Agata D., lekarka z Częstochowy, została uniewinniona przez sąd rejonowy od zarzutu składania fałszywych zeznań. Chodzi o sprawę błyskawicznie zwróconego prawa jazdy, które wcześniej policjanci odebrali jej za przekroczenie prędkości. Kobieta powoływała się na wpływy w komendzie i znajomości wśród polityków, w tym ówczesnego wiceministra rolnictwa Szymona Giżyńskiego z PiS.
14 lipca 2020 roku na ulicy Monte Cassino w Częstochowie policjanci zatrzymali samochód, który na odcinku z ograniczeniem prędkości do 50 kilometrów na godzinę pędził ponad dwa razy szybciej - 109 kilometrów na godzinę. Za kierownicą siedziała Agata D., kardiolożka.
"Oświadczyła, że ma znajomości na wysokim szczeblu"
Lekarka tłumaczyła, że jest po ciężkim dyżurze w szpitalu, w którym jest ordynatorem i spieszy się na urodziny córki. Jako że był środek pandemii i policjanci mieli możliwość odstąpienia od ukarania jej, zastosowali tylko pouczenie. Jednak zatrzymali jej również prawo jazdy na trzy miesiące, bo nie mogli postąpić inaczej. W przypadku przekroczenia prędkości o co najmniej 50 km/h prawo jest bezwzględne.
Czytaj też: "Dopuściłem się okropnych czynów". Ruszył proces chirurga, który miał wykorzystać seksualnie setki dzieci
Agata D. nie chciała dać za wygraną. - Informacja o procedurze zatrzymania prawa jazdy wywołała u oskarżonej wzburzenie. Oskarżona oświadczyła funkcjonariuszom policji, iż ma znajomości na wysokim szczeblu w policji i że dostanie prawo jazdy. Wypowiedź ta została odnotowana w notatniku służbowym - relacjonował we wtorek w Sądzie Rejonowym w Częstochowie prokurator Krzysztof Jarzyna.
Prokuratura zarzucała kardiolożce, że cztery razy dopuściła się przestępstwa, jakim było składanie fałszywych zeznań. Wszystko dlatego, że jej wersja wydarzeń zmieniła się później, gdy poskarżyła się na działania policjantów u komendanta. Nie twierdziła już, że jechała na urodziny córki (choć prokuratura ustaliła, że faktycznie jej córka obchodziła wtedy 30. urodziny), a do ciężko chorej mamy. Dzięki temu mogła korzystać z obowiązującego podczas pandemii przepisu, który mówił o tym, że można odstąpić od karania medyków za wykroczenia drogowe, jeśli są oni w drodze na pomoc osobom chorym.
Poprosiła o pomoc wiceministra. "Byłem jej pacjentem"
Choć lekarka miała odzyskać prawo jazdy po trzech miesiącach, to po jej interwencji u komendanta policji czas ten udało się skrócić do kilku dni. Jak informuje "Gazeta Wyborcza", w tej sprawie przesłuchiwany był również poseł PiS Szymon Giżyński, który w czasie, gdy lekarka straciła prawo jazdy, był wiceministrem rolnictwa. Kobieta powoływała się na znajomość między innymi z tym politykiem.
- Byłem jej pacjentem (...). Pani doktor zwróciła się do mnie telefonicznie, że ma zatrzymane prawo jazdy za przekroczenie prędkości i że brak dokumentu uniemożliwi jej wykonywanie zawodu. Poprosiła mnie o kontakt z komendantem celem złożenia wyjaśnień w tej sprawie - mówił przed sądem Giżyński, którego cytuje "GW". Po tym kontakcie wiceministra lekarka spotkała się z ówczesnym szefem częstochowskiej policji.
Czytaj też: Lekarz z reportażu "Superwizjera" z rocznym zakazem wykonywania zawodu. Jest prawomocne orzeczenie
Zapadł nieprawomocny wyrok
We wtorek kardiolożka została nieprawomocnie uniewinniona przez częstochowski sąd rejonowy. - Oskarżona w toku kontroli nie popisała się ani obywatelską postawą, ani jakąś pokorą wobec zaistniałych faktów, które doprowadziłyby do tego, że tej sprawy w ogóle by nie było (...). Zdaniem sądu nie można powiedzieć, że pani w sposób świadomy, celowy działała z zamiarem złożenia fałszywego zeznania - oceniła sędzia Joanna Zalasińska-Godlewska.
Prokuratura zapowiedziała odwołanie się od wyroku częstochowskiego sądu rejonowego.
W tej sprawie - ale w innym wątku - zapadł już jeden wyrok, w którym skazany został jeden z czterech policjantów oskarżonych o niedopełnienie obowiązków. Jak czytamy w "GW", funkcjonariusz Rafał O., który sporządzał wniosek o odstąpieniu od zatrzymania prawa jazdy lekarce na trzy miesiące, zrobił to nierzetelnie. Policjant został nieprawomocnie skazany na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata, pięcioletni zakaz pracy w policji i grzywnę w wysokości 10 tysięcy złotych.
Źródło: TVN24, "Gazeta Wyborcza"
Źródło zdjęcia głównego: Lubelska policja