- Szanuję Niemcy, ale nie szanuję ich polityki, ani sposobu postrzegania greckiej gospodarki - powiedział Nikos Kotzias, minister spraw zagranicznych Grecji. Wczoraj miało miejsce kolejne spotkanie ministrów finansów eurolandu, które nadal nie przyniosło porozumienia między Atenami a wierzycielami.
Kotzias jest członkiem lewicowego rządu, który wygrał styczniowe wybory w Grecji, mocno podnosząc kwestie antyoszczędnościowe w trakcie kampanii.
Będzie bankructwo?
Kotzias powiedział, że Grecja i jej partnerzy ze strefy euro muszą pójść na kompromis w sprawie tworzenia strategii politycznych, która będą wspierały wzrost i pozwolą Atenom spłacić jej zadłużenie - informuje Reuters.
Zapytany o to, czy reszta Europy może zaufać Grecji, odpowiedział, że "zaufanie jest bardzo ważne, ale muszą być oni przede wszystkim pragmatyczni".
Jak ocenił wczoraj wiceszef KE Valdis Dombrovskis i przewodniczący eurogrupy Jeroen Dijsselbloem, "postępy w rozmowach z Grecją o pomocy finansowej są wciąż niewystarczające, by można było zawrzeć porozumienie". Wczoraj miało miejsce spotkanie ministrów finansów eurolandu w Rydze.
Partnerzy Grecji w strefie euro domagają się od rządu w Atenach przeprowadzenia reform, m.in. redukcji emerytur, liberalizacji rynku pracy, zmian w prawie podatkowym, skuteczniejszego ściągania należności podatkowych oraz postępów w kwestii wstrzymanego w styczniu procesu prywatyzacyjnego. Zgodnie z ustaleniami eurogrupy z 20 lutego do końca kwietnia Grecja ma uzgodnić z wierzycielami pełną listę reform i w zamian otrzymać zablokowaną ostatnią transzę pomocy, wartą ok. 7,2 mld euro. Jeśli Grecja nie otrzyma tych środków, grozi jej niewypłacalność. Z końcem czerwca wygasa program ratunkowy dla tego kraju.
Grecja liczy na gaz
Grecja wyraża nadzieję, że poprzez budowę rurociągów uda się jej wzmocnić swoją gospodarkę - informuje Reuters.
Rosja w ubiegłym roku pod naciskiem zarzutów ze strony Unii Europejskiej zrezygnowała z budowy gazociągu South Stream, którego koszt szacowano na 40 mld dol. Mający liczyć 3,6 tys. km długości South Stream był wspólnym projektem m.in. Gazpromu i włoskiej firmy ENI. Miał zapewnić dostawy gazu z Rosji do Europy Środkowej i Południowej. Gazociąg miał prowadzić z południa Rosji przez Morze Czarne do Bułgarii, a następnie do Serbii, na Węgry, do Austrii i Słowenii.
Teraz jednak odżywają nadzieje na budowę, z inicjatywy Rosji, Tureckiego Potoku. Jak poinformował Kotzias, jeszcze w maju dojdzie do spotkania grupy technicznej, która ma będzie omawiała projekt rurociągu od strony finansowej oraz logistycznej. Trasa dostaw gazu z Turcji ma przebiegać przez Grecję, Macedonię, Serbię, Węgry, do Austrii.
- Według rosyjskich obliczeń, inwestycja po stronie greckiej części rurociągu może wynieść 2-2,5 mld dolarów - powiedział Kotzias.
Jak podkreślił jednak, "to zachodnie firmy i banki, a nie rosyjski rząd sfinansuje budowę rurociągu zgodnie z unijnymi przepisami".
Zyski Grecji z funkcjonowania rurociągu mogą być zbliżone do tych jakie miałaby Bułgaria w wyniku działania South Streamu.
- Nie jestem do końca pewien, ale to około 5 miliardów dolarów - powiedział Kotzias.
Jak zapowiedział grecki minister spraw zagranicznych, w ciągu dwóch tygodni Grecję odwiedzi Amos Hochstein, wysłannik Departamentu Stanu USA, który ma zaoferować alternatywę dla Tureckiego Potoku, który miałby w rozszerzonej wersji przebiegać także przez Albanię oraz Bośnię.
Autor: mb / Źródło: Reuters