Turysta był sam, nie poinformował nikogo o swojej sytuacji, nie posiadał jakiejkolwiek odzieży i wyposażenia, które mogłoby pomóc mu się ogrzać. Wybrał się na Babią Górę w bardzo trudnych warunkach - opisują ratownicy GOPR mężczyznę, którego znaleźli na szczycie góry w śniegu. Oprócz butów, czapki i rękawiczek miał na sobie tylko krótkie spodenki.
14 grudnia, Babia Góra w Beskidzie Żywieckim. Warunki turystyczne? W tym dniu, jak opisują ratownicy Grupy Beskidzkiej GOPR był drugi stopień zagrożenia lawinowego. Na szczycie padał śnieg, a niżej marznący deszcz. Mocno wiało, a widoczność ograniczona była do kilku metrów.
- Ratownicy w trakcie rutynowego patrolu natknęli się na skrajnie wyziębionego "morsa" - mówi Grzegorz Gawkowski z Beskidzkiej Grupy GOPR..
Było kilkanaście minut po 14. Turysta leżał na szczycie w śniegu. "Był bliski utraty przytomności, w utrudnionym kontakcie, na granicy 3 stopnia hipotermii. Miał na sobie jedynie krótkie spodenki, cienką czapkę i rękawiczki oraz niskie buty" - opisują w mediach społecznościowych goprowcy.
Cztery godziny walki o życie turysty. Ogrzewali go własnymi ciałami
Goprowcy zaczęli "walkę o utrzymanie funkcji życiowych turysty". Rozłożyli namiot ratunkowy i utworzyli punkt cieplny, w którym stopniowo ogrzewali mężczyznę - "własnym ciałem, dodatkową odzieżą, ogrzewaczami chemicznymi oraz ciepłymi napojami".
W tym czasie z Markowych Szczawin, położonych poniżej Babiej Góry, wyruszył ratownik z noszami SKED oraz ekwipunkiem wykorzystywanym do transportu osób w hipotermii.
Patrol poprosił o wsparcie także ratowników sekcji operacyjnej Babia Góra.
O 16.10 rozpoczął się transport turysty na noszach przez Przełęcz Brona. "Z przełęczy został opuszczony technikami linowymi do tzw. Biwaku Zapałowicza. Następnie przetransportowano go skuterem z przyczepą na Markowe Szczawiny i dalej karetką GOPR do Zawoi Markowej, gdzie o godz. 17:30 został przekazany Zespołowi Ratownictwa Medycznego" - czytamy na stronie GOPR.
Wyprawa ratunkowa trwała prawie cztery godziny. Wzięło w niej udział 15 goprowców.
Sam, nikogo nie poinformował, nie wziął odzieży - mógł zginąć
"Staramy się nie oceniać zachowań turystów i nie komentować przyczyn wypadków - to często złożone kwestie - piszą goprowcy. - W tym przypadku jednak musimy stanowczo podkreślić nieodpowiedzialne zachowanie mężczyzny, które z pewnością mogło kosztować go życie" -dodają. I wylicząją błędy, które popełnił mężczyzna.
Po pierwsze, był sam i nie poinformował nikogo o swojej sytuacji.
Po drugie, nie miał przy sobie odzieży ani wyposażenia, które mogłoby mu pomóc się ogrzać.
Po trzecie, wybrał się na Babią Górę w bardzo trudnych warunkach.
"Prawdopodobnie błądził w kopule szczytowej przez dłuższy czas i wychłodził się na tyle, że jego stan świadomości nie pozwalał już na wezwanie pomocy (pomimo, że posiadał ze sobą telefon). Z informacji uzyskanych przez ratowników wynika, że turysta był doświadczonym "morsem" - kompletował w tym stylu szczyty górskie od dłuższego czasu, był już też wcześniej na Babiej Górze" - dowiedzieli się ratownicy.
Przykład pokazuje, że w górach, zwłaszcza zimą, gdzie warunki atmosferyczne zmieniają się bardzo szybko, doświadczenie nie wystarczy. Jak wskazują goprowcy, "poruszanie się w wyższych partiach Beskidów wymaga sporego doświadczenia, odpowiedniego wyposażenia, a przede wszystkim rozwagi i odpowiedzialności. Za siebie i za innych."
Babia Góra jest najwyższym szczytem Beskidów Zachodnich i poza Tatrami najwyższym szczytem w Polsce. Zaliczany jest do Korony Gór Polski
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Grupa Beskidzka GOPR