Policja przesłuchuje studentów, którzy złożyli skargę na profesor socjologii. Wytknęli jej "narzucanie poglądów homofobicznych, antysemityzmu, dyskryminacji wyznaniowej, informacji niezgodnych ze współczesną wiedzą naukową oraz promowanie poglądów radykalno-katolickich". Sprawę badała uczelnia, ale ktoś powiadomił prokuraturę w obronie wykładowczyni. Uczelnia została zmuszona do przekazania danych studentów i odbiera to jako ingerencję w jej autonomię.
Sylwia, studentka socjologii Uniwersytetu Śląskiego, weszła do komisariatu policji w Katowicach o godzinie 10, wyszła po 14. Była przesłuchiwana w charakterze świadka, towarzyszył jej pełnomocnik Bartłomiej Wojtaszek. - Samo przesłuchanie trwało 3 godziny i 14 minut. Świadkowi zadanych zostało 71 pytań. 31 zadał funkcjonariusz policji, 33 - pełnomocnik pokrzywdzonej, pozostałe - ja - powiedział nam po przesłuchaniu Wojtaszek.
Pozostały czas zabrało odczytanie protokołu i naniesienie poprawek.
- Jestem bardzo zmęczona. To przesłuchanie było zupełnie niepotrzebne, powinno pozostać na uczelni. Jest próbą zastraszenia i uciszenia nas - powiedziała nam Sylwia. I dodała: - Mimo to zachęcam innych studentów, by walczyli o swoje prawa.
Nie może powiedzieć, o co była pytana. Treść pytań i odpowiedzi objęta jest tajemnicą postępowania. Podobnie wyglądało drugie przesłuchanie w środę. W sumie zeznawało już sześcioro studentów.
W sprawie jest więcej zagadek. Śledczy nie informują, kto złożył do Prokuratury Rejonowej Katowice-Południe zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Mówią o "osobie prywatnej", niezwiązanej z żadną ze stron. Pokrzywdzoną jest profesor socjologii, na którą skarżyli się swojej uczelni przesłuchiwani studenci. Postępowanie jest w sprawie, a przesłuchania prowadzi policjant.
Nie ma wpływu na sprawę, ale jej adwokat zadaje pytania
Fundacja Instytut na rzecz Kultury Prawnej "Ordo Iuris" wydała w tej sprawie oświadczenie. Jak czytamy, postępowanie karne "nie zostało zainicjowane przez prof. Ewę Budzyńską ani przez Instytut Ordo Iuris. Pani Profesor ma w postępowaniu karnym status pokrzywdzonej, a dochodzenie toczy się w celu ustalenia, czy nie doszło do popełnienia przestępstwa z art. 235 kodeksu karnego (tworzenie fałszywych dowodów dla podjęcia ścigania dyscyplinarnego). Jest to czyn ścigany z oskarżenia publicznego, na którego tok czy przerwanie prof. Ewa Budzyńska nie ma wpływu".
A skąd się wziął w sprawie Ordo Iuris? Instytut wyjaśnia w oświadczeniu, że objął pokrzywdzoną bezpłatną pomocą prawną "z uwagi na fakt pozostawania sprawy w bezpośrednim związku z postępowaniem dyscyplinarnym przed Komisją Dyscyplinarną Uniwersytetu Śląskiego, w którym prawnicy Instytutu bronią pani Profesor".
W efekcie pełnomocnik pani profesor, chociaż nikt z nich nie zawiadamiał organów ścigania, bierze udział w przesłuchaniach studentów i może zadawać im pytania. Zezwala na to artykuł 317 § 1 Kodeksu postępowania karnego. "Udział prawników Ordo Iuris w czynności jest zasadny z uwagi na konieczność zabezpieczenia interesów prof. Ewy Budzyńskiej, w szczególności w sytuacji, w której w toku postępowania dyscyplinarnego podnoszone są zarzuty rażących uchybień w toku czynności wyjaśniających prowadzonych przez Rzecznika Dyscyplinarnego UŚ" - czytamy w oświadczeniu.
Skarga studentów
Skarga na profesor socjologii została złożona w grudniu 2018 roku. Studentom nie podobały się zajęcia z modułu "Socjologia problemów społecznych: Międzypokoleniowe więzi w rodzinach światowych". Napisali do dziekana: Bardzo niepokoi nas narzucanie ideologii anti-choice, poglądów homofobicznych, antysemityzmu, dyskryminacji wyznaniowej, informacji niezgodnych ze współczesną wiedzą naukową oraz promowanie poglądów radykalno-katolickich.
Dalej podają przykłady. "Na ćwiczeniach usłyszeliśmy, że tabletki antykoncepcyjne mają działanie wczesnoporonne. Podobnych informacji dowiedzieliśmy się o wkładce domacicznej (tzw. spirali) oraz antykoncepcji awaryjnej. Prof. Budzyńska twierdzi również, że są to zachowania antyspołeczne".
Studenci twierdzili w skardze, że profesor narzucała im nam poglądy związane z aborcją. "Stygmatyzowała osoby, które mogły mieć doświadczenia związane z tym zabiegiem medycznym (nazywając go morderstwem), niezależnie od przyczyny. Pokazywała nam również modele różnych faz rozwoju płodu, które są niezgodne z rzeczywistością. Definiowała też płody jako dzieci".
Na dowód dołączyli do skargi zdjęcia modeli płodów, które mieli oglądać na zajęciach, jako przestrogę przed aborcją.
Na innych ćwiczeniach i wykładach profesor miała wypowiadać się o osobach nieheteronormatywnych. Zdaniem studentów stygmatyzowała ich, podkreślając, że "normalna rodzina składa się zawsze z mężczyzny i kobiety". Uznali to za dyskryminację, tym bardziej że w ich grupie były osoby nieheteronormatywne i poczuły się tym dotknięte.
