Marcin i Paweł wyszli wieczorem na balkon. Przymknęli drzwi, które mają klamkę tylko od środka. W mieszkaniu został Charlie, roczny i dosyć ciężki kot. Wskoczył na parapet, oparł się na klamce, klamka zapadła no i klops.
Strażacy pomogli w niedzielę wieczorem wydostać się Marcinowi i Pawłowi z ich własnego balkonu w bloku w Bielsku-Białej.
- Charlie siedział cały czas na parapecie w mieszkaniu i wszystkiemu się przyglądał. Uciekł dopiero, jak strażacy otworzyli drzwi - opowiada Marcin.
Charlie to jego roczny kot. Winowajca całego zamieszania.
Wyszli na chwilę
- Wyszliśmy z Pawłem na chwilę na balkon, przymknęliśmy drzwi - opowiada Marcin. Drzwi, co istotne, mają klamkę tylko od środka mieszkania.
A w mieszkaniu został Charlie, który ma w zwyczaju wskakiwać z łóżka na parapet okna balkonowego. Marcin: - Gdy zajęci byliśmy rozmową, Charlie wskoczył na parapet, oparł się na klamce i zjechał po niej, a że jest dosyć ciężki, klamka zapadła.
Była godzina 20.30.
Nie dało się wytłumaczyć kotu, żeby podniósł klamkę.
Wezwali strażaków
Wyskakiwanie z balkonu na podwórze - znajduje się około 4-5 metrów nad ziemią - groziło poważnym wypadkiem i niewiele by pomogło. Drzwi mieszkania były zamknięte, a lokatorzy nie mieli przy sobie kluczy. Nie mogli więc również wyrzucić ich sąsiadom i poprosić o pomoc.
Po 20 minutach bezskutecznych prób wypchnięcia i podważenia drzwi, zrezygnowani zadzwonili do straży pożarnej.
Interwencja trwała około godzinę, bo pierwszy wóz miał za krótka drabinę. Strażacy musieli przyjechać większym, by dostać się na balkon.
- Samo otwieranie drzwi to było kilka minut. Podważyli drzwi śrobokrętem, tak że nie uszkodzili drzwi. Nie wiem, jak to zrobili - opowiada Marcin.
Panowie spędzili na balkonie prawie półtorej godziny. Na szczęście wieczór był ciepły.
Jak dodaje Marcin, dotąd Charlie nic poważnego nie zmalował, poza drapaniem mebli.
O interwencji pierwszy napisał portal bielsko.info.
Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne