Niedźwiedzica, która w Wołkowyi (woj. podkarpackie) wchodziła na posesje, a potem wyjadała drób i króliki, została odłowiona i wywieziona poza teren gminy. Ale to - jak podkreśla wójt Adam Piątkowski - nie rozwiązuje problemu, bo w wioskach pojawiło się kilka nowych osobników. Ich płoszeniem i odławianiem od kilku tygodni zajmuje się specjalna grupa interwencyjna. - Sytuacja jest niebezpieczna - przyznaje wójt i apeluje do mieszkańców i turystów o ostrożność.
Informację o tym, że niedźwiedzicę udało się odłowić i wywieźć, wójt gminy Solina Adam Piątkowski przekazał w mediach społecznościowych. Od kilku tygodni w gminie funkcjonuje specjalna grupa interwencyjna, która zajmuje się m.in. odławianiem problematycznych zwierząt. - Postawiliśmy trzy klatki w miejscach, gdzie niedźwiedzica robiła największe szkody, nęciliśmy i po półtora miesiąca udało nam się ją odłowić i wywieźć w inne miejsce - mówi nam wójt.
Jak przekazał wójt w rozmowie z tvn24.pl, to ten sam osobnik, który od ponad dwóch lat bytuje na terenie gminy. Przez ostatnich kilka miesięcy niedźwiedzica pojawiała się głównie w Wołkowyi, gdzie wchodziła na posesje, forsowała zabezpieczenia klatek i kurników i wyjadała króliki i drób, głównie kury i gołębie.
- Mamy z nią spory problem. Była już odłowiona i wywieziona około sto kilometrów od naszej gminy, ale po dwóch tygodniach wróciła. Nie wiem więc, czy ta sytuacja się i teraz nie powtórzy - mówi Adam Piątkowski.
Oprócz znanej już władzom i mieszkańcom niedźwiedzicy na terenie gminy w ostatnim czasie zaobserwowano nowe osobniki. - Jest ich kilka, około pięciu, pojawiają się w różnych miejscowościach. Przemieszczają się między naszą, a sąsiednią gminą - relacjonuje wójt.
Jak dodaje, mieszkańcy zgłaszali też przypadki, kiedy w jednym miejscu widzieli dwa niedźwiedzie. To czas, kiedy te drapieżniki łączą się w pary. - W parach mogą być bardziej niebezpieczne - podkreśla wójt.
Nie boją się huku. "Wiedzą, że nic im nie grozi"
Kiedy drapieżniki podchodzą do zabudowań są płoszone za pomocą m.in. petard hukowych, ale jak przyznaje wójt, ten sposób przestał być skuteczny. - Ostatnio zadzwonił do mnie sąsiad z informacją, że ma w ogrodzie niedźwiedzia, który przyszedł na poziomki. Próbował odstraszyć go petardami, ale niedźwiedź tylko podniósł głowę, popatrzył na niego i jadł dalej - relacjonuje nasz rozmówca.
Drapieżnik nie zareagował też na większą, błyskowo-hukową petardę. - Poszedł sobie dopiero kiedy najadł się poziomek - opowiada wójt.
Adam Piątkowski: - Przez ostatnie trzy lata niedźwiedzie przyzwyczaiły się do tych metod odstraszania i już na nie nie reagują. Okazuje się, że te działania są bezskuteczne. Niedźwiedzie to inteligentne zwierzęta, wiedzą, że z tej strony nie grozi im żadne niebezpieczeństwo.
Dlatego wójt po raz kolejny apeluje do mieszkańców i turystów o ostrożność. Na terenie gminy stoją tablice, które ostrzegają przed niedźwiedziami, ogłoszenia publikowane są na stronie Urzędu Gminy w Solinie i w mediach społecznościowych. - Prowadzimy akcje, informujemy i podkreślamy, że niedźwiedź to nie jest miś od Brzechwy, trzeba uważać i odpowiednio reagować, aby być bezpiecznym - podkreśla wójt.
I dodaje. - Niedźwiedź jest dzikim zwierzęciem, może zachowywać się nieprzewidywalnie i stanowić zagrożenie dla człowieka.
Grupa interwencyjna będzie odławiać i płoszyć niedźwiedzie
Grupa interwencyjna, o której mówi wójt, powstała w maju na mocy umowy podpisanej przez Gminę Solina i Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Rzeszowie (WFOŚiGW). Tworzą m.in. lekarze weterynarii, naukowcy, leśnicy i myśliwi. Będą odławiać problematyczne zwierzęta i zakładać im obroże wyposażone w system lokalizacji. Dzięki temu będzie można na bieżąco śledzić ich położenie. Kiedy wejdzie na teren zabudowany, na miejsce uda się grupa interwencyjna, która będzie płoszyć zwierzę.
Dzięki dofinansowaniu z WFOŚiGW, które wyniosło 124 tysiące złotych, gmina Solina wyposażyła grupę w specjalistyczny sprzęt, w tym m.in. obroże telemetryczne dla niedźwiedzi i urządzenia do ich obsługi, fotopułapki, noktowizor, broń hukową do wystrzeliwania rac i petard i markery paintballowe z zestawem kulek do płoszenia zwierząt.
Problem w tym, że - jak podkreśla Marek Pasiniewicz, wiceprezes Fundacji Bieszczadziki - przy której powstała grupa interwencyjna, dostępne im środki nie zawsze są skuteczne.
- W ubiegłym roku spędziliśmy w terenie na płoszeniu problematycznej niedźwiedzicy 625 godzin. Udało się ją przepłoszyć do lasu i przestała zbliżać się do zabudowań. Wówczas to było młode zwierzę, karabinek paintballa wystarczył. W tym roku te same narzędzia były już nieskuteczne, bo zwierzę podrosło, nabrało masy i strzał z karabinka nie był już dla niego tak bolesny - wyjaśnia Marek Pasiniewicz.
W Tatrzańskim Parku Narodowym niedźwiedzie można płoszyć za pomocą specjalnej broni i amunicji z gumowymi pociskami. Członkowie bieszczadzkiej grupy również o taką zgodę wystąpili do MSWiA, ale jej nie otrzymali. - Mamy związane ręce. Mamy myśliwych, którzy dysponują odpowiednim sprzętem, ale nie mamy zgody na jego użycie - dodaje nasz rozmówca.
- W Tatrzańskim Parku Narodowym działa to tak. Kiedy dzikie zwierzę po raz kolejny wkracza na teren zabudowany, zostaje odłowione, wyposażone w obrożę telemetryczną i wypuszczone z dala od zabudowań. Dzięki specjalnej aplikacji i nadajniku w obroży można na bieżąco monitorować, gdzie znajduje się niedźwiedź. Kiedy zwierzę zbliża się do zabudowań, na miejsce jedzie grupa interwencyjna i strzela do niego gumowymi kulkami. Zwierzę to miejsce zaczyna kojarzyć z bólem i przestaje do niego wracać - wyjaśnia Pasiniewicz.
O niedźwiedziach na komisji do spraw bezpieczeństwa
Ale - jak podkreśla Pasiniewicz - zgodnie z przepisami tej broni może używać wyłącznie policja. - Jesteśmy w kontakcie. Próbujemy wypracować procedury postępowania w sytuacjach kryzysowych. Sytuacja jest dość skomplikowana, ale myślę, że idziemy w dobrym kierunku - przyznał wiceprezes Bieszczadzików. I dodał: Staramy się robić wszystko, aby nie strzelać do tych niedźwiedzi.
Katarzyna Fechner, oficer prasowa Komendy Powiatowej Policji w Lesku w rozmowie z tvn24.pl zapewniła, że mundurowi będą interweniować w każdej sytuacji, w której mienie, bezpieczeństwo, zdrowie lub życie ludzi będzie zagrożone.
- Komendant (leskiej policji przyp. red.) skierował do starosty leskiego pismo o zwołanie komisji do spraw bezpieczeństwa, której tematem będzie sprawa zagrożenia ze strony dzikich zwierząt, przede wszystkim niedźwiedzi - przekazała mundurowa.
Spotkanie ma się odbyć 27 czerwca.
Potrzebna prewencja i edukacja
Ale nawet najlepsze procedury nie będą skuteczne, jeśli mieszkańcy i turyści nie będą przestrzegać kilku zasad. Przede wszystkim - o co leśnicy i przyrodnicy apelują od lat - należy w odpowiedni sposób zabezpieczać pojemniki na śmieci i kompostowniki, bo resztki wrzucanego tam pokarmu nęcą zwierzęta.
Należy również odpowiednio zabezpieczać pasieki i hodowle zwierząt - kurniki, gołębniki, klatki na króliki itp. - Gminie Solina udało się zdobyć fundusze na zakup pastuchów elektrycznych. Informujemy mieszkańców, jak prawidłowo zabezpieczać inwentarz, ale nie zawsze te zabezpieczenia powstają. Dlatego nasza grupa, poza próbą ograniczenia niepożądanych zachowań dzikich zwierząt, będzie zajmować się edukacją społeczeństwa, bo tylko kiedy działania będą przebiegały dwutorowo jest szansa na to, aby ograniczyć ilość zdarzeń konfliktowych z udziałem dzikich zwierząt - konkluduje Marek Pasiniewicz.
Niedźwiedzi potrafi zabić jednym uderzeniem łapy
Niedźwiedź brunatny objęty jest w Polsce ścisłą ochroną od 1952 roku. Według szacunków na Podkarpaciu od początku lat 70. ubiegłego wieku ponad sześciokrotnie wzrosła jego liczebność. 40 lat temu było ich niespełna 20 i występowały jedynie w Bieszczadach. Ćwierć wieku później było ich już 50, a w pierwszych latach tego stulecia - 100.
Obecnie w południowo-wschodniej Polsce, głównie w Bieszczadach, Beskidzie Niskim i na Pogórzu Przemyskim bytuje blisko 200 tych drapieżników. To 90 procent polskiej populacji.
Niedźwiedzie mogą być niebezpieczne dla ludzi, gdy zaskoczymy je w ich naturalnym środowisku. Szczególnie groźnie mogą być matki z młodymi, które w obronie potomstwa mogą stanowić śmiertelne zagrożenie. Dorosły osobnik, kiedy stanie wyprostowany na tylnych łapach, mierzy ponad trzy metry wysokości, a jego waga może dochodzić nawet do pół tony. Taki niedźwiedź potrafi zabić jednym uderzeniem łapy.
Aby uniknąć spotkania z niedźwiedziem należy poruszać się wyłącznie po wyznaczonych szlakach. Unikać wieczornych, samotnych wycieczek po lasach. Nie wchodzić w gęste zarośla (młodniki, uprawy), gdzie mogą przebywać te drapieżniki.
Jeśli jednak dojdzie do spotkania z niedźwiedziem, nie należy uciekać, wykonywać gwałtownych ruchów ani patrzeć zwierzęciu w oczy, bo to może sprowokować je do ataku. Najlepiej powoli, ostrożnie się wycofać. Jeśli jednak dojdzie do ataku drapieżnika, należy położyć się płasko na ziemi, przylgnąć brzuchem do podłoża rękami osłaniając szyję i głowę.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Paweł Debinski