Ordynator i dwie lekarki z Oddziału Wewnętrznego Szpitala Powiatowego w Lesku (woj. podkarpackie) złożyli wypowiedzenia. Jeśli kierownictwo lecznicy nie znajdzie zastępstwa, w wakacje jeden z najważniejszych oddziałów może przestać istnieć. Lekarze mówią, że są przepracowani i kiepsko zarabiają. Dyrektor lecznicy odpowiada, że więcej zapłacić nie może, bo szpital ma problemy finansowe.
W Oddziale Wewnętrznym Szpitala Powiatowego w Lesku zatrudnionych jest pięcioro lekarzy. W ostatnim czasie troje z nich - ordynator i dwie lekarki - złożyli wypowiedzenia z pracy. W wakacje, z powodu braku kadry, oddział może przestać działać.
Leska interna to 32 łóżka. Przy oddziale funkcjonuje czterołóżkowa sala intensywnego nadzoru kardiologicznego. Rocznie w oddziale hospitalizowanych jest około tysiąca osób, nie tylko z powiatu leskiego, ale także ościennych - sanockiego i bieszczadzkiego. W sezonie letnim trafiają tam także turyści, którzy przyjeżdżają w Bieszczady i wymagają leczenia.
Jednym z lekarzy, który złożył wypowiedzenie, jest ordynator interny, doktor Jarosław Maresz. - Sytuacja w szpitalnictwie od lat jest napięta i trudna. Brakuje lekarzy specjalistów, pensje są byle jakie. Od czasu podwyżki ministra Szumowskiego co prawda istotnie wzrosły, bo ustanowiono tak zwaną pensję minimalną, niemniej te pensje nadal nie są konkurencyjne wobec pensji oferowanych przez podstawową opiekę zdrowotną i to są naprawdę bardzo duże różnice - mówi nam ordynator.
ZOBACZ MATERIAŁ "FAKTÓW" TVN: Wzrost płacy minimalnej lekarzy o 19 złotych brutto. "To budzi głęboką frustrację"
I dodaje: - W podstawowej opiece zdrowotnej można zarobić za godzinę pracy blisko cztery razy tyle, co w szpitalu. Lekarz rodzinny, jeśli ma problematycznego pacjenta, kieruje go do szpitala, a lekarz w szpitalu - wynagradzany dużo słabiej - musi sobie z tym pacjentem poradzić, zdiagnozować, wyleczyć. Stąd też nasze rozgoryczenie.
Aby zapewnić opiekę pacjentom, biorą nadgodziny, niektórzy pracują na dwa etaty
Aby zapewnić pacjentom całodobową opiekę, lekarze na leskiej internie muszą pracować także w nadgodzinach. - Wyrabiamy dodatkowe pieniądze, dzięki temu wynagrodzenia są wyższe, ale też jesteśmy obciążeni dodatkowym czasem pracy, co jest męczące - przyznaje doktor Maresz.
Zgodnie z Kodeksem pracy do obsady dyżurów na leskiej internie potrzeba ośmiu lekarzy, obecnie jest pięcioro. Przy obecnym stanie zatrudnienia lekarze - aby zapewnić właściwą pracę oddziału - muszą dodatkowo wyrazić zgodę na tzw. pracę ponadnormatywną, ponieważ Kodeks pracy zabrania im pełnić więcej niż cztery dyżury w miesiącu. Dochodzi do sytuacji, że niektórzy wypracowują w miesiącu dwa etaty.
"Nie chcę zejść śmiertelnie na dyżurze, a tak się może skończyć przepracowanie"
Problemy na leskiej internie - jak informuje ordynator oddziału - zaczęły się, kiedy miesiąc temu jedna z lekarek złożyła wypowiedzenie z pracy. - W tej sytuacji, nie widząc możliwości zabezpieczenia pracy oddziału, ja również złożyłem wypowiedzenie - mówi Maresz.
W ubiegły piątek z pracy zrezygnowała kolejna lekarka. - W tej sytuacji od 1 sierpnia na oddziale zostałbym ja i dwóch asystentów, z czego jeden pracuje na pół etatu w poradni diabetologicznej. Musielibyśmy dyżurować na zmianę, czasem co drugi dzień, po czym zostać jeszcze po dyżurze w pracy do godziny 15, czyli przepracować 24 godziny plus jeszcze dniówka do 15, bo nie ma kto pacjentami się zająć - wyjaśnia. I dodaje: - To jest nie do przejścia. Nie wyobrażam sobie tego, fizycznie nie dałbym rady. Nie chcę zejść śmiertelnie na dyżurze, a tak się może skończyć przepracowanie.
