- Były telefony, pisma, prośby o pomoc. Jest listopad, a moje dziecko siedzi w domu – załamuje ręce matka niepełnosprawnego Patryka z miejscowości Łojki koło Blachowni. Chłopiec nie chodzi od września do szkoły, bo gmina wciąż nie zorganizowała mu dojazdu. Jego matka odbija się więc od drzwi, a burmistrz jak ognia unika konkretnych deklaracji. Sprawą zajęła się reporterka TTV, Marta Kupiec.
10-letni Patryk urodził się z poważną wadą genetyczną. Nie mówi, jest opóźniony w rozwoju psychicznym i fizycznym. Cierpi m.in. na padaczkę. Od września miał chodzić do szkoły specjalnej w Częstochowie, która znajduje się 13 kilometrów od jego domu.
Rodzice poszli do urzędu gminy, by załatwić wszystkie formalności. Zgodnie z ustawą o systemie oświaty, to na gminie spoczywa bowiem obowiązek zorganizowania dowozu dziecka niepełnosprawnego do szkoły, a potem do domu. Wszystko trwa jednak długie miesiące.
Absurdalnie niska kwota
- Urzędnicy gminy Blachownia tłumaczą, że to jest bardzo ciężka sprawa załatwić transport. Wysyłają mi pisma - tłumaczy matka Patryka, Katarzyna Kwiatkowska.
Z jednego z nich, Katarzyna Kwiatkowska dowiedziała się, że gmina cały czas szuka przewoźnika. Może więc sama dowozić dziecko (co w przypadku rodziny jest niemożliwe) albo znaleźć kogoś, kto zrobi to za nią. Tu jednak też nie jest tak prosto. Gmina bowiem zwraca tylko 50 groszy za kilometr.
Biorąc zaś pod uwagę, że odległość między domem a szkołą wynosi 13 kilometrów, urzędnicy wyliczyli, że za pokonanie tej trasy w jedną stronę zwrócą 6,50 zł.
Burmistrz ucieka od odpowiedzi
Burmistrz Blachowni, Anetta Ujma, nie potrafiła powiedzieć, kiedy Patryk będzie miał zapewniony dojazd do szkoły. – Tak jak dla innych rodziców dzieci niepełnosprawnych w naszej gminie, umowa była niezwłocznie przygotowana i w każdej chwili czeka na podpisanie. Będziemy zwracać te koszty, nie ma tutaj żadnych opóźnień - mówiła reporterce Blisko Ludzi TTV.
Po namowach pokazała umowę, która - jej zdaniem - czeka na panią Katarzynę od 1 września. Dodajmy, że o pomoc do gminy zwróciła się ona dopiero… 2 września.
Jednocześnie Anetta Ujma nie chciała komentować sprawy 50 groszy zwrotu za przejechany kilometr.
"W innej normalnej gminie dowóz załatwia się niezwłocznie"
Jak się okazuje, problem dotyczy nie tylko Patryka i jego rodziców. Reporterka TTV, Marta Kupiec dotarła do matki innego niepełnosprawnego dziecka. Ona również w tej samej gminie starała się o zorganizowanie dojazdu do szkoły dla swojego syna. Teraz jednak wozi dziecko sama, a zwrot pieniędzy od gminy nie wystarcza jej nawet na benzynę. – Nie mam na tyle odwagi, żeby walczyć z gminą – tłumaczy kobieta.
Sprawą zajęła się już jedna z krakowskich fundacji. – Przygotowujemy skargę na działania urzędników do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Mamy nadzieję, że zmusi ich to do tego, by ten dowóz w końcu zapewnili. W każdej innej, normalnej gminie, taki dowóz załatwia się niezwłocznie, bez problemu – mówi Piotr Pawłowski z Fundacji Instytut Rozwoju Regionalnego.
Z miejscowości Łojki do Częstochowy jest 13 kilometrów:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: NS / Źródło: TTV
Źródło zdjęcia głównego: TTV Blisko ludzi