Prokuratura Okręgowa w Sosnowcu wszczęła śledztwo w sprawie wybuchu, do którego doszło w koksowni "Przyjaźń" w Dąbrowie Górniczej (województwo śląskie). W wyniku eksplozji rannych zostało sześć osób. Jak informuje spółka JSW Koks, jedna z nich jest w stanie śpiączki farmakologicznej.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Sosnowcu prokurator Waldemar Łubniewski poinformował w piątek (23 września) o wszczęciu śledztwa w sprawie wybuchu, do którego dzień wcześniej doszło w koksowni "Przyjaźń" w Dąbrowie Górniczej.
Jak zaznaczył, postępowanie prowadzone jest pod kątem nieumyślnego sprowadzenia zdarzenia zagrażającego zdrowiu i życiu wielu osób lub mienia w wielkich rozmiarach w postaci eksplozji materiałów łatwopalnych.
Prokurator Łubniewski uściślił, że śledztwo zostało wszczęte w piątek rano, natomiast jeszcze w czwartek rozpoczęło się zbieranie zeznań świadków.
- Musieliśmy się wstrzymać z podjęciem oględzin na miejscu zdarzenia do zakończenia akcji ratowniczej. Prokurator z biegłym prowadzą oględziny od piątkowego poranka - wskazał prokurator.
Zasygnalizował, że dalsze czynności śledztwa będą zależały od pierwszych opinii biegłych.
Jeden z poszkodowanych jest w stanie śpiączki farmakologicznej
W piątek po południu komunikat w sprawie czwartkowego zdarzenia rozesłała spółka JSW Koks, do której należy koksownia "Przyjaźń". Jak przekazała spółka, dwóch z sześciu pracowników poszkodowanych w wypadku w koksowni zostało już wypisanych ze szpitali.
"Stan pozostałych jest stabilny, choć jeden z poszkodowanych jest w stanie śpiączki farmakologicznej" - wskazano w informacji JSW Koks.
Trzech pracowników koksowni, trzech z firm zewnętrznych
W piątek wicedyrektor ds. medycznych Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich, do której trafiło czterech poszkodowanych w wybuchu w koksowni, dr Karolina Mikuś-Zagórska relacjonowała na briefingu, że u pacjentów tych zdiagnozowano rozległe oparzenia, w tym twarzy i rąk. U dwóch potwierdzono oparzenia dróg oddechowych.
- W dniu dzisiejszym odbywają się zabiegi operacyjne, diagnostyka, jak i potrzebne konsultacje. Jeden z pacjentów leży na oddziale intensywnej opieki medycznej, jest w stanie bezpośredniego zagrożenia życia, trzech pozostałych pacjentów przebywa w oddziałach chirurgicznych i są w stanie stabilnym - uściśliła w piątek Mikuś-Zagórska.
JSW Koks sprecyzowała, że spośród sześciu poszkodowanych w wybuchu osób, trzy to pracownicy koksowni, pozostali zaś to pracownicy firm zewnętrznych.
Powołano komisję do ustalenia przyczyn powstania wybuchu
W JSW Koks powołany został sztab kryzysowy, któremu przewodniczy wiceprezes spółki ds. produkcji i techniki Mariusz Soszyński. Zadaniem sztabu jest koordynacja wszelkich prac związanych ze zdarzeniem z 22 września.
Powołana zostanie również komisja, której zadaniem będzie ustalenie przyczyn zdarzenia. W skład komisji wejdą specjaliści JSW Koks i eksperci zewnętrzni.
W zakładzie, prócz trwających czynności mających wyjaśnić przyczyny wybuchu, trwają prace nad odbudową i przywróceniem nominalnych zdolności produkcyjnych koksu. Obecnie koksownia "Przyjaźń" utrzymuje zredukowany poziom produkcyjny, adekwatny do możliwości zabezpieczenia mieszanki węglowej.
JSW Koks zaznaczyła, że w jej strukturach, poza koksownią "Przyjaźń", pracują bez zakłóceń koksownia Radlin oraz koksownia Jadwiga, których potencjał produkcyjny ma zostać "wykorzystany w większym stopniu".
Ekspozja podczas procesu kruszenia węgla
Grupa kapitałowa Jastrzębskiej Spółki Węglowej posiada również rezerwy koksu zgromadzone w portach polskich i na innych składowiskach zewnętrznych, co zostanie wykorzystane wraz ze zwiększoną produkcją w pozostałych koksowniach do realizacji bieżących zobowiązań.
Zgodnie z piątkową informacją Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego w Katowicach w czwartek przed godziną 15 w koksowni "Przyjaźń" podczas procesu kruszenia węgla doszło do wybuchu pyłu węglowego w komorze węglowej. W wyniku zdarzenia sześć osób zostało poszkodowanych. Brak było ofiar śmiertelnych. Straż pożarna zakończyła działania krótko przed północą.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Facebook/Michał Patoleta