Jeden z niemieckich hurtowników chciał kupić w Polsce jabłka, na eksport do Egiptu. Z wielu powodów mu się nie udało, a wszystkie leżą po stronie polskich producentów - pisze "Deutsche Welle".
Claus Sumperl mówi w wywiadzie dla "Deutsche Welle": - Wiadomo, że w Polsce jest obecnie jabłek pod dostatkiem, zwłaszcza po ograniczeniach eksportu do Rosji. Miałem duże zamówienie z Egiptu i już we wrześniu zacząłem poszukiwania polskich producentów. Normalnie po dwóch tygodniach pierwsze kontenery powinny opuścić gdański port. Niestety, nie udało mi się kupić w Polsce jabłek - zaznacza.
Pytany o przyczyny mówi: - Zaczęło się bardzo dobrze. Pierwsze kontakty dostałem z polskiej ambasady w Berlinie, która mi bardzo szybko podała namiary na 20 polskich firm, głównie w woj. świętokrzyskim. Napisałem do wszystkich, ale odpowiedziało tylko sześciu. Kiedy przeszliśmy do konkretów, większość odpadła, na końcu pozostał jeden kontrahent. Kiedy poprosiłem o pisemną ofertę przyszła już ze zdecydowanie wyższą ceną. W końcu znaleźliśmy kompromis, wysłałem zamówienie i od tej pory czekam. Po prostu od wielu tygodni nikt się nie odzywa. Poprosiłem polskojęzycznych znajomych, aby się dowiedzieli, co się stało, ale to nie pomogło - wyjaśnia przedsiębiorca.
"Nic się nie dzieje"
Sumperl podkreśla, że egipscy importerzy mają co do produktów konkretne oczekiwania. - Chcą dużych, słodkich i czerwonych jabłek, najlepiej jeżeli są specjalnie woskowane, bo wtedy się atrakcyjnie świecą. Zwróciłem się do kilku firm z zapytaniem. Znalazłem dużego polskiego producenta, ustaliliśmy cenę - oczywiście już o 25 procent wyższą niż jeszcze parę tygodni wcześniej, co jest logiczne, bo z czasem dochodzą wyższe koszty magazynowania. Wszystko było ustalone, zamówiliśmy pierwszy kontener, ale znowu nic się nie dzieje. Jabłka powinny przed świętami opuścić port w kierunku Egiptu, ale niestety producent do dziś nie przysłał rachunku, by mu wysłać zaliczkę. Z doświadczenia wiem, że już z dostawą nie zdąży. Jeżeli coś z tego wyjdzie to dopiero w następnym roku - zaznacza hurtownik. Jego zdaniem dużym problemem jest komunikacja. Według niego korespondencja powinna odbywać się po angielski i pisemnie. - Ustalenia telefoniczne zawsze trzeba jeszcze potwierdzić mailem. Normalnie handlowcy odpisują jeszcze tego samego dnia. W Polsce zdarza się, że firmy nie odpowiadają na maile w ogóle lub dopiero w kilka dni później po zapytaniu. Przyznam, że dotąd nie spotykałem się z takim podejściem - podkreśla.
Wyższe ceny
Claus Sumperl dodaje, iż ma wrażanie, "że polscy producenci żywności przetrzymują towar, żeby dostać wyższe ceny".
- Poza tym rozpacz z okazji ograniczeń eksportu do Rosji nie jest tak wielka, jak to się wydaje. Wszyscy wiedzą, że teraz towary z Europy jadą na wschód przez Białoruś. W rosyjskich sklepach są nawet krewetki z Grenlandii z napisem: wyprodukowane na Białorusi. Podobnie jest z polskimi jabłkami i inną żywnością, która nie ma prawa trafiać do Rosji - mówi.
Autor: mn\kwoj / Źródło: Deutsche Welle
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu