Jacek Majchrowski, prezydent Krakowa jest zadowolony z działania miejskich służb. - Wszystko było tak jak trzeba - ocenia. Liczy też, że Światowe Dni Młodzieży okażą się doskonałą promocją dla miasta. - Ludzie, którzy tu byli, będą chcieli tu wrócić. Wraca się w miejsca, w których czuło się dobrze, było miło, ładnie. Jak nie wrócą oni to ich rodziny czy znajomi - mówił na antenie TVN24.
Jacek Majchrowski podsumował trwające Światowe Dni Młodzieży. Jak przyznał, wszystko było dopięte na ostatni guzik. - Służby miejskie wykazały się perfekcją. Wszystko jest wykonane tak jak trzeba - mówił.
Kraków wie, jak to robić
Jak przypomniał, obsługa tego typu wydarzeń jak kilkudniowa wizyta papieża, to dla Krakowa nic nowego.
- Jesteśmy nauczeni takich imprez od wielu lat. Mieliśmy pielgrzymki Jana Pawła II, Benedykta XVI, inne imprezy. Wiemy jak to wszystko powinno być zorganizowane - przekonywał prezydent stolicy Małopolski.
Jak dodał, jedyne zmiany to zmiany w komunikacji. - Dorzucaliśmy dodatkowe autobusy, na przykład gdy zatrzymano pociąg w Kokotowie - wyjaśniał.
Bezpośrednie przygotowania, nie tylko miasta ale i komitetu organizacyjnego i władz państwowych, które odpowiadały za bezpieczeństwo, trwały około półtora roku. Tylko ze strony miasta zaangażowane było kilkaset osób. Ich, często niewidoczną pracę, docenia Majchrowski. - Po pierwszym dniu wymieniono milion worków na śmieci. To robi wrażenie - mówi.
Liczy na marketing szeptany
Jak podkreślił, dla miasta, Światowe Dni Młodzieży to także doskonała promocja. - Mamy monitoring mediów zagranicznych. To co piszą o Krakowie pokazuje, że nie potrzeba niczego więcej; żadnych agencji PR, specjalistów. To idzie samo z siebie. Przekazują to nie osoby, którym się za to płaci, tylko ludzie, którzy byli, widzieli, przekazują znajomym, opisują to dziennikarze - tłumaczył.
A o Krakowie głośno jest na całym świecie. Do Polski przyjechali bowiem przedstawiciele aż 187 krajów.
- Ludzie, którzy tu byli, będą chcieli tu wrócić. Wraca się w miejsca, w których czuło się dobrze, było miło, ładnie. Jak nie wrócą oni to ich rodziny, znajomi. To będzie taka promocja szeptana - podkreśla Majchrowski.
"Czekałem aż ktoś wejdzie Mickiewiczowi na barana"
Największe obawy prezydenta Krakowa budziły ostatnie wydarzenia w Niemczech i we Francji. - Bałem się tego typu sytuacji. To nie musi być zamach, wybuch. Wystarczy, że ktoś spowoduje popłoch i ludzie wtedy się tratują - tłumaczył.
Na szczęście tego typu sytuacji podczas ŚDM nie było. Jak to bywa w przypadku tak dużych wydarzeń, służby interweniowały wiele razy, jednak obyło się bez poważniejszych incydentów. Przymykano jednak oczy na zachowania pielgrzymów, które normalnie są niedopuszczalne, na przykład na robienie zdjęć na pomnikach.
- Trudno być bardzo surowym w takich sytuacjach, tym bardziej gdy nikt ich nie niszczy. Czekałem aż ktoś wejdzie Mickiewiczowi na barana, ale na szczęście to się nie wydarzyło - śmieje się Majchrowski.
Autor: FC / Źródło: tvn24.pl