Mimo mody na niestrzelanie, sylwester to nadal czas żniw dla dystrybutorów wyrobów pirotechnicznych. Rosną w siłę także organizatorzy profesjonalnych pokazów - informuje piątkowa "Rzeczpospolita".
Dziennik podkreśla, że "branża pirotechniczna twierdzi, że akcje społeczne i wezwania do niestrzelania w sylwestra nie psują interesów. Tylko w tę jedną noc w roku Polacy wystrzelą w powietrze ponad 500 mln zł.
Coraz więcej
"Przez kilka lat szacunki wartości branży prowadził KPMG. Jeszcze na sezon 2014/2015 ta firma szacowała wszystkie wydatki związane z sylwestrem na 10 mld zł. Mimo że blisko połowa tej kwoty szła na żywność i napoje, to wydatki na fajerwerki rosły z roku na rok aż o 18 proc. Zakupy fajerwerków planowało aż 35 proc. gospodarstw domowych" - czytamy na łamach "Rzeczpospolitej". Dziennik zaznacza, że pirotechniczna oferta jest dostosowana do każdej kieszeni, bo najtańsze fajerwerki można już kupić za niespełna 10 zł. "Jak duża jest to branża, trudno precyzyjnie wycenić. W kraju produkcja sztucznych ogni niemal nie istnieje, towar sprowadzany jest głównie z Chin. Liczy się kilkunastu największych importerów, którzy sprzedają fajerwerki dystrybutorom" - podaje "Rzeczpospolita".
Są wszędzie
Dziennik podkreśla, że "fajerwerki sprzedają się wszędzie, jednak nie jest to rynek masowy. Poza głównym sezonem są dostępne w sklepach specjalistycznych". "W dużych sieciach handlowych pojawiają się na Nowy Rok i w karnawale. Te sklepy starają się nie mieć ich stale na pokładzie, bo to towar specjalnej troski, podlega kontrolom policji, straży pożarnej itd. Wartość zakupów na pewno nie przekracza kilkunastu milionów złotych na miesiąc. Rynek profesjonalny, nadzorowany przez wojsko, to ok. 5 proc. rynku amatorskiego" - czytamy w "Rzeczpospolitej".
Autor: msz//dap / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: shutterstock