Zdaniem Szumskiego ci drobni gracze "byli przekonani, że na giełdzie można tylko wygrywać". - Podobne rzeczy już się w Chinach zdarzały. W 2007 roku kiedy byłem ambasadorem w Pekinie też był dość głęboki krach na giełdzie, ale to nie miało jakiegoś zasadniczego wpływu na rozwój gospodarczy kraju - ocenił.I dodał, że trudno na razie powiedzieć, jakie dziś będą "skutki tego załamania, ale trzeba być bardzo ostrożnym".
Co dzieje się w Chinach?
Jeszcze poczekajmy
Z kolei Radosław Pyffel z Centrum Studiów Polska-Azja ocenił, że "na razie za wcześniej jest na to, żeby mówić o krachu".
- Możemy mówić o pewnej korekcie. Ja bardziej na to całe zjawisko spoglądałbym w kategoriach emocji, które wywołuje. Zapala się lampa alarmowa, bo Chiny mają poważny problem strukturalny jeśli chodzi o gospodarkę. Może on powracać - podkreślił.Ekspert zaznaczył, że w tym samym czasie ma miejsce w Chinach kilka procesów. - Przechodzą z gospodarki proeksportowej na taką opartą na rynku wewnętrznym, poluzowano politykę monetarną, obniżono stopy procentowe, ludzie zaczęli inwestować w giełdę i w instytucje niebankowe - wyliczył. - A ci inwestując zadłużyli się. Ponieważ ceny nieruchomości zaczęły spadać, to ludzie postanowili inwestować w giełdę. Chiński rząd musi powstrzymać efekt paniki. Zwłaszcza, że nie ma do czynienia z profesjonalistami, ale z drobnymi inwestorami - dodał.
Sytuację w Chinach przeanalizował Robert Stanilewicz.
Giełdowa akupunktura, czyli Chiny reagują na grecki kryzys
Autor: mn / Źródło: TVN24 Biznes i Świat
Temat: Gospodarka Chin