Półtorej godziny siedział na drzewie 37-latek, który poszedł na grzyby i spotkał watahę dzików. Czekał na policjantów. Ci musieli wezwać dodatkowe posiłki. Przegonili zwierzęta robiąc hałas.
- Byłem na grzybach, uciekłem przed dzikami, siedzę na drzewie - z taką prośbą o pomoc we wtorek po godz. 20 zadzwonił na policję 37-latek z Rybnika.
Miała go zaatakować cała wataha, sześć dzików. - Mężczyzna miał szczęście, że wziął ze sobą telefon na to drzewo, że mu nie wypadł z kieszeni w trakcie ucieczki - mówi Dariusz Jaroszewski z rybnickiej policji.
Musiał jeszcze liczyć na to, że policjanci go znajdą.
Pałkami uderzali w drzewa
Oczekiwanie mężczyzny na policję - zwierzęta uparcie tkwiły pod "jego" drzewem - trwało półtorej godziny. Policjanci wiedzieli, że potrzebujący jest gdzieś w lesie między dzielnicami Kłokocin a Boguszowice. Dokładniej?
- Las między ulicami Poligonową, Rajską a cmentarzem na Zadumy i torami, tam się zapuścił - precyzuje Jaroszewski.
Czyli do spenetrowania trójkątny obszar o ponad kilometrowym boku.
Policjanci wezwali na pomoc straż pożarną i myśliwego z psem. Nie czekając, we dwójkę wyruszyli na poszukiwanie potrzebującego.
Grzybiarz był w stałym kontakcie telefonicznym z dyżurnym policji. - Słyszę radiowóz - zakomunikował w końcu.
Policjanci domyślili się, że są blisko, bo wataha dzików wybiegła na nich. Jaroszewski: - Musieli się wycofać do radiowozu i wezwać posiłki. Dołączyło do nich jeszcze trzech funkcjonariuszy.
Ruszyli na watahę z pałkami, ale, jak zapewnia Jaroszewski, żaden dzik nie poczuł ich na skórze. - Uderzali w drzewa, krzyczeli, odpędzili zwierzęta hałasem.
37-latek zmęczony, wystraszony, ale zdrowy wrócił do domu.
Mężczyzna siedział na drzewie w lesie w Rybniku:
Autor: mag / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: tvn24