Przejście dzieci Drogową Trasą Średnicową w Chorzowie (woj. śląskie), gdzie nie powinno być żadnych pieszych, zarejestrowała kamera samochodowa. Policjant mówi o trudnej decyzji opiekunów grupy: - Autobus, którym jechali, brał udział w kolizji. Został unieruchomiony i wyciekły z niego płyny. Musieli wysiąść. Nie mogli zejść z DTŚ, bo w tamtym miejscu jest wysoka skarpa. Powiadomili policję i poszli trasą na najbliższy przystanek, niespełna sto metrów.
Do niebezpiecznej sytuacji na Drogowej Trasie Średnicowej w Chorzowie doszło w środę po siódmej rano. To wielopasmowa droga, łącząca kilkanaście śląskich miast, gdzie dopuszczalna prędkość jest wyższa i nie ma miejsca dla pieszych.
Grupę dzieci z opiekunami, biegnącą chaotycznie skrajnym pasem zarejestrowała kamerka samochodowa. Nagranie trafiło do mediów społecznościowych i do policji. Ale funkcjonariusze już wcześniej wiedzieli o tym, co tego dnia spotkało grupę.
Kolizja, pięć minut później przyjeżdża policja, ale grupy już nie ma
Jak informuje Karol Kolaczek z policji w Chorzowie, w środę (17 listopada) o godzinie 7.37 służby zostały powiadomione o kolizji autobusu do przewozu dzieci (w czwartek policja określała pojazd jako "wycieczkowy").
- Autobusem podróżowało 17 dzieci w wieku od przedszkolnego do licealnego z trzema opiekunami - mówi. I dodaje, że było to stowarzyszenie z Katowic, zajmujące się edukacją. Kolaczek nie podaje więcej szczegółów. Jak zwykle o tej porze dzieci jechały na zajęcia.
- Po kolizji autobus został unieruchomiony, wyciekły z niego płyny. Wszyscy musieli wysiąść - mówi policjant.
Zapewnia, że patrol policji był na miejscu po pięciu minutach. Ale grupy już nie było.
Poszli na przystanek, "wierzę, że decyzja była słuszna"
Z nagrania kamerki samochodowej i z informacji policyjnych wynika, że grupa poszła na najbliższy przystanek autobusowy. Kolaczek mówi, że opiekunowie podjęli trudną decyzję. - Wierzę, że była ona słuszna i rozsądna - dodaje.
Grupa nie mogła zejść z DTŚ. Ich autobus zatrzymał się na wysokiej skarpie. - Wyciek płynów stworzył zagrożenie wybuchem - mówi policjant. Mogło się wiele wydarzyć, w autobus albo w stojącą grupę mogło uderzyć inne auto. W dodatku było zimno i padał deszcz. A do najbliższego przystanku niespełna sto metrów. Opiekunowie mieli do wyboru stać z dziećmi w niebezpiecznym miejscu albo ruszyć pieszo niebezpieczną trasą.
Kolaczek opisuje, że dzieci zostały połączone w pary, opiekunowie mieli iść na początku i na końcu. Na nagraniu widać, że dzieci idą przy barierach energochłonnych, a dorośli od strony samochodów, wychodzą nawet na środek pasa jezdni, jakby chcieli w ten sposób być lepiej widoczni dla kierowców i chronić grupę. - Próbowali iść zwartą kolumną, ale w trakcie pospiesznego marszu trochę się rozpierzchli - relacjonuje policjant.
Postępowanie w kierunku narażenia dzieci na niebezpieczeństwo
Policja wszczęła w czwartek postępowanie pod kątem artykułu 160, paragraf 1 Kodeksu karnego, to jest narażenia dzieci na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Materiały zostały przesłane do prokuratury, która podejmie decyzję o wszczęciu śledztwa i ewentualnych zarzutach.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Zbyszek Gronowski/ Facebook