Pracownicy ponad tysiąca sklepów biorą udział akcji "Pan da" organizowanej przez NSZZ "Solidarność" - podała związkowa organizacja. W ten sposób zwracają uwagę na - ich zdaniem - złe warunki pracy, czyli między innymi niskie płace i ciągłe braki kadrowe. - To nie jest strajk włoski, ale akcja informacyjna - mówi Alfred Bujara z Solidarności. Sieci handlowe informują zaś, że nie ma utrudnień w zakupach.
W ogólnopolskiej akcji miało wziąć udział kilkanaście tysięcy pracowników zatrudnionych w około trzystu dyskontach, hipermarketach i centrach dystrybucyjnych. Mowa m.in. o sklepach z sieci: Biedronka, Auchan, Tesco, Decathlon, Dino, Arel, Amazon, H&M czy Makro Cash and Carry.
Więcej niż planowano
Alfred Bujara, szef handlowej Solidarności podkreślił, że "jest zadowolony z akcji", bo jest dużo szersza, niż początkowo zapowiadano.
- W akcji biorą udział pracownicy ponad tysiąca sklepów, dyskontów, sieci handlowych - mówił Alfred Bujara, a w rozmowie z tvn24bis.pl dodał, że liczba uczestników akcji jest dużo większa, niż planowano. Mówił też, że akcja przebiega spokojnie.
- To nie jest strajk włoski, ale akcja informacyjna. Nie chcemy, aby nasza akcja negatywnie odbiła się na klientach. Liczymy na ich wyrozumiałość, bo ten protest leży również w ich interesie. Każdy z nas, robiąc zakupy, widzi, że pracowników w sklepach jest za mało. Pracownicy biegają po sklepie, wykładają towar na półki, wypiekają pieczywo i wykonują mnóstwo innych obowiązków. A gdy kolejki robią się zbyt długie, wzywa się ich dzwonkiem na kasę. To praca ponad siły - wyjaśnił w rozmowie z tvn24bis.pl Bujara i podkreślił, że w ostatnich kilkunastu latach poziom zatrudnienia w poszczególnych sklepach, należących do dużych sieci handlowych, systematycznie spada.
- Obowiązkom, które kiedyś wykonywały dwie lub trzy osoby, obecnie musi podołać jeden pracownik. Polska jest traktowana jak kraj drugiej kategorii. Praca jest dwa razy cięższa, a klienci przez niedobór pracowników są obsługiwani znacznie gorzej - dodał.
Szef handlowej Solidarności podkreślił też, że związkowi zależy na poinformowaniu klientów o warunkach pracy, jakie od lat panują w branży.
- Pracownicy przykleili do ubrań specjalne naklejki. Rozdają też klientom ulotki informujące o przyczynach protestu. Wydrukowano ich 100 tysięcy - mówił tvn24bis.pl Bujara.
Zakupy bez problemów
Według informacji zebranych przez Polską Agencję Prasową w Warszawie na pięć sprawdzonych miejsc (Auchan Wola, Tesco Extra i stacja benzynowa Tesco - przy ul. Górczewskiej, Decathlon przy ul. Lazurowej, Biedronka przy Nowym Świecie) tylko pracownicy Tesco Extra pracowali zauważalnie wolniej, mieli też naklejki "Pan da". W Łodzi protest przebiegał dość spokojnie, ale podobnie jak w stolicy nie wzięli w nim udziału pracownicy wszystkich sieci, w których - według zapowiedzi "S" - miał się odbyć. Z kolei w Poznaniu strajk pracowników sieci handlowych był niezauważalny. Żaden ze sklepów m.in. sieci Biedronka, które odwiedziła reporterka agencji, nie brał udziału w akcji. Żaden z nich nie był też w jakikolwiek sposób oznaczony. Podobnie było w Krakowie.
O wpływ akcji Solidarności na sytuację klientów zapytaliśmy m.in. w biurze prasowym Jeronimo Martins Polska, do której należy sieć sklepów Biedronka. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że wszystkie sklepy sieci są dziś otwarte i mimo większego ruchu jej władze "nie odnotowały przypadków większych utrudnień w zakupach".
Problemów dla klientów nie odnotowały też władze sieci sklepów Dino.
Bez strajku włoskiego
Według wcześniejszych zapowiedzi akcja miała być strajkiem włoskim i polegać "na przesadnie skrupulatnym i dokładnym wykonywaniu powierzonych obowiązków". Na konferencji prasowej 27 kwietnia informował o tym sam Bujara. Dziś szef handlowej Solidarności podkreślił w rozmowie z tvn24bis.pl, że akcja "Pan da" przebiega spokojnie, a w sklepach nie ma kolejek, bo pracodawcy obsadzili pracownikami więcej kas niż zwykle. - W kilkunastu sklepach, jakie dziś wizytowałem, obsadzone są niemal wszystkie kasy. Widać, że sieci handlowe się przygotowały. Gdyby codziennie na kasach była taka obsada, to nie musielibyśmy organizować naszej akcji - mówił tvn24bis.pl Bujara i dodał, że na co dzień sytuacja wygląda zupełnie inaczej. - Pracownicy handlu skarżą się na przeciążenie pracą wynikające ze zbyt małej liczby zatrudnionych osób. Dodatkowo na pracowników nakładane są kolejne obowiązki, co nie pociąga za sobą wzrostu wynagrodzeń. Z drugiej strony sieci handlowe chwalą się w mediach podwyżkami płac, ale są one bardzo niewielkie i nie odpowiadają oczekiwaniom załogi. Co więcej, często wraz ze wzrostem wynagrodzenia zasadniczego odbierane są inne składniki płac. W efekcie na tych podwyżkach pracownik wychodzi na zero lub nawet traci – tłumaczył Bujara. Handlowa Solidarność zapowiedziała też, że jeśli pracodawcy z branży handlowej nie rozpoczną konstruktywnego dialogu ze stroną społeczną, organizowane będą kolejne, coraz bardziej radykalne protesty.
Autor: msz/ms / Źródło: tvn24bis.pl, PAP