Już 60 proc. dużych i średnich polskich firm ma problemy ze znalezieniem odpowiednio wykwalifikowanych pracowników. Wzrost płac jest gospodarce potrzebny - przekonuje Łukasz Komuda, ekspert Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych. Z kolei Monika Smulewicz, partner w Grant Thornton, uważa że powrót do szkolnictwa zawodowego "to jedyne, co może nas uratować".
Z raportu International Business Report firmy Grant Thornton wynika, że już 60 proc. dużych i średnich polskich firm ma problemy ze znalezieniem odpowiednio wykwalifikowanych pracowników, a mimo to ich skłonność do realnego podniesienia płac nie wzrosła, a nawet spadła.
Oferty pracy dla bezrobotnych
Dla porównania w poprzednim kwartale w tym samym badaniu 46 proc. firm deklarowało tego typu problemy, w ciągu kwartału odsetek ten wzrósł zatem aż o 14 pkt proc. Mimo to, w poprzednim kwartale w urzędach pracy zarejestrowanych było 120 tys. wolnych miejsc pracy.
- To pokazuje, że bezrobocie w Polsce jest już tylko minimalne – wynika głównie z tego, że część pracowników nie godzi się na pracę poniżej kwalifikacji, albo wręcz nie poszukuje pracy - skomentowała Smulewicz.
- Dzisiaj na rynku jest stosunkowo niewielu wykwalifikowanych pracowników i pracodawcy prześcigają się pomysłach, zabiegając o nich - zaznaczyła.
Jakie podwyżki płac
- Skłonność do podnoszenia wynagrodzeń wzrasta w Polsce ze względu na brak rąk do pracy. Pracodawcy będą musieli się z tym pogodzić i – tam gdzie jest to uzasadnione ekonomicznie – będą musieli podnosić wynagrodzenia. Warto jednak pamiętać, że nie we wszystkich firmach będzie to możliwe - mówi ekspertka Grant Thornton.
Dodaje, że większość przedsiębiorstw w Polsce działa na marży nieprzekraczającej 5 proc. - One nie będą miały możliwości istotnego podnoszenia funduszu płac, chyba, że zdecydują się podnosić ceny oferowanych produktów, co jednak nie jest proste - zauważa.
Zdaniem Łukasza Komudy "wzrost płac jest gospodarce potrzebny - nie tylko jako impuls do wzrostu konsumpcji, stanowiącej 60 proc. PKB, ale jako presja służąca zwiększaniu wydajności pracy, czyli lepszej organizacji i uzbrojenia pracy, powiększania kwalifikacji, szkolenia kadr itd.
- To trochę błędne koło, niska wydajność owocuje niskimi płacami (...) Wyjść z niego można w takich właśnie okresach, jaki mamy teraz - o ile nie marnujemy szansy, o ile występuje wyraźna presja płacowa - uważa ekspert Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych.
Fach w ręku
Według Moniki Smulewicz, "oczekiwania płacowe części pracowników nie będą mogły być zrealizowane".
- Pracownik dobrze wykwalifikowany, czyli posiadający umiejętności poszukiwane przez pracodawców oraz efektywny może dzisiaj w naszym kraju osiągać relatywnie wysokie wynagrodzenie. Wydaje się, że ta rozpiętość wynagrodzeń w czasie silnej walki firm o pracowników może się w Polsce nasilać - uważa. Ekspertka przyznała, że istotną część winy w tej sprawie ponosi nasz system edukacji.
- System edukacji w Polsce po transformacji zawiódł. Szkolnictwo zawodowe zostało w zasadzie zmarginalizowane. Większość osób po szkole średniej kontynuuje naukę na studiach wyższych, tymczasem brakuje nam – oprócz inżynierów czy informatyków – murarzy, krawcowych, kierowców i stolarzy. Jeszcze większym problemem jest niedobór pielęgniarek. Zniesiono licea medyczne, które doskonale przygotowywały do zawodu pielęgniarki. System kształcenia pielęgniarek przeniesiono na poziom szkół policealnych i wyższych, a to – co zrozumiałe – podniosło oczekiwania finansowe w zawodzie, a co za tym idzie, zmniejszyła się liczba osób chcących wykonywać tę profesję - argumentowała ekspertka. - Powrót do szkolnictwa zawodowego to jedyne, co może nas uratować, bo brak rąk do pracy może spowodować spowolnienie gospodarcze - przedsiębiorcy będą musieli rezygnować z zamówień, gdyż nie będą mieli pracowników, by te zamówienia realizować. Aby zachować jakość, będą jednak woleli zrezygnować z rozwoju biznesu - oceniła.
Robotyzacja miejsc pracy
- Na 10 tys. pracowników możemy się pochwalić zaledwie 20-30 robotami, podczas gdy w Czechach i na Słowacji wskaźnik ten jest już blisko trzykrotnie wyższy, a w Niemczech - 10-krotnie. Ba, bardzo szybki wzrost wynagrodzeń w Chinach sprawia, że do 2020 roku mają one osiągnąć wskaźnik rzędu 100 robotów na 10 tys. pracowników - dodaje Łukasz Komuda
- "Bez wyższych płac utykamy w obecnej roli: kraju peryferyjnego zglobalizowanej gospodarki, montowni i call center Europy Zachodniej - uważa.
Ponadto, odnosząc się do wyników raportu, Komuda ocenił, że obecnie w Polsce "poza nielicznymi wyjątkami nie ma problemów ze znalezieniem pracowników". Są problemy z rekrutacją nowych ludzi przy proponowanych stawkach wynagrodzeń.
Jego zdaniem, oprócz niskich marż przeszkodą do podwyżek płac jest "kultura organizacyjna i korporacyjna". Poza tym - argumentował - "dla firm, które płacą najmniej, nadzieję przynosi dynamicznie rosnący napływ pracowników z Ukrainy, których w tym roku możemy się doliczyć 1,5 miliona".
Wzrost bezrobocia
Komuda podkreślił, że "wielu pracodawców zdaje sobie sprawę, że sytuacja na rynku pracy jest przejściowa". "W mojej ocenie stopa bezrobocia liczona styczeń do stycznia, luty do lutego itd. zacznie rosnąć najwcześniej od stycznia 2018 roku, a najpóźniej od lipca 2019 roku - bo porusza się w fazach wzrost-spadek-wzrost-spadek, przy czym żadna nie trwa krócej niż 4 i nie dłużej niż 5,5 roku. Wystarczy przeczekać" - przewiduje Łukasz Komuda.
Autor: MS / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock