Mieszkańcy Szczurowej i okolicznych wsi sprzeciwiają się planom utworzenia na tych terenach polderu przeciwpowodziowego. Jak mówią, oznaczałoby to wyburzenie blisko 300 budynków i przesiedlenie setek mieszkańców. Na protest zaprosili dyrektora krakowskiego oddziału Wód Polskich, jednak na miejscu okazało się, że nikt nie zamierza z Wojciechem Kozakiem rozmawiać.
W poniedziałek na terenie Strefy Aktywności Gospodarczej przy ul. Przemysłowej w Szczurowej zgromadzili się rolnicy i mieszkańcy gminy, protestujący przeciwko budowie zbiornika retencyjnego. Kolumna pojazdów z żółwim tempie przejechała drogą wojewódzką nr 768. W Koszycach protestujący zawrócili, po czym powtórzyli ten manewr jeszcze kilkukrotnie. W sumie protest trwał około cztery godziny. Na blisko 200 pojazdach wywieszono transparenty z hasłami " Przepraszamy za utrudnienia, mamy Wody Polskie do wyjaśnienia", "Łapy precz od Szczurowej" i "Wody Polskie, żądamy szacunku"
W ten sposób okoliczni mieszkańcy wyrazili swój sprzeciw wobec utworzenia polderu przeciwpowodziowego na terenie gminy.
- Pomysł, który chcą wdrożyć Polskie Wody byłby katastrofą dla naszej gminy i dla regionu. W grę wchodzi blisko 3000 hektarów, wysiedlenie ponad 800 mieszkańców i wyburzenie blisko 300 budynków gospodarczych i mieszkalnych – wylicza Piotr Mikuś, organizator protestu
Jak zaznacza rozmówca TVN24, głównym zadaniem zbiornika będzie ochrona mieszkańców Sandomierza i województwa świętokrzyskiego. Mieszkańcy Szczurowej obawiają się, że ich bezpieczeństwo w sąsiedztwie polderu stanie pod znakiem zapytania. - Oczywiście nam również zależy na bezpieczeństwie tych mieszkańców, natomiast są inne możliwości. Ta forma, która proponują Polskie Wody jest nie do przyjęcia – przekonuje Mikuś.
- Jestem sołtysem wsi Rząchowej, która ma być w przyszłości ewentualnie zalana, gdy wody przyjdą. Protestuję razem z mieszkańcami mojej wsi. 20 procent gminy ma być przygotowane do zalania, taki jest plan, a co będzie w przyszłości to nie wiadomo – mówił z kolei Jerzy Helak, sołtys Rząchowej.
"Dziwię się wójtowi, że jest taki śmieszny"
Na poniedziałkowym proteście zjawił się też Wojciech Kozak, Dyrektor Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie. Jak mówił, jest gotowy do negocjacji i przyjechał gotowy do dialogu. Rozmów jednak nie było – były transparenty, dźwięk syren i okrzyki.
- Jesteśmy tu dziś na zaproszenie mieszkańców, proszono, abyśmy się w styczniu pojawili, została ustalona data. Więc po stronie mieszkańców jest, delikatnie mówiąc, wielkie faux pas, a po stronie wójta to bym to jeszcze wyraziściej ujął. Komu ja mam dawać ofertę? – mówił Kozak, nie kryjąc irytacji.
Dyrektor krakowskiego oddziału Wód Polskich podkreślił, że inwestycja jeszcze nie ma ostatecznego kształtu, mieszkańcy wciąż mogą mieć na niego wpływ. - Zbiornik można przemieszczać, zmniejszać, jakkolwiek by było. To nie musi być 206 milionów metrów sześciennych. Może być 180, albo może nie w kierunku Szczurowej, tylko Koszyc, ale musimy przed wszystkim rozmawiać. A w tych warunkach jest to niemożliwe. Po prostu dziwię się, że wójtowi, że jest taki śmieszny – stwierdził rozmówca TVN24. Dodał, że "negocjacje mogłyby być prowadzone w normalnej atmosferze, bez względu na ich wynik". Wojciech Kozak opuścił protest w asyście policji.
Zwróciliśmy się do Wód Polskich z pytaniem o to, w jaki sposób mieszkańcom zostanie zrekompensowana utrata domów i pół, a także czy jest rozważana inna lokalizacja polderu. Na odpowiedź czekamy.
Kozak przypominał też, że projekt zbiornika retencyjnego nie jest nowy. Powstał w 2022 roku. - Z resztą ci, co protestują, pod tym projektem się podpisywali, łącznie z ministrem Kaczmarczykiem, więc tego nie mogę zrozumieć. – Dyrektor nawiązał do udziału w proteście posła Norberta Kaczmarczyka, który w latach 2021-2022 pełnił funkcję sekretarza stanu w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
Sam Kaczmarczyk, pytany przez naszych dziennikarzy, dlaczego nie interweniował w 2022 roku stwierdził, że nie nadzorował Wód Polskich.
Powódź z 2010 roku
Szczurowa była jednąz gmin dotkniętych powodzią w 2010 roku. Wówczas woda zalała miejscowości Wola Przemykowska, Natków, Kwików i Księże Kopacze. Mieszkańcy długo walczyli o utrzymanie wałów na Uszwicy.
Wielka woda dotknęła wtedy też między innymi Sandomierz. Domy były zalane do pierwszego piętra, konieczna była ewakuacja klasztoru, kilka osób zginęło. Jezioro, które powstało na terenie miasta, miało około 80 km kwadratowych powierzchni i było widoczne z kosmosu.
Czytaj za darmo w Premium: Rzeki będą się wylewać, bo taka ich natura. Oddajmy im doliny, będziemy spać spokojnie
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24