Pijany 60-latek z powiatu tarnowskiego (Małopolska) wjechał osobowym oplem do rowu. Kiedy na miejscu pojawił się patrol policji, mężczyzna przesiadł się na miejsce pasażera i twierdził, że "kierowca poszedł po pomoc".
60-letni kierowca wracał od mechanika, z którym – jak w końcu przyznał "co nieco wypił". Alkohol we krwi i śliska droga spowodowały, że mężczyzna stracił panowanie nad oplem i wpadł do rowu. Policjanci zastali go, gdy bezskutecznie próbował z niego wyjechać.
- Na widok radiowozu mężczyzna zgasił silnik i przesiadł się na miejsce pasażera, udając, że to nie on prowadził samochód. Taką też wersję podał mundurowym. Twierdził, że właśnie czeka na kierowcę, który poszedł po pomoc – tłumaczy Sebastian Gleń, rzecznik prasowy małopolskiej policji.
Był pijany
Ostatecznie jednak 60-latek przyznał, że to on kierował samochodem. - Próbował odkopać samochód i wydostać się na drogę, ale "przeszkodzili" mu policjanci – relacjonuje dalsze tłumaczenia kierowcy rzecznik.
Badanie alkomatem wykazało, że mężczyzna miał w organizmie prawie dwa promile alkoholu. - Mundurowym nie pozostało nic innego jak tylko zatrzymać mu prawo jazdy i rozpocząć postępowanie dotyczące przestępstwa jazdy samochodem w stanie nietrzeźwości – podaje rzecznik.
Tarnowianinowi grozi do dwóch lat więzienia.
Autor: wini / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: Małopolska Komenda Policji