W wyniku wybuchu i zawalenia się budynku parafii ewangelicko-augsburskiej w Katowicach Szopienicach zginęły dwie osoby. - To dla mnie szok i wstrząs - mówi proboszcz parafii. Opisuje, że w tragiczny piątek od wczesnych godzin porannych miał informacje od wikariusza, że w klatce schodowej czuć gaz. Mieli otworzyć okna, zakręcić główny zawór gazu, mieszkańcy mieli opuścić budynek. - W tym dniu został wezwany fachowiec - powiedział duchowny.
W piątek, 27 stycznia około godziny 8.30 doszło do wybuchu w kamienicy przy ulicy Bednorza w katowickiej dzielnicy Szopienice. To była plebania kościoła ewangelicko-augsburskiego. W wyniku eksplozji połowa budynku się zawaliła.
W momencie wybuchu w środku było dziewięć osób. Siedem udało się uratować. Cztery z nich trafiły do szpitala, w tym dwójka dzieci - córki wikariusza parafii w wieku 3 i 5 lat.
Niestety dwie osoby zginęły. To 69-letnia kobieta i jej 41-letnia córka. Ich ciała zostały wydobyte z gruzowiska w piątek po południu.
Przyczyną tragedii najprawdopodobniej był wybuch gazu. Zniszczony budynek był ogrzewany gazem z miejskiej sieci, gazu używano też do gotowania.
Dzisiaj w rozmowie z dziennikarzami TVN24 proboszcz parafii Adam Malina powiedział, że w klatce schodowej plebanii w piątek od rana czuć było gaz.
Od rana czuli gaz w klatce schodowej
Z proboszczem TVN24 rozmawiał przed niedzielną mszą w kościele parafii ewangelicko-augsburskiej w Lędzinach. Malina przyznał, że w momencie eksplozji nie było go w Katowicach.
Opisał, co się działo w piątek od rana. "Od wczesnych godzin porannych otrzymałem informacje od wikariusza, iż na klatce schodowej naszego budynku czuć gaz, i to zdecydowanie. Szybko zdecydowaliśmy, iż podejmie [wikariusz - red.] działania typu pootwieranie wszystkich możliwych okien, zakręci główny zawór gazu i będą się starać ten budynek opuścić, informując też pozostałych tam mieszkających, żeby też to uczynili" - relacjonował..
Dodał, że w ciągu kilku, kilkunastu minut "został wezwany fachowiec, który miał sprawdzić", czy gaz się ulatnia. - Niestety z kolejnych telefonów dowiedziałem się, że doszło do wybuchu - powiedział proboszcz.
- Jest i strach, i złość, i poczucie winy - a co, gdybyśmy wyszli wcześniej? I żal właśnie, ale z drugiej strony szczęście, że żyjemy, że jesteśmy stosunkowo w dobrym stanie - mówiła wczoraj reporterce TVN24 Joanna Ucińska, matka dziewczynek, które ucierpiały w katastrofie.
Cztery rodziny straciły dorobek życia
Proboszcz zjawił się na miejscu kilkadziesiąt minut po katastrofie. W sobotę dowiedział się od powiatowego inspektora nadzoru budowlanego, że cały budynek plebanii ma zostać rozebrany. - Dziś prace rozbiórkowe się rozpoczęły - dodał.
Z pomocą władz Katowic parafia zadbała, by zapewnić noclegi osobom, które zostały bez dachu nad głową.
- Diecezja katowicka Kościoła ewangelickiego udzieliła nam pomocy, także parafianie otworzyli swoje domy. Nikt nie został bez schronienia - zapewnił Malina. Dodał, że trwają zbiórki pieniędzy i rzeczy dla poszkodowanych. - Cztery rodziny straciły cały dorobek życia - powiedział duchowny.
Rzeczniczka katowickiego magistratu Sandra Hajduk przekazała, że spośród mieszkańców zniszczonego budynku dwie osoby zdecydowały się skorzystać z oferty miasta, dotyczącej zamieszkania oraz wyżywienia. Pozostali wybrali miejsca u swoich bliskich.
Śledztwo prokuratory
Jeszcze w piątek Prokuratura Okręgowa w Katowicach wszczęła śledztwo w sprawie wybuchu i zawalenia się budynku plebanii kościoła ewangelicko-augsburskiego. Tego dnia przesłuchani zostali pierwsi świadkowie. Zabezpieczono monitoring z miejsca katastrofy, przeprowadzono oględziny uszkodzonych samochodów.
Od godzin porannych w piątek na miejscu zdarzenia był prokurator; został tam skierowany także biegły z zakresu budownictwa oraz instalacji elektrycznych i gazowych. Jak sygnalizowano, po zakończeniu akcji ratunkowej i pozytywnej decyzji inspektora nadzoru budowlanego ws. możliwości wykonania czynności, miały zostać przeprowadzone oględziny miejsca katastrofy.
W piątek po godzinie 21 strażacy zakończyli przebieranie gruzowiska pod kątem sprawdzenia, czy nie ma tam więcej poszkodowanych i przekazali teren policji. W sobotę od rana na miejscu pracował nadzór budowlany.
Jak przekazała w sobotę rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Katowicach Marta Zawada-Dybek, inspektorzy nadzoru zgodzili się na ograniczony zakres czynności śledczych - ze względu na kwestie bezpieczeństwa.
- Prokurator rozpoczął oględziny miejsca zdarzenia, ale ponieważ nie mamy zgody inspektora nadzoru budowlanego na wejście na teren samego budynku, ze względu na stan techniczny – zagrożenie zawaleniem – te oględziny są ograniczone do miejsc, w których jest to możliwe. Oględziny prowadzone są przez prokuratora z udziałem biegłego – zasygnalizowała Zawada-Dybek.
Z tych względów trudno przesądzać, jak długo i w jakiej formie będą trwały konieczne oględziny. Równolegle natomiast trwają przesłuchania świadków; przesłuchano już m.in. osoby pokrzywdzone ze zniszczonego budynku (poza rannym mężczyzną przebywającym w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich).
Zakończono też oględziny uszkodzeń w okolicznych budynkach i zniszczeń samochodów. Sekcje zwłok ofiar katastrofy odbędą się w najbliższych dniach. - Co do ustaleń, jest za wcześnie, by cokolwiek mówić, musimy przeprowadzić niezbędne czynności, a ze względu na ich zakres na pewno będzie to śledztwo czasochłonne - zasygnalizowała prok. Zawada-Dybek.
W niedzielę prokurator przekazała, że dalsze informacje przekaże w poniedziałek.
- Ulica Bednorza jest wciąż wyłączona z ruchu z powodu prowadzonych tam czynności prokuratury - przekazał nam Łukasz Paździora z biura prasowego śląskiej policji.
Uczniowie szkoły naprzeciwko będą uczyć się zdalnie
Wybuch był tak silny, że w pobliskich domach wyleciały szyby, a nawet całe okna. Najmocniej ucierpiały specjalna szkoła podstawowa i technikum spożywcze, mieszczące się w budynku naprzeciw plebanii. W podstawówce uczy się 30 dzieci, w technikum - około 100 uczniów. W piątek na szczęście nie było ich w budynku, ponieważ na Śląsku trwały ferie, które kończą się w poniedziałek, 30 stycznia. W tym dniu rozpoczną naukę zdalnie. Dyrektorzy okolicznych szkół jeszcze w piątek zaczęli przygotowywać dla nich miejsca w swoich placówkach. W poniedziałek mają przedstawić oferty.
Również w piątek technicy z Katowickiego Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej rozpoczęli zabezpieczanie zniszczonych okien szkół – doraźnie, płytami drewnopodobnymi. Jak sygnalizowali specjaliści ds. budownictwa, w obu budynkach potrzebne będą remonty: w przypadku szkoły specjalnej, prócz okien, uszkodzone zostało poszycie dachu.
Cztery osoby nadal w szpitalach
W szpitalach pozostają cztery osoby: mężczyzna w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich (jest w stanie stabilnym) i dwie dziewczynki, leczone w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Dzieci mają obrażenia kończyn, głowy i lekkie poparzenia.
Trzy inne osoby, które były w budynku w momencie eksplozji, nie wymagały hospitalizacji. Jedna z nich miała uraz ortopedyczny, ale opuściła szpital na własną prośbę. Nie ucierpiały rodziny ukraińskie, które również mieszkały w budynku.
Źródło: TVN24 Katowice, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24