- Te kasztanowce rosły ze mną, pamiętam je jako dziecko, teraz mam 60 lat - pani Katarzyna opowiada o trzech stuletnich drzewach, które zostały wycięte w centrum Katowic. Inwestor, który stawia tam budynki, twierdzi, że powodem było uszkodzenie korzeni w trakcie robót. Mieszkańcy walczyli o pozostawienie tych drzew od kwietnia.
Trzy stuletnie kasztanowce, wysokie na 17 metrów, których nie sposób było objąć rękami, bo miały w obwodzie dwa metry, rosły na ulicy Raciborskiej w Katowicach. To centrum miasta. Zniknęły w sobotę rano. Na pniach pojawiły się znicze.
- Rosły razem ze mną. Mam 60 lat i pamiętam je od dziecka. Były jak zabytki. Były takie przydatne, a zginęły tak strasznie. Jestem zbulwersowana tym, co zrobił deweloper. Mógł je ominąć, a on zrobił myk, tak ominął prawo, żeby zrobić to, co po prostu było w jego zamiarze - opowiada Katarzyna Małek, mieszkanka Raciborskiej.
- To jest absolutny skandal, barbarzyństwo i bezprawie - wtóruje mieszkance Łukasz Borkowski, radny Katowic. - Deweloper wyciął trzy rosnące tutaj od stu lat kasztanowce, mimo że nie miał na to zgody. One rosły wzdłuż publicznej drogi. Takie straty ciężko będzie zrekompensować. Ja sam zgłosiłem zawiadomienie na policję o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Mam nadzieję, że sprawcy zostaną surowo ukarani - mówi.
Wycinkę skomentował w mediach społecznościowych znany architekt z Katowic Robert Konieczny.
"Szlag mnie trafia i wciąż się zastanawiam, jak to możliwe. W mieście, które dusi się od smogu. W którym odór palonego węgla, mułu, śmieci i plastiku to standard przez ponad pół roku!!! Przy tej ulicy mieści się szpital onkologiczny, wokół którego od jesieni do wiosny nie da się oddychać! Tu drzew już prawie nie było, teraz jest jeszcze gorzej" - napisał Konieczny.
"Drewno pocięte na kawałki i złożone na terenie naszej działki"
W okolicy ulicy Raciborskiej powstają dwa budynki mieszkalne. Inwestycja nazywa się Nova Mikołowska. Prace rozpoczęły się we wrześniu. Deweloper Activ Mikolowska (część Activ Investment) wydał w mediach społecznościowych oświadczenie w sprawie wyciętych drzew.
Jak czytamy, od 18 do 21 grudnia "zaplanowano wykonanie prac odkrywkowych, mających na celu optymalizację kosztów związanych z technologią zabezpieczenia wykopu" pod jeden z budynków. Prace miały być prowadzone przy granicy z ulicą Raciborską, na której rosły "trzy stare kasztanowce".
"Inwestor zlecił uprawnionemu inspektorowi prac dendrologicznych kontrolę stanu przedmiotowych drzew w trakcie wykonywania robót ziemnych w pobliżu ich systemów korzeniowych i wykonanie ekspertyzy dendrologicznej oceniającej wytrzymałość drzew pod kątem stabilności w gruncie po zakończeniu robót ziemnych" - wyjaśnia firma. "Drugiego dnia prac doszło jednak do zbyt dużego mechanicznego uszkodzenia korzeni kasztanowców przechodzących pod granicą na teren działki Inwestora, co spowodowało zachwianie statyki drzew i nadmierną utratę ich stabilności".
Miał to potwierdzić "specjalista z zakresu dendrologii, który kontrolował stan drzew w trakcie prowadzenia robót ziemnych w ich pobliżu". Deweloper twierdzi, że w wyniku prac "zaistniała sytuacja nagłego zagrożenia dla życia, zdrowia i mienia w postaci ryzyka niekontrolowanego powalenia drzew na drogę publiczną ul. Raciborską, wobec czego zlecone zostało ich natychmiastowe usunięcie".
Czytamy: "Drzewa zostały ścięte, a drewno pocięte na kawałki i złożone na terenie naszej działki, aby nie blokować przejścia i przejazdu ul. Raciborską".
Dalej inwestor zapewnia, że "przewiduje wykonanie licznych i atrakcyjnych nasadzeń nowej zieleni na terenie [inwestycji - red.], a obszar ten będzie ogólne dostępny dla mieszkańców Katowic i przyjezdnych".
"Czy radni nie widzieli tych dużych drzew?"
W mediach społecznościowych głos zabrała także firma Taxus Arbor, zajmująca się leśnictwem, która na zlecenie dewelopera dokonała wycinki kasztanowców. Robotnicy mieli tego dokonać w godzinach od 7 do 9 rano. Była to praca nagła, szybka i konieczna, bo drzewa z uszkodzonymi korzeniami mogły powalić się na ulicę. Ale towarzyszył jej hałas, zatem nie robili tego po kryjomu.
Przedstawiciele firmy przyznają w swoim oświadczeniu, że prace odkrywkowe inwestora odbywały się "w odległości nie gwarantującej bezpieczeństwa brył korzeniowych, co w efekcie doprowadziło do naruszenia statyki drzew przy ul. Raciborskiej". Wyjaśniają, że "prowadzenie pionowych wykopów w odległości poniżej 2 metrów od krawędzi pni tak okazałych drzew" jest "nieprawidłowe". Twierdzą, że zgłaszali to inwestorowi już dawno, po analizie projektu zagospodarowania nieruchomości. "Nie można bowiem projektować budowy nowego, dużego budynku zakładając lokalizację jego ściany w odległości zaledwie metra od krawędzi pni tak dużych drzew posiadających rozłożyste korony i rozbudowane systemy korzeniowe" - czytamy w oświadczeniu.
Ale także to, że inwestycja prowadzona jest zgodnie "z ostatecznym pozwoleniem na budowę wydanym na podstawie przyjętego przez Miasto Katowice i nadal obowiązującego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego rejonu ul. Raciborskiej w Katowicach, w którym wyznaczono obowiązującą linię zabudowy pierzejowej właśnie w odległości 1 metra od krawędzi pni uszkodzonych i w efekcie usuniętych drzew".
Przedstawiciele Taxus Arbor zapewniają, że "z uwagi na obawy o bezpieczeństwo drzew" zalecali inwestorowi "odsunięcie się z inwestycją w głąb działki przynajmniej o 5 m". Twierdzą jednak, że było to niemożliwe właśnie z uwagi na plan zagospodarowania, który "nie przewiduje żadnych odstępstw od wyznaczonej obowiązującej linii zabudowy pierzejowej".
Firma obwinia władze miasta, że mimo "protestów społecznych z marca 2020 nie zmieniono zapisów miejscowego planu zagospodarowania i nie zdecydowano się na odstępstwo od wyznaczonej linii zabudowy celem ochrony drzew".
Przedstawiciele firmy pytają: "czy w marcu 2017 roku w momencie uchwalania miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego radni miasta nie widzieli tych dużych drzew wyznaczając i jednoznacznie określając linię zabudowy tuż przy krawędzi ich pni".
Prezydent dowiaduje się o wycince z Facebooka
"Równolegle do przekazania nam zlecenia wykonania wycinki przedmiotowych drzew Activ Mikołowska kontaktowała się ze służbami Miasta Katowice i Urzędu Marszałkowskiego informując o problemach wynikających z uszkodzenia korzeni będących w kolizji z prowadzonymi wykopami, lecz nikt z w/w organów nie zainteresował się tematem, żadne służby nie pojawiły w trakcie wykonywania przez nas prac" - twierdzą przedstawiciele Taxus Arbor.
Tymczasem prezydent Katowic Marcin Krupa w sobotę o godzinie 10, czyli już po wycince, napisał na Facebooku, że właśnie się o tym dowiedział z... Facebooka. "Jestem zszokowany i oburzony - doszło do nielegalnej wycinki drzew przy ul. Raciborskiej. Przypomnę, że Urząd Miasta nie dał zgody na wycinkę tych drzew".
Zapowiedział, że zgłosi sprawę do prokuratury. "Podejmiemy wszelkie możliwe działania, by inwestor poniósł najsurowszą możliwą karę" - pisze prezydent.
Na oficjalną wypowiedź Krupy czekaliśmy do dzisiaj. Wypowiedziała się jego rzeczniczka Ewa Lipka. Wbrew temu, co mówi wykonawca wycinki, zdaniem włodarzy Katowic plan zagospodarowania przestrzennego umożliwiał ochronę drzew poprzez wykusze. - Drzewa na Raciborskiej to sprawa, w którą zaangażowana jest bardzo społeczność lokalna. My nigdy nie wydaliśmy zgody na wycinkę, apelowaliśmy do inwestora o wcześniejsze spotkania z mieszkańcami. Nie spotkał się z nimi, a w weekend otrzymaliśmy informację o skandalicznej, nielegalnej wycince - mówi Lipka.
Już w sobotę miasto zawiadomiło policję i przygotowywane jest zawiadomienie do prokuratury. - Drzewa nie rosły na terenie inwestora, a w pasie drogowym, więc miasto jako zarządca drogi zgłosił kradzież drewna - mówi.
Powiadomili też urząd marszałkowski, bo to stamtąd inwestor musiał mieć zgodę na wycinkę. Polskie prawo mówi o dosyć łagodnych karach za takie czyny. Miasto chce skierować pismo do Ministerstwa Środowiska z apelem o zaostrzenie kar.
"Musiałby posadzić cały las"
Mieszkańcy walczyli o ocalenie drzew na ulicy Raciborskiej od kwietnia, założyli Komitet Obrony Kasztanowców, zbierali podpisy pod petycją.
- To było celowe działanie dewelopera, takie jest moje zdanie - mówi o wycince pani Katarzyna.
- Dla mnie tłumaczenie dewelopera jest z sufitu. Mam nadzieję, że będzie się tłumaczył przed policją i prokuraturą, że po tym, co się tutaj wydarzyło, ci, którzy za to odpowiadają, poniosą surowe konsekwencje, tak żeby było to przestrogą dla innych - mówi radny Borkowski. - Te kasztanowce miały niesamowitą wartość, każde takie stuletnie drzewo to ogromna ilość tlenu. Dawały piękny cień na tej ulicy, wrosły w jej krajobraz. Nasze miasta są coraz bardziej zabetonowane, dlatego każdy skrawek zieleni jest na wagę złota. Nowe drzewa zrekompensują to, ale za sto lat, nie będą tak rozłożyste. Żeby przywrócić tę równowagę biologiczną, musiałby deweloper zasadzić cały las, a nie kilka drzewek.
Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN24