Jest prawomocny wyrok w jednej z najbardziej wstrząsających spraw kryminalnych ostatnich lat. Sąd Apelacyjny w Krakowie uniewinnił Roberta J. oskarżonego w procesie poszlakowym o brutalne zabójstwo studentki Katarzyny Z. Jej okaleczone ciało pod koniec lat 90. wyłowiono z Wisły. Oskarżony jeszcze dziś będzie mógł opuścić mury aresztu.
Wyrok zapadł w czwartek. Sąd drugiej instancji uniewinnił Roberta J., którego dwa lata temu Sąd Okręgowy w Krakowie skazał na dożywocie.
Zdaniem sądu nie można skazać Roberta J. za zabójstwo Katarzyny Z., studentki, której ciało wyłowiono w 1999 roku w Wiśle. Dlaczego? W uzasadnieniu wyroku sędzia Sądu Apelacyjnego w Krakowie Marek Długosz podkreślił, że nie ma przekonania ani o winie, ani o niewinności Roberta J. - Wyrok uniewinniający nie oznacza, że sąd jest absolutnie przekonany, że oskarżony nie popełnił tej zbrodni, którą mu zarzucono. Wyrok uniewinniający w tej sprawie zapadł, bo musiał taki zapaść wedle reguł prawa procesowego, ponieważ sąd nie jest również absolutnie przekonany, że oskarżonemu została wina udowodniona, że możemy w sposób absolutnie pewny przyjąć, że oskarżony dokonał zabójstwa pokrzywdzonej - powiedział. Sąd zastosował regułę procesową in dubio pro reo, która wymaga od sądu rozstrzygać wątpliwości na korzyść oskarżonego.
- Przenosząc (tę regułę - red.) na realia tej sprawy, powinnością sądu jest stwierdzić wówczas, że oskarżony czynu mu zarzuconego nie popełnił - zaznaczył sędzia.
"My w tej sprawie nic nie wiemy"
Sprawą, która zakończyła się prawomocnym wyrokiem od lat zajmował się reporter "Czarno na białym", Łukasz Frątczak. Po uniewinnieniu oskarżonego przyznał, że decyzja sądu odwoławczego nie jest dla niego zaskoczeniem.
- Od siedmiu lat uważam, że prokuratura nie dysponuje dowodami, tylko poszlakami. Bo dowodów wskazujących na winę Roberta J. po prostu nie ma. Przykład? Prokuratura na pewnym etapie wydała komunikat, że zabezpieczono włosy ofiary w mieszkaniu Roberta J. i to rozwiewa wszelkie wątpliwości. Potem się jednak okazało, że nie wiadomo, czyje są te włosy, bo nie da się przeprowadzić badań DNA - zaznaczył Frątczak.
Czytaj reportaż Łukasza Frątczaka: Czekając na wyrok. Co wiemy, a czego nie po procesie odwoławczym w sprawie "Skóry"?
Podkreślił, że "w zasadzie tej sprawie nic nie wiemy".
- Proces poszlakowy cechuje się tym, że powinien pojawić się nierozerwalny łańcuch poszlak. Żeby mówić o udowodnieniu faktu Z, musi się to wiązać z faktem A, a z tego faktu musi bezsprzecznie wynikać fakt B, nie może być innej możliwości ani wątpliwości. Tutaj nie wiemy kiedy, nie wiemy gdzie, jak i dlaczego - podkreślał reporter.
Wskazywał, że śledczym nie udało się nawet ustalić, w jakich okolicznościach rzekomy oprawca i ofiara mieli się poznać.
- Robert J. jest osobą leczoną psychiatrycznie, wyszydzanym odludkiem. Katarzyna J. cierpiała na depresję, była osobą skrytą. Jak oni się poznali? W jaki sposób J. miał nakłonić studentkę psychologii do tego, żeby poszli razem oglądać kasety VHS? - wyliczał dziennikarz "Czarno na białym".
"Nie jestem bestią"
Na kilka dni przed wyrokiem pierwszy raz w procesie odwoławczym głos zabrał oskarżony, który zaapelował o wyrok uniewinniający.
- Nie jestem "Skórą". Nie jestem bestią. Nie jestem potworem. Nikogo nie zabiłem. Nikomu nie zrobiłem krzywdy. Jestem człowiekiem i obywatelem tego kraju, którego organy ścigania próbują od blisko ćwierć wieku uwikłać w sprawie zabójstwa Katarzyny Z. Zwracam się bezpośrednio do wysokiego sądu, bo to moja ostatnia nadzieja na sprawiedliwość – mówił J., który na koniec rozprawy odczytał swoje oświadczenie.
Czytaj też: Płaszcz z ludzkiej skóry w Wiśle. Reporterzy odkrywają nieznane fakty o zbrodni sprzed lat
Wyjaśniał w nim także, że nigdy nie spotkał Katarzyny Z. Jego zdaniem organy wmawiały mu, że dopuścił się zbrodni i dopuszczały się prowokacji, by przyznał się do winy.
- Nigdy nie przyznałem się do zabójstwa Katarzyny Z. i nigdy się nie przyznam, bo tego nie zrobiłem. (...) Krzyczę do was: uwierzcie mi, że tego nie zrobiłem – mówił oskarżony.
Czytaj za darmo w Premium: "Kto prowadził to postępowanie? Kto na sali sądowej rozdawał karty?"
Prokuratura uwierzyła w pamięć dziecka
Prokuratura i obrona w swoich mowach przed wyrokiem nawiązały do zeznań dwóch kluczowych świadków – matki i córki, które początkowo występowały anonimowo, a sąd w postępowaniu odwoławczym postanowił przesłuchać je w sposób jawny.
W stanowisku końcowym prokuratura podkreślała znaczenie tych zeznań, przede wszystkim wspomnień kobiety, która jako siedmiolatka miała widzieć oskarżonego w towarzystwie studentki Katarzyny Z. niedługo przed jej zaginięciem. Prokurator Piotr Krupiński przekonywał, że zapamiętała ona szczegóły tego spotkania z powodu typowej dla dziecka ciekawości świata, a także dlatego, że tamtego dnia pierwszy raz widziała J. w towarzystwie dziewczyny. Przed sądem opisywała ona ubiór, budowę ciała, kolor i długość włosów studentki.
- Brak jest jakichkolwiek podstaw, by kwestionować zeznania świadka co do kategoryczności rozpoznania Katarzyny Z. Świadek spontanicznie, szczerze i wiarygodnie przedstawiała wszystkie okoliczności, jakie zapamiętała z tego zdarzenia – mówił prok. Piotr Krupiński.
Czytaj też: Matka ma sto szwów i walczy o życie, syn usłyszał zarzut. Miał zadać kilkadziesiąt ciosów
Według prokuratury wiarygodności świadka nie wykluczał również wiek, a pojawiające się rozbieżności to naturalny efekt upływu czasu od opisywanych zdarzeń i nie są one istotne. Prokurator Krupiński przed sądem ocenił również, że wspomnienia matki tego świadka, która też zeznawała w tej sprawie, są "dowodem wspierającym kluczowe zeznania córki".
Obrońca o "manipulacjach"
Z kolei obrońca w stanowisku końcowym zarzucił organom ścigania myślenie tunelowe, manipulacje i niehumanitarne traktowanie jego klienta, a sądowi okręgowemu wiele uchybień, twierdząc, że "maksyma skazania za wszelką cenę bardzo silnie brzmiała na tamtej sali".
- Apelacja to akt oskarżenia wymierzony przez obronę przeciwko policji, prokuraturze i sądowi pierwszej instancji. Oskarżam te podmioty przynajmniej o odwrócenie oczu od prawdy, jak nie o celowe zaniechania, jak nie o manipulacje tym, co było w materiale dowodowym lub przymykanie oczu na to, co się działo – mówił mec. Łukasz Chojniak. - To nie jest sprawa jak każda inna. To, co się działo w tej sprawie, co pokazało przesłuchanie świadków, ujawnienie ich protokołów, ze strony obrony budzi trwogę – dodał.
Obrona podważała wiarygodność tych zeznań. Dwóm kluczowym świadkom przesłuchanym przed sądem apelacyjnym zarzuciła dopisywanie sobie tego, co ich zdaniem miało się wydarzyć, sugerowanie się przez córkę wspomnieniami matki oraz odtwarzanie jednej utrwalonej tezy.
- Nie twierdzę, że (świadkowie - przyp. red.) intencjonalnie rozmawiają, by pogrążyć Roberta. Twierdzę, że rozmawiając o tym, co pamiętają, nieświadomie uzgadniają wspólną wersję. I to widać – ocenił. - Z tych relacji wynika jednoznacznie, że obie panie mają absolutny problem, jeśli chodzi o odtwarzanie tego, co widziały – kontynuował.
Według obrońcy oskarżonego zeznania świadków i opinia morfologiczna na temat dowodu przeciwko Robertowi J. – chodzi o włos znaleziony w mieszkaniu oskarżonego, który połączono z Katarzyną Z. – "nie wytrzymują krytyki naukowej i kwestii oceny wiarygodności", a ewentualne inne dowody są "próbą zbudowania alternatywnego materiału dowodowego wobec jego braku".
Osią sporu była także kwestia uznania za dowód w sprawie włosów znalezionych w łazience oskarżonego, które połączono z Katarzyną Z., a także znalezionego w szczątkach kobiety pióra bażanta, takiego samego, jakie były w mieszkaniu oskarżonego. Według prokuratury te, jak również inne dowody, wskazują na winę oskarżonego. Obrona zbijała zasadność wykorzystania ich przeciwko Robertowi J.
Sprawa "Skóry". Proces odwoławczy i zeznania kluczowych świadków
Proces odwoławczy rozpoczął się przed Sądem Apelacyjnym w Krakowie w kwietniu br. Podczas czerwcowej rozprawy sąd apelacyjny postanowił przerwać wysłuchiwanie mów końcowych i wznowić przewód sądowy, żeby przesłuchać w sposób jawny dwóch kluczowych, dotychczas anonimowych świadków, których zeznania miały wpływ na wyrok skazujący Roberta J. na dożywocie.
Pierwsza z zeznających mówiła, że jako dziecko widziała oskarżonego w towarzystwie później zamordowanej kobiety, kiedy wraz z nią szedł klatką schodową do swojego mieszkania. Drugi świadek dopytywany o tę samą sytuację zeznał, że tamtego dnia widział J. z dziewczyną, ale przed sądem nie był pewien, czy była to Katarzyna Z.
***
Do morderstwa studentki Katarzyny Z., której fragmenty skóry i ciała wyłowiono z Wisły, doszło pod koniec lat 90.
Robert J. od 2017 r. przebywał w areszcie. Akt oskarżenia w sprawie zabójstwa studentki sformułował w 2019 r. Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Krakowie. We wrześniu 2022 r. Sąd Okręgowy w Krakowie po rozpoznaniu sprawy na 85 rozprawach uznał, że J. zabił młodą kobietę i zbezcześcił jej zwłoki, a następnie wyrzucił jej szczątki do rzeki.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Łukasz Gągulski