Firmy z branży lądowej energetyki wiatrowej niekoniecznie czekają na zmniejszenie odległości wiatraków od zabudowań z obecnych 700 do 500 metrów. Tymczasem rząd wciąż liczy, że uwzględniający to projekt ustawy wejdzie w życie - pisze w środę "Puls Biznesu".
Jak przypomina dziennik, w Świnoujściu ruszyła we wtorek coroczna konferencja Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. Wśród około dwóch tysięcy uczestników są przedstawiciele firm inwestujących w lądowe i morskie farmy wiatrowe, firm doradczych czy think tanków.
Gazeta zwraca uwagę, że choć konferencja rozpoczęła się w przeddzień wotum zaufania dla rządu, to rozmów o możliwych konsekwencjach tego głosowania raczej nie było słychać. Jednym z tematów była natomiast wygrana Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich i perspektywa jego weta dla nowelizacji tak zwanej ustawy wiatrakowej. Chodzi o przygotowany przez rząd i wysłany już do Sejmu projekt zmniejszenia minimalnej odległości elektrowni wiatrowych od zabudowań z 700 do 500 m - wskazuje dziennik.
Inwestorzy nie są zachwyceni
Jak zauważa "PB", w kuluarach można było usłyszeć, że być może rząd będzie się starał doprowadzić do tego, by ustawa trafiła jeszcze do prezydenta Andrzeja Dudy. Z drugiej strony - że inwestorzy z branży wiatrowej niekoniecznie są zachwyceni projektem nowelizacji. To dlatego, że zmniejszeniu odległości do 500 m towarzyszą warunki, które trudno spełnić.
- Przy dużych turbinach wiatrowych, o mocy 7 MW, trudno o odległość mniejszą niż 700 m ze względu na hałas – mówi "PB" osoba z branży. Inna porównuje hałas generowany przez taką turbinę do lodówki w domu przy odległości 700 m, a przy 500 m - do windy towarowej.
Tylko ta pierwsza odległość pozwala spełnić przepisy o normach hałasu - czytamy.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: FotoQbik/Shutterstock