- Nie mogę dalej swoją osobą firmować tego status quo, bo to byłoby niebezpieczne nie tylko dla mnie, ale i dla pacjentów. Lekarz zmęczony może nie być w stanie podjąć właściwej decyzji, może popełnić błąd, coś przeoczyć i to stanowi również dla pacjentów poważne zagrożenie - mówi.
"Sytuacja jest bardzo ciężka i trzeba brać pod uwagę wszystkie scenariusze"
- Daliśmy ogłoszenia i szukamy lekarzy do oddziału wewnętrznego, aby zabezpieczyć jego działanie, prowadzimy rozmowy - mówi nam Piotr Czerwiński, dyrektor Szpitala Powiatowego w Lesku.
Przyznaje, że szpital nie ma możliwości, aby zaproponować lekarzom wyższe stawki, bo placówki zwyczajnie na to nie stać.
- Jeżeli zaproponujemy lekarzom wyższe stawki, nastąpi efekt domina, wszyscy lekarze żądają podwyższenia stawek, a są one na tyle wysokie, że już przekraczają możliwości finansowe szpitala. Szpital ma ogromne zadłużenie i nie jest w stanie zwiększać uposażeń lekarzy - wyjaśnia.
Jak mówi nam, aktualnie szpital ma około 60 milionów złotych długu, przy 40 milionach złotych kontraktu z Narodowego Funduszu Zdrowia. Placówka jest w procesie reorganizacji.
- Przygotowujemy pomysły na to, żeby przeprofilować szpital, ale jest jeszcze za wcześnie, aby mówić o szczegółach - podkreśla dyrektor.
Jak przyznaje, zmiana profilu placówki do tej pory przygotowywana była w oparciu o funkcjonujący oddział wewnętrzny. Jeśli trzeba będzie go zamknąć, plan trzeba będzie zmodyfikować.
- Oddział wewnętrzny jest bardzo istotny, jeśli chodzi o funkcjonowanie szpitala - podkreśla.
W najbliższy czwartek (27 kwietnia) dyrektor szpitala spotka się z radą powiatu leskiego. Decyzje co do przyszłości oddziału wewnętrznego - jak przekazuje - mają zapaść na początku maja.
Czytaj też: Protest pielęgniarek. Doświadczone zarabiają dużo mniej niż koleżanki prosto po studiach
- Sytuacja jest bardzo ciężka i trzeba brać pod uwagę wszystkie scenariusze. Również ten zakładający likwidację oddziału - mówi Czerwiński.
"Jeśli polityka zarządzania szpitalem się nie zmieni, za kilka lat po oddziałach będzie hulał wiatr"
- Sytuacja jest bardzo trudna - przyznaje w rozmowie z tvn24.pl jeden z lekarzy zatrudnionych w oddziale wewnętrznym, który do tej pory nie złożył i - jak zapewnia - nie zamierza składać wypowiedzenia. - Zbudowaliśmy dobry, zgrany zespół. Szkoda tego - przyznaje.
Zaznacza, że jeśli kierownictwo placówki nie zatrudni dodatkowych lekarzy, nie da się pospinać dyżurów tak, aby zapewnić oddziałowi funkcjonowanie. - Nie wyobrażam sobie funkcjonowania szpitala bez oddziału wewnętrznego, to swoiste "serce szpitala" - komentuje.
Dodaje, że problemem lecznicy - poza brakami kadrowymi - jest także starzejący się personel. Jak mówi, większość pracowników zatrudnionych w leskim szpitalu - zarówno lekarze, jak i pielęgniarki, to osoby w wieku przedemerytalnym. - Nie ma polityki zatrudniania młodych osób, a to błąd. Tylko oferując konkurencyjne warunki, możemy ściągnąć do siebie młodą kadrę - mówi. I dodaje: - Mam czarne myśli. Jeśli polityka zarządzania szpitalem się nie zmieni, za kilka lat po oddziałach będzie hulał wiatr.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl (archiwum)