Nie 25 tys. a 100 tys. podpisów pod petycją będą musieli od teraz zebrać Amerykanie, by oficjalnie odpowiedział na nią Biały Dom. Administracja Obamy wprowadziła te zmiany m.in. po tym, jak musiała odpowiadać na apel o budowę Gwiazdy Śmierci.
System petycji do Białego Domu został stworzony w 2011 roku. Na specjalnej stronie "We the People", czyli "My Naród" (pierwsze słowa konstytucji USA), internauci mogą zgłaszać swoje wnioski. Gdy któryś z nich uzyskał 25 tysięcy podpisów, Biały Dom miał obowiązek się do niego oficjalnie ustosunkować.
Kłopotliwe zainteresowanie
Popularność strony przerosła oczekiwania administracji prezydenta Baracka Obamy. Początkowo odpowiadano na petycje, które przekroczą pięć tysięcy podpisów. Szybko okazało się jednak, że tak nisko postawiona poprzeczka to problem, bo prowadzi do zalewu wniosków, często absurdalnych, na które trzeba odpowiadać.
- Kiedy pierwszy raz podnieśliśmy próg z pięciu do 25 tysięcy podpisów, nazwaliśmy to "miłym problemem" - napisał na blogu Macon Phillips, odpowiadający za "wirtualną strategię" Białego Domu.
Okazało się jednak, że nawet taki krok nie wystarcza. Ruch na stronie "We the People" gwałtownie rósł, tylko w ostatnich dwóch miesiącach 2012 roku podwoił się. Z tego powodu Biały Dom musiał odpowiedzieć między innymi na wniosek o przyznanie Teksasowi prawa do odłączenia się od USA czy deportowania Piersa Morgana, brytyjskiego dziennikarza i celebryty, mieszkającego w USA.
W grudniu 2012 roku w imieniu prezydenta jego administracja odnosiła się też do "polskiej" petycji o wszczęcie międzynarodowego dochodzenia ws. katastrofy Smoleńskiej. Amerykanie "wyrazili żal" i stwierdzili, że stosowne śledztwa przeprowadziła już Polska i Rosja.
Nowe reguły gry
Przełomowa stała się jednak petycja o zbudowanie przez USA Gwiazdy Śmierci, czyli gigantycznej bojowej stacji kosmicznej rodem z filmów "Gwiezdne Wojny". Wniosek łatwo przekroczył wymagane 25 tysięcy podpisów i Biały Dom musiał oficjalnie tłumaczyć, że "administracja Obamy nie wspiera idei wysadzania planet"
- Wygląda na to, że nasz "miły problem" staje się coraz bardziej "miły", więc musimy ponownie wprowadzić zmiany, tak aby starczyło nam czasu na ustosunkowanie się wobec najciekawszych petycji - stwierdził Phillips.
Przedstawiciel Białego Domu ogłosił, że od teraz wnioski internautów, aby doczekać się oficjalnej odpowiedzi, będą musiały zgromadzić sto tysięcy podpisów w 30 dni.
Autor: mk/k / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia