Jeden na jeden
Andrij Sadowy, Andrij Deszczycia
Mer Lwowa Andrij Sadowy w programie "Jeden na jeden" w TVN24 wspominał pierwszy dzień rosyjskiej inwazji na Ukrainę. - W tym czasie rok temu rozpoczęło się posiedzenie sztabu miasta i od razu zaczęliśmy pracę. Rok temu 24 lutego już wieczorem zaczęli przyjeżdżać pierwsi uchodźcy do Lwowa - mówił. Sadowy wskazał, że towarzyszyło mu poczucie odpowiedzialności, że jest miasto i państwo, które muszą się bronić. - Ja spodziewałem się, że coś będzie, ale nikt nie spodziewał się, że to będzie taka inwazja i że będą atakowane wszystkie miasta. (...) Nam wtedy prognozowano dni, tygodnie. Teraz pytają: ile Rosja przetrwa? - wyjaśnił. Zdaniem rozmówcy Agaty Adamek "Kijów to serce Ukrainy, Lwów to dusza Ukrainy".
Były ambasador Ukrainy w Polsce Andrij Deszczycia w dalszej części programu powiedział, że 24 lutego 2022 roku "wszystko zmieniło się nad ranem, był szok". - Niestety, byliśmy trochę przygotowani i przyzwyczajeni do tej wojny, bo już trwała. Jednak wszyscy oczekiwali, że skala ataku będzie mniejsza, jednak okazało się, że jest na granicach całego kraju - dodał. Deszczycia podziękował Polsce i Polakom za udzielone wsparcie dla Ukrainy. - Bez tej pomocy nie wiem jak potoczyłyby się dalsze losy. Walczylibyśmy, ale bez tego wsparcia i pomocy trudno byłoby wytrzymać nacisk Rosji - uważał. Nawiązując do wizyty Joe Bidena w Kijowie, przyznał, że poczuł "moc Ukrainy i moc wolnego świata, że jesteśmy jeszcze bardziej zjednoczeni silniejsi oraz że mamy szansę na wygraną jeszcze w tym roku". Przypomniał, że Ukraina potrzebuje broni i sprzętu militarnego, ponieważ "to jak najszybciej zakończy tę wojnę".