Czternastolatek, który w poniedziałek wpadł pod lód, jest w bardzo ciężkim stanie. Był w wodzie 90 minut, jego ciało miało temperaturę 21 stopni Celsjusza, ma wielonarządowe obrażenia.
Do wypadku doszło w poniedziałek 15 stycznia po godz. 15 w Rudzińcu pod Gliwicami.
Do parku przy zabytkowym pałacu przyszli dwaj uczniowie, wracając ze szkoły. Weszli na zamarznięty staw. Lód jednak okazał się bardzo kruchy i pękł pod ciężarem jednego z chłopców.
Jak relacjonuje gliwicka policja, 14-latek wpadł do wody i nie był w stanie wydostać się samodzielnie spod lodu. Jego kolega nie potrafił mu pomóc i pobiegł szukać pomocy.
Odbił się raz i zniknął pod lodem
Mijały cenne minuty, a chłopiec wciąż był pod wodą.
- Dostaliśmy zgłoszenie o godz. 15.29 - mówi Wojciech Szczurek z Państwowej Straży Pożarnej W Gliwicach. Nie dzwonił kolega poszkodowanego, tylko osoba, której przekazał informacje.
- Chłopiec był w szoku. Mówił, że odradzał koledze wchodzenie. Widział, że jak kolega wpadł do wody, odbił się tylko raz i zniknął - opowiada Józef Glagla z gliwickiej PSP, który koordynował na miejscu akcję ratowniczą.
Strażacy przybyli natychmiast, najszybciej ochotnicy z Rudzińca ze specjalnym sprzętem: saniami, ubraniami do wchodzenia do wody.
Glagla: - Około dziesięć metrów od brzegu była dziura średnicy metra. Tam chłopiec wpadł i pewnie próbował łapać się lodu. Szczupły, gdyby był cięższy, może lód zarwałby się bliżej brzegu i nic by się nie stało. Strażacy wchodzili na lód, dwaj weszli do wody. Jeden, z Gliwic, nurkował, chociaż nie jest zawodowym nurkiem, pewnie sobie ręce odmroził.
Akcja była bardzo trudna. Szarzało, trzeba było oświetlać miejsce. Staw to popegeerowski osadnik, ma głębokość niewiele ponad dwa metry, ale dno bardzo zamulone, na wysokość 90 cm. Prawdopodobnie dlatego 14-latek nie mógł się więcej odbić.
Niestety, strażakom nie udało się odnaleźć chłopca do momentu przyjazdu specjalistycznej Grupy Ratownictwa Wodno-Nurkowego z Państwowej Straży Pożarnej w Bytomiu.
Jak wynika z informacji gliwickiej PSP, nurkowie wyciągnęli chłopca o godz. 16.47. - Po dziewięciu minutach od przyjazdu na miejsce - uściśla Mirosław Synowiec, komendant PSP w Bytomiu,.
- O godz. 20.30 chłopiec był jeszcze reanimowany - mówi Marek Słomski, rzecznik policji w Gliwicach.
Nie stracił koloru
Glagla na brzegu pocieszał matkę chłopca. - Dajemy jej wszyscy nadzieję. Chłopak nie stracił koloru. Hipotermia spowalnia procesy metaboliczne i były przypadki, że ocaliła życie ludzkie, a to młody synek - mówi strażak.
Nastolatka zabrał śmigłowiec. - Z uwagi na możliwą hipotermię, podjęto decyzję o przewiezieniu młodego pacjenta do szpitala specjalistycznego - dodaje Słomski.
14-latek przebywa w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach na oddziale kardiochirurgii.
- Jest w bardzo ciężkim stanie, w śpiączce farmakologicznej, podłączony do specjalistycznej aparatury ratującej życie, która zastępuje pracę serca, płuc i nerek. Ma wielonarządową niewydolność, wynikającą prawdopodobnie z niedotlenienia. Był 90 minut pod wodą, w tym czasie nie oddychał, miał 21 stopni temperatury - mówili dzisiaj lekarze dziennikarzom.
Autor: mag/ec / Źródło: TVN 24 Katowice/ PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice