W Krakowie pracownicy prywatnej firmy medycznej zajmującej się przewozem osób chorych, zatrzasnęli w karetce pacjenta. Na zewnątrz panował upał, a mężczyzna przebywał w pojeździe kilkadziesiąt minut. Ostatecznie szybę wybił jego syn. Wtedy medycy weszli do środka i sprawdzili, w jakim stanie jest pacjent. Jak zapewnia właściciel firmy, "nie doszło do pogorszenia jego stanu". Rzecznik Praw Pacjenta wszczął postępowanie z urzędu.
Do tej sytuacji doszło w ubiegłym tygodniu przy ulicy Marczyńskiego w Krakowie. Radio ZET poinformowało o sprawie jako pierwsze i opublikowało nagranie. Z relacji mieszkańców, z którymi we wtorek rozmawiał reporter TVN24 Mateusz Półchłopek, wynika, że dwaj pracownicy firmy medycznej zatrzasnęli drzwi, zapominając, że kluczyki od pojazdu znajdują się wewnątrz. Leżały na fotelu kierowcy, jednak nie można było się dostać do karetki.
Jeden z pracowników zadzwonił do współpracownika, by ten przyjechał z zapasowymi kluczykami. Czas jednak mijał, a wokół karetki zaczęli gromadzić się mieszkańcy. Domagali się, by wybić szybę. Jeden z pracowników próbował uspokajać mieszkańców. Stwierdził, że "pacjent żyje, ponieważ jego klatka piersiowa się unosi".
Kraków. Pacjent zatrzaśnięty w karetce
Oprócz tego na nagraniu opublikowanym przez Radio Zet jest zarejestrowany dialog, jak jeden pracownik mówi do drugiego: "Zostaw, bo będziesz musiał płacić". Cała sytuacja trwała ponad 40 minut. Ostatecznie syn mężczyzny wybił szybę deskorolką. Wcześniej jedna z mieszkanek chciała dzwonić na policję.
- Ratownik wziął w rękę mały kamień i zaczął stukać w szybę. W końcu jednak syn nie wytrzymał. Jakaś deskorolka leżała w krzakach, wziął ją i uderzył w szybę, rozbijając ją. Cała akcja trwała 40 minut - powiedziała pani Jadwiga, jedna z mieszkanek.
Właściciel firmy wyjaśnia
Właściciel firmy EMERGENCY24 wydał oświadczenie w tej sprawie. Pisze w nim, że "jest mocno poruszony całą sytuacją i podjął zdecydowane działania w celu wyjaśnienia okoliczności tego zdarzenia, które absolutnie nie powinno mieć miejsca".
"Pracownicy mieli wykonać zaplanowany transport pacjenta, który nie znajdował się w stanie bezpośredniego zagrożenia życia i w zaistniałej sytuacji stan pacjenta był obserwowany. Pracownicy są przeszkoleni w zakresie udzielania kwalifikowanej pierwszej pomocy i mieli odpowiednie kwalifikacje do wykonania transportu pacjenta bez zagrożenia życia. W tym miejscu należy wskazać, że karetka w przedziale medycznym, w którym znajdował się pacjent, posiada urządzenie do wentylacji, które pracują cały czas, nawet przy wyłączonym silniku. Tak było i w tym przypadku. Urządzenia te znajdują się w dachu pojazdu, a temperatura w karetce kształtowała się na stałym poziomie. W związku z zaistniałym zdarzeniem nie doszło do pogorszenia stanu pacjenta" - czytamy dalej w oświadczeniu. Maciej Kisiel-Dorohinicki przeprasza rodzinę pacjenta. Dodaje, że "jest mu przykro, że w jego firmie taka sytuacja miała miejsce".
Rzecznik Praw Pacjenta bada sprawę
Rzecznik Praw Pacjenta wszczął postępowanie z urzędu w sprawie pacjenta, który przez blisko godzinę przebywał sam w zatrzaśniętym ambulansie w Krakowie – poinformowała we wtorek rzeczniczka tego urzędu Anna Hernik-Solarska.
- Wszczęcie postępowania nie oznacza decyzji stwierdzającej naruszenie praw pacjenta. Teraz zbierany jest materiał, badane są okoliczności zdarzenia. W związku z tym, na tym etapie działania, nie możemy powiedzieć nic więcej, sprawa jest badana, czekamy na wyjaśnienia - zaznaczyła rzeczniczka urzędu RPP.
Rzecznik komendy miejskiej policji w Krakowie przekazał, że policjanci nie interweniowali w związku z tym wydarzeniem; do właściwego komisariatu nie wpłynęło też żadne zgłoszenie z nim związane.
Źródło: TVN24, Radio Zet,PAP
Źródło zdjęcia głównego: Radio Zet