"Uważamy, że obowiązkiem wykładowczyń i wykładowców jest szerzenie tolerancji i akceptacji, aby wszyscy studenci czuli się bezpiecznie" - wyjaśniali.
Profesor miała też mówić o ideologii gender, że to nie jest nauka i porównywać ją do komunizmu. "Często na wykładach prowadzonych przez Panią Profesor słyszymy, że różnice kulturowe związane z płcią w krajach europejskich to wymyślony problem". O eutanazji miała mówić, że "wiele zabiegów wykonuje się bez zgody pacjentów, a w krajach zachodnich rodziny pozbywają się w ten sposób osób starszych ze względu na własną wygodę". Miała przedstawiać stereotypowe role płciowe jako godne naśladowania. "Wspominała także, że krzywdzeniem dziecka jest posyłanie go do żłobka. Tego typu uwagi są dopełnieniem kreowanej na zajęciach wizji świata".
Rzecznik dyscyplinarny Uniwersytetu Śląskiego zarzucił profesor socjologi między innymi, że "formułowała wypowiedzi w oparciu o własny, narzucany studentom, światopogląd o charakterze wartościującym, stanowiące przejaw braku tolerancji wobec grup społecznych i ludzi o odmiennym światopoglądzie, nacechowane wobec nich co najmniej niechęcią, w szczególności wypowiedzi homofobiczne, wyrażające dyskryminację wyznaniową, krytyczne wobec wyborów życiowych kobiet dotyczących m.in. przerywania ciąży".
Postępowanie dyscyplinarne obecnie jest zawieszone z powodu epidemii.
Obrona pani profesor
Nagłośnienie studenckiej skargi wywołało reakcje w przestrzeni publicznej. Przedstawiciele Centrum Życia i Rodziny przekazali rektorowi Uniwersytetu Śląskiego ponad 33 tysiące podpisów poparcia dla postawy profesor socjologii. Ówczesny minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin zapowiedział nowelizację Prawa o szkolnictwie wyższym i nauce, aby - jak mówił - gwarantować wolność wyrażania poglądów na uczelniach i w instytucjach naukowych lepiej niż dotychczas. - Pani profesor mówiła między innymi, że trzonem rodziny jest małżeństwo, a istota w łonie kobiety to dziecko. To poglądy, z którymi można dyskutować. Ale nie może być tak, że komuś, kto je wyraża, zamyka się usta – argumentował wówczas Gowin.
Wystąpienia w obronie profesor sformułowały między innymi Akcja Katolicka oraz Rada Społeczna przy Arcybiskupie Metropolicie Katowickim oraz obecny minister środowiska Michał Woś.
"Ingerencja w autonomię uczelni"
Po doniesieniach medialnych i informacji od samorządu studenckiego na temat prowadzonych właśnie przesłuchań studentów Uniwersytetu Śląskiego przez policję, jego władze wydały w poniedziałek oświadczenie w tej sprawie. "Z głębokim zaniepokojeniem odbieramy podejmowane przez organy ścigania przesłuchiwanie studentów, którzy zdecydowali się wnieść skargę na budzące ich sprzeciw treści zajęć prowadzonych przez panią dr hab. Ewę Budzyńską” - napisał prorektor Uniwersytetu Śląskiego ds. kształcenia i studentów prof. Ryszard Koziołek.
- Sprawą zajmują się organy uczelni. Nie ma podstaw, żeby twierdzić, że to postępowanie jest nierzetelne. Każdy członek wspólnoty Uniwersytetu Śląskiego ma prawo zgłaszania zachowań, które są niepokojące - powiedział Jacek Szymik-Kozaczko, rzecznik Uniwersytetu Śląskiego w rozmowie z TVN 24.
Wyjaśnił też, dlaczego uczelnia udostępniła policji dane studentów. - Policja zwróciła się o udostępnienie danych ośmiu osób. W pierwszym piśmie uczelnia odmówiła udostępnienia danych, policja w drugim piśmie zmieniła treść żądania, więc zostaliśmy zmuszeni do udostępnienia części danych. Sprawa była analizowana, zarówno w pierwszym przypadku, ale w drugim przypadku, po ocenie służb prawnych, byliśmy zmuszeni przekazać te dane osobowe - powiedział.
Prokurator rejonowy prokuratury Katowice-Południe Bogusława Szczepanek-Siejko wyjaśniła, że chodzi o artykuł 307 Kodeksu postępowania karnego.
Jeżeli zachodzi potrzeba, można zażądać uzupełnienia w wyznaczonym terminie danych zawartych w zawiadomieniu o przestępstwie lub dokonać sprawdzenia faktów w tym zakresie. W tym wypadku postanowienie o wszczęciu śledztwa albo o odmowie wszczęcia należy wydać najpóźniej w terminie 30 dni od otrzymania zawiadomienia.
- Skarga wniesiona przez studentów została przekazana organom dyscyplinarnym, które są niezależne od władzy rektorskiej. Jest to wewnętrzna sprawa uczelni. Przesłuchania studentów przez policję to ingerencja w autonomię uniwersytetu - dodał rzecznik.
Co na to pani profesor
Profesor odmówiła nam komentarza, odsyłając nas do swojej pełnomocnik. - Obowiązuje mnie tajemnica postępowania, nie mogę udzielać informacji na ten temat. Wszelkie czynności są wykonywane zgodnie z przepisami postępowania karnego, zarówno te wczorajsze, jak i te dzisiejsze - powiedziała nam Magdalena Majkowska z Ordo Iuris.
Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice