Co sezon Świnoujście boryka się z plagą komarów. Na wytępienie owadów miasto przeznaczało ostatnio 80 tysięcy złotych rocznie. Do walki stawały kolejne ekipy, ale komary nie dawały się wykurzyć.
Ratusz postanowił więc rozszerzyć akcję: - Na dekomaryzaję wydamy aż milion złotych w trzy lata - zapowiada w "Rzeczpospolitej' rzecznik Świnoujścia Robert Karelus.
Ale to nie jedyna nowość. Bo efekty dekomaryzacji będzie badać specjalna komisja. Zasiądzie w niej trzech urzędników, miejscowy radny, leśnik i przedstawiciel firm "Robak", która ma w tym roku tępić moskity.
W mieści wytyczono 43 punkty kontrolne. Komisja na własnym ciele sprawdzi, czy z komarami udało się skutecznie rozprawić.
Bzz... bzz...
Członek komisji będzie musiał przez kwadrans stać lub spokojnie siedzieć w punkcie kontrolnym. Jeśli zwabi więcej niż 10 komarów, miasto ma prawo zmniejszyć wynagrodzenie dla firmy przeprowadzającej eksterminację owadów.
Pierwsze dwa testy wypadły pomyślnie. Żadnych komarów i żadnych ukąszeń. - Ale warunki nie sprzyjały owadom, bo bardzo wiało - relacjonuje szefowa komisji ds. komarów Grażyna Melerska. To właśnie ona jako pierwsza czekała na bzyczących krwiopijców.
Kolejne testy mogą jednak wypaść gorzej. Bo na przełomie czerwca i lipca komary mają wprost wymarzone warunki do rozmnażania. Urzędnicy muszą więc przygotować się na najgorsze.
- Wyznaczona osoba ma oczywiście prawo zabić komara, który na niej usiądzie. Nikt nie będzie się przecież poświęcał, nie ma takiej potrzeby - przekonuje pani Grażyna.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: PAP