Ponownie jest głośno o programie "Laptop dla ucznia". W magazynach zalega ponad 10 tysięcy komputerów, bo zamówiono ich za dużo w ramach flagowego programu Prawa i Sprawiedliwości. Przepisy w obecnym kształcie wiążą ręce nowej władzy, bo sprzęt może trafić tylko do czwartoklasistów. Ustawową zmianę w tym zakresie zapowiada wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski. Materiał z magazynu "Polska i Świat", przygotowany przez Łukasza Łubiana.
"Laptop dla ucznia" to jeden z flagowych projektów PiS. Przetarg na zakup sprzętu realizowano od października 2022 roku, ale komputery były przekazywane jesienią ubiegłego roku - tuż przed wyborami parlamentarnymi. Jak poinformowaliśmy we wtorek, poprzednia ekipa rządząca, a dokładnie Ministerstwo Cyfryzacji kupiło za dużo komputerów i to sporo za dużo.
- Niestety poprzednie kierownictwo resortu nie umiało policzyć liczby uczniów i jest to ponad 10 tysięcy laptopów, które leżą, kurzą się i niestety marnują - mówi wiceminister cyfryzacji Paweł Olszewski.
Laptopy dla czwartoklasistów w magazynie
Laptopy leżą m.in. w magazynie Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej (NASK), czyli instytucie zajmującym sie bezpieczeństwem w internecie. Sprzęt leży i czeka, bo na razie nie ma co z nim zrobić. Każdego dnia do Warszawy z całej Polski wracają kolejne, nierozpakowane laptopy. W ostatnim czasie wróciło np. 150 sztuk z Wrocławia.
- Przyjeżdża codziennie kilka dostaw - wskazuje dyrektor ds. inwestycji i rozwoju w NASK Marcin Kraska. Jak dodaje, różna jest liczba zwracanych laptopów w ramach jednego transportu. - Mamy od pojedynczych sztuk do kilkudziesięciu, kilkuset sztuk, w zależności od konkretnego przypadku, od podregionu, z którego są wysyłane - wyjaśnia.
- Ustawa o laptopach dla uczniów okazała się jakimś jednym wielkim blamażem. Najpierw okazuje się, że nie zostały tak naprawdę zabezpieczone środki na te laptopy i jest dziura w budżecie, teraz okazuje się, że laptopy wracają i nie można nic z nimi zrobić, bo ustawa nie przewiduje tego, żeby przekazać je tam, gdzie może byłyby potrzebne - zauważa wiceprzewodnicząca Koalicyjnego Klubu Parlamentarnego Lewicy Dorota Olko.
W całym programie kupiono prawie 400 tysięcy komputerów dla czwartoklasistów. Nie zawsze szkoły potrzebowały tyle laptopów, ile zamówiły, bo np. ktoś przeprowadził się do innego miasta lub wyjechał za granicę. Dodatkowo niektórzy rodzice odmawiali przyjęcia sprzętu od państwa.
- Trochę to przypomina historię o jeźdźcu bez głowy, który pędzi, pędzi, kupuje laptopy, zbiera z rynku i nagle okazuje się, że w zasadzie okazuje, że nie wiadomo po co. Dziesięć tysięcy laptopów, to poważna liczba, która wskazuje na to, że to w ogóle nie zostało przemyślane - ocenia Mirosław Suchoń z Trzeciej Drogi - Polski 2050.
Wiceminister Olszewski zwraca uwagę, że "magazynowanie to zawsze jest dodatkowy koszt". Według nowego Ministerstwa Cyfryzacji ustawa była pisana w pośpiechu i na kolanie, dlatego nie przewidziano tego, że jeśli sprzęt zostanie, to będzie mógł trafić do pracowni informatycznej lub wykluczonych cyfrowo dzieci z innych klas.
- Wiceminister mówił mi o tym, że wielu dyrektorów i dyrektorek szkół dzwoni do niego i pisze, i mówią o tym, że potrzebują tych laptopów ze względu na to, że w salach infromatycznych sprzęt jest czasami 15-letni - mówi Joanna Rubin z redakcji biznesowej tvn24.pl.
Kto liczył czwartoklasistów?
Jednak przepisy w obecnym kształcie wiążą ręce nowej władzy, bo sprzęt może trafić tylko do czwartoklasistów. Ale tu pojawia się pytanie, kto i jak tych czwartoklasistów w ogóle liczył. Resort cyfryzacji wskazuje, skąd się wzięły zawyżone dane.
- Jak się okazuje, minister Czarnek pomimo tego, że był ministrem edukacji, jest profesorem nie potrafi do końca liczyć - ocenia Paweł Olszewski. W ocenie wiceszefa MC to z Ministerstwa Edukacji przyszła lista ze zbyt dużą liczbą uczniów.
Co innego twierdzi były minister cyfryzacji Janusz Cieszyński z Prawa i Sprawiedliwości. Mówi, że to dyrektorzy szkół zgłaszali uczniów w Systemie Informacji Oświatowej. - Za prowadzenie szkół odpowiadają samorządy i to od samorządów otrzymaliśmy informację o tym, ilu komputerów potrzebują. Trudno sobie wyobrazić, żeby ministerstwo samo próbowało podejmować takie szacunki, albo w jakiś sposób zgadywało, ilu jest uczniów. Otrzymaliśmy informację od dyrektorów i dla każdego ucznia, którego dyrektorzy zgłosili, zakupiliśmy komputer - tłumaczy Cieszyński.
Wicepremier Gawkowski zapowiada "zmianę ustawową"
Były minister cyfryzacji dodaje, że nowy rząd dyskredytuje program tylko dlatego, że jest autorstwa PiS-u.
- Nasi następcy wprowadzili swój własny program, on się nazywa "Nie ma laptopa dla ucznia" i na tym polega większość działań koalicji 13 grudnia, czyli likwidowanie wszystkiego, co zostało zbudowane, z jednego wyłącznie powodu - politycznej nienawiści do wszystkiego, co zrobił rząd Prawa i Sprawiedliwości - ocenia były szef MC.
Programu bronią też koledzy byłego ministra ze Zjednoczonej Prawicy. Zdaniem Michała Wójcika z Klubu Parlamentarnego Prawo i Sprawiedliwość "lepiej mieć niż nie mieć". - Jednak ten program nie był zły, to był dobry program i takie likwidowanie jest słabe - mówi.
Nie likwidowanie, ale zawieszenie. Ministerstwa edukacji i cyfryzacji wspólnie pracują nad nowymi rozwiązaniami. - Już dwa tygodnie temu podjęliśmy pierwsze działania, które mają zaprowadzić nas do rozwiązania tego tematu. Im szybciej to zrobimy, tym lepiej. Jest przygotowana zmiana ustawowa. Wierzę, że najbliższe tygodnie i laptopy będą w rękach ludzi, którzy będą korzystali, a nie w magazynach - podkreśla wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski.
Nowy rząd zapowiedział uruchomienie programu "Cyfrowy uczeń".
Zawiadomienie do prokuratury
Sprawa przetargu na zakup komputerów w ramach programu "Laptop dla ucznia" została zgłoszona do prokuratury przez nowe Ministerstwo Cyfryzacji. Posłowie Koalicji Obywatelskiej przypominają, że jeden komputer kosztował podatników miela trzy tysiące złotych, gdy pomnożymy to przez 10 tysiecy tych, które zostały, to daje 30 milionów złotych.
- Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. W moim przekonaniu trzeba dokładnie przejrzeć ten przetarg, bo uważam, że zyskał tylko ten, który sprzedawał, a nie dzieci - zauważa Dariusz Joński z KO.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24