Nazwali go Fart, bo gdyby nie mecz, nikt by go nie znalazł i wykrwawiłby się na śmierć. Leżał na boisku z raną postrzałową i śrutem w kręgosłupie. Konał w strugach deszczu.
Psa znalazł w sobotę opiekun boiska w Kochcicach pod Lublińcem.
Pogoda nie na spacer, deszcz. Opiekun przyszedł na boisko tylko dlatego, że miał się tu odbyć mecz piłki nożnej. O 17 Mechanik Kochcice miał zagrać z Promieniem Glinicą.
Pies leżał z boku, za tujami, ogradzającymi murawę. Opiekun zaalarmował OTOZ Animals w Lublińcu. Zanim obrońcy zwierząt przybyli na miejsce, drugi telefon: - Ten pies już nie żyje.
Mimo to pojechali. Pies miał ranę pod okiem, w ogóle się nie ruszał, ale oddychał.
- Poprosiliśmy wójta o specjalny transport i czekaliśmy przy nim - mówi Małgorzata Tychowska z Animalsów.
Lało dalej, mecz się rozpoczął, a trener Promienia okrył psa swoją kurtką. W pierwszej połowie jego drużyna przegrywała, ostatecznie zakończyło się remisem.
Zrobiło się późno. Przysłana przez wójta firma długo woziła psa w poszukiwaniu całodobowej kliniki weterynaryjnej.
Lekarz znalazł przy kręgosłupie psa śrut. Prawdopodobnie ktoś do niego strzelał.
I tak miał szczęście, dlatego obrońcy zwierząt nazwali go Fart. Wydobrzał, czeka na nowy dom.
Autor: mag / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: OTOZ Animals w Lublińcu