i ściany
Remont domu ma potrwać około miesiąca. Priorytetową sprawą okazała się wymiana instalacji elektrycznej.
- Remont zaczęliśmy właśnie od instalacji, którą trzeba wymienić całkowicie – relacjonuje ks. Artur Janiec, dyrektor Caritas Archidiecezji Przemyskiej.
Następne w kolejności będzie przygotowanie całego wnętrza do gruntownego remontu. - Trzeba zrobić od nowa centralne ogrzewanie, ponieważ dotychczas go nie było. Naprawimy też podłogi, ściany i łazienkę – dodaje.
Pomoc z Ameryki i Australii
Ks. Janiec zaznacza, że nie do przecenienia jest pomoc ze strony darczyńców: - Dzięki tym ludziom cała rodzina ma poczucie, że w tej tragedii, która się im przydarzyła, nie są sami. Tym, którzy wspierają te osierocone dzieci chcę z całego serca podziękować.
Chwali również "szybkie i efektywne" odpowiedzi ofiarodawców na wszystkie prośby – zarówno te materialne i żywieniowe, jak i finansowe. Okazuje się, że pomoc dla rodziny z Daliowej nadchodzi nie tylko z Podkarpacia, ale z całej Polski, a nawet zza granicy.
- Otrzymują wsparcie dobrych ludzi między innymi z Ameryki i Australii – wylicza dyrektor podkarpackiego Caritasu.
"To jest teraz najlepsza opcja"
Dzieci zostaną pod opieką dziadków na pewno na czas postępowania w sprawie ustalenia stałej opieki nad nimi. Jeśli przez ten czas starsi państwo podołają opiece nad czwórką wnuków, najpewniej zostanie im powierzona na stałe.
- Kierujemy się dobrem dzieci. Teraz jest to najlepsza opcja. Na razie innych nie braliśmy nawet pod uwagę - mówiła tvn24.pl Agnieszka Zygarowicz z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Krośnie. Pod wnioskiem PCPR o przyznanie opieki dziadkom podpisali się także oni sami.
Rodzeństwo we wtorek wyjechało na ferie do pobliskiego Rymanowa, gdzie spędzi dwa tygodnie w ośrodku rewalidacyjno-wychowawczym. Ma tam zapewnioną specjalistyczną pomoc.
Matka wyprowadziła dzieci
Do tragedii doszło w sobotę około godziny 10. Jak wynika z relacji świadków, gdy wybuchł pożar mama dzieci była poza budynkiem. Po wyprowadzeniu Ani, Rafała, Kamila i Roksany, 35-latka wróciła po coś do budynku i już nie wyszła. Strażacy weszli do środka, znaleźli ciało kobiety przygniecione szafką. Budynek, w którym wybuchł pożar był murowano-drewniany. Ogień szybko się rozprzestrzenił.
Autor: wini / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: Caritas Polska / Krosno112.pl