Pani Ewa, lat 99, przepracowała 30 lat i ma najniższą emeryturę. Jest samotna i - jak mówi - nauczyła się żyć za małe pieniądze. Niczego już nie kupuje, poza jedzeniem. Ale jeszcze chciała postawić na działce altankę, bo stara się zawaliła. Pieniądze, które przynosił listonosz, chowała w mieszkaniu. W piątek została okradziona. Złodziei nie ujęto, ale altanka będzie. Bo do pani Ewy płynie pomoc z Polski i z zagranicy.
Ewa Bebek z Bielska-Białej została okradziona w podstępny sposób - napisaliśmy o tym we wtorek. Sprawa zbulwersowała wielu naszych Czytelników, bo pani Ewa ma 99 lat i straciła wszystkie oszczędności.
- Nie ma osób zatrzymanych, ale ta sprawa traktowana jest priorytetowo przez nasz wydział kryminalny. Prowadzimy szeroko zakrojone czynności operacyjne i dochodzeniowo-śledcze. Staramy się jak najszybciej wykryć sprawców tej bulwersującej kradzieży. Zabezpieczane są dowody i zbierane materiały operacyjne. jakie? Nie mogę mówić dla dobra śledztwa - mówi Roman Szybiak, rzecznik policji w Bielsku-Białej.
"Bezbłędnie odnaleźli skrytki"
Weszli we dwoje do pani Ewy w piątek około godziny 14 pod pretekstem remontu. - Nie wyglądali na złodziei. Jakby mnie uderzyli, ale nic podobnego. Po koleżeńsku wzięli mi wszystko - mówiła nam 99-latka. Z jej opisu wynika, że kobieta była w wieku 20-30 lat, szczupła, 165 cm wzrostu, a mężczyzna 10 cm wyższy, oboje o włosach ciemnych. Przedstawili się jako pracownicy administracji ze spółdzielni mieszkaniowej.
- Powiedzieli, że spółdzielnia będzie robić remont. Rury z góry na dół dawać. Chciałam zapukać do sąsiadów, żeby mi powiedzieli, kto to może być, ale nie wypuścili mnie z łazienki - opowiadała pani Ewa.
Nawet się nie zorientowała, kiedy do niej weszli, nie zdążyła nic powiedzieć.
- Mężczyzna stanął tam, w tych drzwiach pierwszych, co się do mnie wchodzi, dziewczyna usiadła na brzegu wanny, a ja siedziałam na muszli klozetowej. Gęba im się nie zamykała - opowiadała dalej. - Ileż tu oni mogli być? Pół godziny?
Tyle mogło im zabrać opróżnianie szafy. Była "pełniusieńka". - Tak ubita z góry na dół, że palca nie szło wetknąć - mówi pani Ewa. Gdy rzekomi pracownicy spółdzielni wyszli, zdziwiła się, że szafa jest otwarta, a rzeczy leżą na podłodze. - I upadłam - mówi. - Za późno się skapowałam.
- Przetrzymywali ją w łazience, zagadywali, by nie miała orientacji, co dzieje się w tym czasie w jej mieszkaniu. Wtedy prawdopodobnie weszła trzecia osoba, splądrowała mieszkanie, bezbłędnie odnalazła skrytki, gdzie pani przechowywała oszczędności i je zrabowała - mówi Szybiak.
Mogli wcześniej obserwować panią Ewę. - Wiedzieli, że mieszkam samotnie - mówiła nam staruszka. A jej najbliższej sąsiadki w momencie kradzieży nie było w domu.
Marzenie o altance
Ustalono, że z mieszkania staruszki zginęło cztery tysiące złotych. - 30 lat pracowałam, 30 lat oszczędzałam, zabrali wszystko - mówiła pani Ewa.
Ma najniższą emeryturę, którą przynosi listonosz. Ale - jak mówi - nauczyła się żyć za małe pieniądze. Niczego już nie kupuje, poza jedzeniem.
Ma swoją działkę, wychowała się na wsi i do dzisiaj lubi pracować w ziemi. Jeszcze dwa tygodnie temu sama przycinała żywopłot. Nie założyła rodziny, utrzymywała rodziców, dopóki żyli. Rodzeństwo jej zmarło.
Przyjaźni się z rodziną Janusza Wójcika, którego teściowie przygarnęli ją po wojnie, a potem ona opiekowała się jego dziećmi, odwiedza wnuki. Patrzyła codziennie na ich zdjęcia, ale one też zginęły w czasie kradzieży.
- Oddała tysiąc razy więcej niż dostała. Jest dla mnie jak rodzina. Jeśli są aniołowie, to po Bielsku chodzi anioł ciocia Ewa. Poświęca się dla innych, a sama nie chce nic od życia brać. Dba o innych, nie dba o siebie - mówi pan Janusz.
Deklarują pomoc, wpłacają pieniądze
Teraz staruszka będzie miała "problem". Po naszym artykule na specjalnie utworzone konto bielskiej Fundacji Serca dla Maluszka wpłynęło dużo pieniędzy od naszych Czytelników. Piszą z chęcią pomocy z całej Polski i z zagranicy, dzwonią także do bielskiej komendy policji i lokalnych mediów.
Fundacja zaproponowała pani Ewie remont mieszkania.
- Żeby tu mieszkało młode małżeństwo, dzieci, ale po co mnie na chwilę? Jeszcze rok i będę miała sto lat. Nie można żyć ponad stówkę. A mnie to dobija, to, co mnie spotkało i nie wiem, czy jutro się obudzę - zareagowała pani Ewa.
- Ciocia musi teraz odpocząć, a potem będziemy powoli się zastanawiać, jak wydać te pieniądze - mówi pan Janusz. - Ona nigdy nie myślała o remoncie mieszkania, bo wiedziała, że jej na to nie stać. Myślała, że nie stać jej na nowe zęby, na aparat słuchowy. Przestała chodzić do kościoła, bo nie słyszy księdza. Jedyne, o czym marzyła, to nowa altanka na działce, bo stara się zawaliła.
To na tę altankę odkładała pieniądze, które jej zrabowali.
Wszystko, o czym marzyła lub o czym bała się marzyć, będzie mogła teraz spełnić. Fundacja będzie też opłacać jej czynsz i media oraz zakupy.
Ktokolwiek widział
Policja apeluje do wszystkich, którzy mogli widzieć w piątek w Bielsku-Białej opisaną przez panią Ewę parę. Z informacji śledczych wynika, że nie była to jedyna osoba w mieście i województwie, okradziona w podobny sposób.
Autor: mag/ ks / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice