Przed Sądem Okręgowym w Krakowie ruszył proces z powództwa ojca dziecka z in vitro przeciwko profesorowi Wojciechowi Roszkowskiemu, autorowi podręcznika do przedmiotu Historia i Teraźniejszość. Pozwany nie pojawił się we wtorek w sądzie. Kamil Mieszczankowski będzie wraz z pełnomocnikiem udowadniał w procesie cywilnym, że doszło do stygmatyzowania dzieci poczętych w wyniku zapłodnienia pozaustrojowego.
Wojciech Roszkowski nie stawił się na rozprawę, ponieważ - jak poinformował jego pełnomocnik Artur Wdowczyk - nie otrzymał drogą pocztową zawiadomienia o terminie rozprawy.
Na pytanie sędziego, czy strony są gotowe pójść na ugodę, powodowie nie wykluczyli takiej możliwości. Adwokat pozwanego poinformował, że zapyta o to swojego klienta, ale - jak dodał - "widzi utrudnienia, bo pozwany został za coś, czego nie napisał".
Proces za podręcznik do HiT-u
Autorem pozwu jest ojciec dziewczynki, która przyszła na świat za pomocą metody in vitro. Przed wejściem na salę rozpraw podkreślał, że jego oburzenie wywołał ten fragment dotyczący płodności i planowania rodziny (który ostatecznie został usunięty z podręcznika):
"Wraz z postępem medycznym i ofensywą ideologii gender wiek XXI przyniósł dalszy rozkład instytucji rodziny. Lansowany obecnie inkluzywny model rodziny zakłada tworzenie dowolnych grup ludzi czasem o tej samej płci, którzy będą przywodzić dzieci na świat w oderwaniu od naturalnego związku mężczyzny i kobiety, najchętniej w laboratorium. Coraz bardziej wyrafinowane metody odrywania seksu od miłości i płodności prowadzą do traktowania sfery seksu jako rozrywki, a sfery płodności jako produkcji ludzi, można powiedzieć hodowli. Skłania to do postawienia zasadniczego pytania: kto będzie kochał wyprodukowane w ten sposób dzieci? Państwo, które bierze pod swoje skrzydła tego rodzaju "produkcję"? Miłość rodzicielska była i pozostanie podstawą tożsamości każdego człowieka, a jej brak jest przyczyną wszystkich prawie wynaturzeń natury ludzkiej".
- Pozew jest dobrze uzasadniony, zebrane dowody jasno wskazują, że autorowi chodziło o dzieci poczęte w ramach procedury in vitro - mówił reporterowi TVN24 Kamil Mieszczankowski przed rozpoczęciem procesu. Zaznaczał, że domaga się przeprosin.
- Należą się one nie tylko nam, ale wszystkim rodzinom, które doczekały się dzieci z in vitro - podkreślał powód. Zaznaczał, że oprócz przeprosin, będzie domagał się od pozwanego wpłaty na stowarzyszenie "Nasz Bocian".
- Jak pan odniesie się do faktu, że wskazany przez pana fragment ostatecznie został usunięty z podręcznika? - dopytywał reporter.
- Uważam, że to jednoznaczne potwierdzenie słuszności naszego pozwu. Pan minister Czarnek i zdaje się autorzy i wydawnictwo doszli do wniosku, że jest to fragment, który budzi poważne kontrowersje i może być przedmiotem postępowania sądowego, co właśnie się dzieje - odpowiedział Mieszczankowski.
Pełnomocnik profesora Artur Wdowczyk podkreślił, że pozew dotyczy słów, które nigdy nie zostały napisane. - Nie widziałem nigdy, żeby pozwać kogoś za coś, czego nie napisał. To niebezpieczny proces, bo oznacza, że każdy może być pozwany za coś, czego nie napisał - stwierdził.
Podkreślał, że we wskazywanym fragmencie nie ma "ani słowa o in vitro". - Mi się to kojarzy bardziej z Chinami (...) moim zdaniem chodziło o możliwe machinacje genetyczne, że ktoś na przykład chce mieć dziecko z niebieskimi oczami. Natomiast nie dotyczy to in vitro, metody przecież powszechnej - zaznaczył mecenas.
Wniosek o wyłączenie ze sprawy sędziego Waldemara Żurka
Sędzią w tym procesie został wybrany, w drodze losowania, Waldemar Żurek. Pełnomocnik pozwanego domagał się we wtorek, aby sędzia Żurek wyłączył się ze sprawy. Wdowczyk wniosek taki argumentował m.in. tym, że w przeszłości prowadził wygraną sprawę przeciwko sędziemu. - Wniosek ma być rozpatrywany - przekazał reporter TVN24 Mateusz Półchłopek.
Obrońca pozwanego powołał się też na art. 6 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, w którym mowa o prawie do rzetelnego procesu, w tym rozpatrzenia sprawy przez niezawisły i bezstronny sąd.
Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich poinformowało, że Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP objęło monitoringiem sprawę pod kątem przestrzegania praw człowieka i obywatela w zakresie wolności słowa. "W ocenie CMWP w postępowaniu zachodzi zagrożenie naruszenia praw prof. Wojciecha Roszkowskiego, a także pozwanego Wydawnictwa" - podało SDP.
Internetowa zbiórka i 28 potwierdzonych ciąż
Kamil Mieszczankowski podkreślił, że wejście na drogę sądową było możliwe dzięki pieniądzom zebranym w ramach internetowej zbiórki. Niezbędną kwotę - 30 tysięcy złotych - udało mu się zgromadzić w zaledwie sześć godzin.
- Ostatecznie udało się zebrać 1100 procent więcej. Nadmiarowe środki pozwoliły na stworzenie programu "In Vitro to Hit" - opisał mężczyzna.
250 tysięcy złotych zebranych środków przekazał na program in vitro w miejscowościach, w których samorządy nie finansują tej metody. Drugie tyle dołożyły prywatne kliniki leczenia niepłodności.
W sierpniu autor zbiórki i pozwu informował, że w ramach programu poczęły się pierwsze dzieci.
- W kwietniu było już 28 potwierdzonych ciąż. Wszystko dzięki panu (Wojciechowi - red.) Roszkowskiemu - dodał z uśmiechem Mieszczankowski.
Historie szczęśliwych par opublikowało stowarzyszenie "Nasz Bocian":
"Wdzięczność za wsparcie, radość i szczęście z uzyskanego efektu, to jakby nic nie powiedzieć. Jesteśmy parą, która od ponad 6 lat odbijała się od drzwi specjalistów (...) Aż tu nagle szansa, jaka dał nam program "In vitro to HiT!". Dostaliśmy się, szok. I udało się, mamy bijące serduszko!" - napisali Kamila i Mirek.
"Wracamy właśnie z USG z naszym okruszkiem na pokładzie. Przed chwilą zobaczyliśmy serduszko. Jesteśmy tak wzruszeni, szczęśliwi i wdzięczni…" - cieszyli się Natalia i Paweł.
In vitro w Polsce
Od lipca 2013 roku do końca 2016 roku w Polsce obowiązywał rządowy program in vitro, dzięki któremu przez trzy i pół roku na świat przyszły ponad 22 tysiące dzieci. Na ten cel ze środków publicznych przeznaczono wówczas 250 milionów złotych. Po dojściu do władzy Prawa i Sprawiedliwości ówczesny minister zdrowia Konstanty Radziwiłł poinformował o rezygnacji z tego programu. W zamian pojawił się "program prokreacyjny", w wyniku którego w 15 miesięcy doszło do zaledwie 209 narodzin. Od 2016 roku leczenie niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego dofinansowują niektóre samorządy.
Niepłodność jest klasyfikowana przez WHO jako choroba cywilizacyjna. Problem ten dotyczy 15-20 proc. par w wieku prokreacyjnym. Szacuje się, że w Polsce niepłodność dotyka około trzech milionów osób.
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock / Wydawnictwo Biały Kruk