Nieufność, a czasami ostentacyjna wrogość Francuzów wobec języków obcych jest na świecie szeroko znana. Ale ostatnio niektórzy politycy władający językiem Moliera przeszli samych siebie.
Konkretnie przewodniczący najważniejszego związku zawodowego nauczycieli Snes-FSU Roland Hubert. Według niego angielskiego nie warto się uczyć nawet za darmo.
Gdy rząd przedstawił plan darmowych lekcji języka angielskiego w czasie wakacji, Hubert odpowiedział, że minister edukacji Xavier Darcos powinien raczej zająć się tym, co dzieje się w czasie roku szkolnego.
Niezrażony Darcos zaznaczył, że płynna znajomość angielskiego jest obecnie kluczem do sukcesu, a słaba znajomość angielskiego to "kalectwo".
Ale nie wszyscy mieszkańcy ojczyzny sera i wina są tego samego zdania. Nic dziwnego, bo frankocentryczne zadufanie idzie z samej góry.
Nie damy pogrześć mowy...
W 1994 roku francuski parlament przegłosował ustawę nakazującą muzycznym stacjom radiowym, by piosenki francuskojęzyczne stanowiły co najmniej 40 proc. ich programu.
Dwa lata temu ówczesny prezydent Jacques Chirac ostentacyjnie opuścił unijny szczyt, gdy jeden z Francuzów zaczął przemawiać po angielsku.
Jego następca z kolei, Nicolas Sarkozy, zdążył już rozwścieczyć tradycjonalistów sugerując, że Francuzi nie powinni nalegać na prowadzenie międzynarodowych negocjacji po francusku. Francuzów rozwścieczył nawet banalny konkurs Eurowizji, na którym ich reprezentant zaśpiewał po angielsku.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: BBC