W środę ruszyła apelacja w sprawie zabójstwa krakowskiej studentki, której szczątki znaleziono w 1999 roku w Wiśle. Robert J., który w 2022 roku został za tę zbrodnię skazany na dożywocie, ponownie zasiadł na ławie oskarżonych.
Apelacje od wyroku skazującego złożyła prokuratura i obrońcy J. Adwokaci zgłosili zastrzeżenia do sposobu przeprowadzenia postępowania przez sąd oraz do opinii biegłych. Z kolei apelacja prokuratury ma związek z kwalifikacją czynu oraz kosztami postępowania.
Posiedzenie rozpoczęło się w środę rano. Pierwsza decyzja sądu dotyczyła jawności postępowania - prokuratura, w przeciwieństwie do obrońców, chciała, by proces odbywał się za zamkniętymi drzwiami. Sąd przychylił sie do wniosku obrony, proces będzie jawny.
Sąd dopuścił do udziału w rozprawie także przedstawicieli dwóch organizacji społecznych – Court Watch i Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
"Punktualny, uczciwy, w Boga wierzy"
Przed salą sądową zjawił się też ojciec Roberta J. Pytany przez dziennikarzy, czy jest w pełni przekonany o niewinności syna odpowiada stanowczo: oczywiście, że tak.
– Ja już wiele razy pisałem na ten temat, że dla mnie to jest 100 procent. Ja wtedy wypowiadałem 99,9 – tę jedną dziesiątą pozostawiam po to, że może się kogoś bał, może kogoś krył albo coś w tym stylu – mówi mężczyzna.
Ojciec Roberta J. zapewnia, że "zna swojego syna i wie, jak go wychowywał". – Ja jestem człowiekiem – a on jest taki sam – który jest punktualny, uczciwy, w Boga wierzy. Co Bogu to Bogu, co Kubie to Kubie. Nigdy nie opuścił żadnego głosowania, ja też nie, tego się uczyliśmy. A nawet jak papier leży na ziemi, to my go podnosimy i wyrzucamy do kosza. Tak mnie uczono i tak ja jego uczyłem – przekonuje.
Obecnie mężczyzna nie odwiedza syna, a na widzenia chodzi jego żona. Powód? Stanie długo przed bramą więzienia i proszenie o wpuszczenie uważa za upokarzające. – Jakbym się prosił, jak taki Jurand ze Spychowa. Dlaczego? Co ja takiego złego zrobiłem? – pyta ojciec Roberta J.
Obrońca: dowody zostały źle ocenione
Robert J. oskarżony został o brutalne zabójstwo młodej kobiety, której fragmenty skóry i ciała pod koniec lat 90. wyłowiono z Wisły. We wrześniu 2022 roku sąd pod przewodnictwem sędzi Beaty Marczewskiej po rozpoznaniu sprawy na 85 terminach rozpraw uznał, że J. brutalne zabił młodą kobietę i zbezcześcił jej zwłoki, a następnie wyrzucił jej szczątki do rzeki. Uzasadnienie wyroku było niejawne. Sporządzanie pisemnego uzasadnienia, liczącego ponad 800 stron, zakończono we wrześniu br.
Czytaj też: Uzasadnienie wyroku w sprawie "Skóry" powstawało przez rok. Robert J. dostanie rekompensatę
W październiku adwokat Łukasz Chojniak poinformował o złożeniu apelacji i stwierdził, że "sąd nie był w stanie wskazać żadnego racjonalnego dowodu, który sprowadził go do wniosku, że jego klient jest sprawcą przypisanego mu czynu". - Natomiast dowody, które sąd bierze pod uwagę, są w sposób wadliwy przeprowadzone, źle ocenione. Co więcej, co do części z tych dowodów obrona nie miała prawa się wypowiedzieć czy zadawać pytań świadkom – przekazał obrońca.
Z kolei Prokuratura Krajowa zarzuciła w apelacji naruszenie prawa procesowego, błąd ustaleń faktycznych oraz obrazę przepisów prawa materialnego – "poprzez pominięcie w kwalifikacji prawnej czynu przypisanego oskarżonemu art. 189 § 1 kk, art. 262 § 2 kk oraz art. 12 kk".
Prokuratura: torturował i zabił studentkę
Tak zwana sprawa "Skóry" została określona jedną z największych zagadek polskiej kryminalistyki. Proces domniemanego sprawcy zbrodni, który podczas pierwszej sądowej rozprawy nie przyznał się do zarzucanych mu czynów, rozpoczął się w 2020 r.
Akt oskarżenia w tej sprawie miał cztery tomy; liczył ok. 800 stron, a jej akta to niemal 500 tomów. Rozpoczęcie tego procesu stanowiło finał wielowątkowego śledztwa prowadzonego m.in. przez policjantów z tzw. Archiwum X. W poszukiwanie zabójcy zaangażowanych było wielu polskich i zagranicznych ekspertów.
Według ustaleń J. miał popełnić zbrodnię z powodu zaburzeń preferencji seksualnych o cechach sadystycznych i fetyszystycznych. Mężczyzna miał stosować przemoc, pozbawić ofiarę wolności, podawać określone związki chemiczne, m.in. leki przeciwpsychotyczne i przeciwlękowe. Młodą kobietę - według aktu oskarżenia - więził, maltretował fizycznie i psychicznie; kopał ją, bił twardym narzędziem i używał noża, powodując u niej liczne złamania, a także rany kłute i szarpane. Zwłoki rozkawałkował i wrzucił do rzeki. Tożsamość ofiary ustalono dzięki badaniom genetycznym.
Roberta J. zatrzymano w 2017 r. na krakowskim Kazimierzu; nie przyznał się do winy. Jak podała PK, mężczyzna złożył obszerne wyjaśnienia, ale odmówił odpowiedzi na niektóre pytania.
Czytaj też: Płaszcz z ludzkiej skóry w Wiśle. Reporterzy odkrywają nieznane fakty o zbrodni sprzed lat
Źródło: PAP / tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24