W ślad za wzrostem cen prądu dla firm możemy się spodziewać kolejnych podwyżek cen towarów w sklepach - powiedział w programie "Wstajesz i wiesz" na antenie TVN24 Dominik Brodacki z Polityki Insight. Jak wyjaśniał, ceny prądu rosną dlatego, że rosną koszty jego wytwarzania.
Gość programu "Wstajesz i wiesz" odniósł się do słów byłego ministra energii Krzysztofa Tchórzowskiego. Zdaniem polityka nie można mówić, że energia drożeje, ponieważ "w ogólnych wydatkach cena energii robi się procentowo na rachunku niższa". - Nie da się złotówkami tego zmierzyć - powiedział poseł PiS.
- Jest to swego rodzaju zaklinanie rzeczywistości. Minister Tchórzewski zapomniał, że jest jeszcze w Polsce coś takiego jak inflacja, która właśnie powoduje, że zmniejsza się ilość dóbr, które możemy kupić za tą samą ilość pieniędzy i tak samo jest z prądem, jak i na przykład z towarami w sklepie, które kupujemy na co dzień - powiedział Brodacki.
- Oczywiście to, czy podwyżki cen prądu są odczuwalne, to jest pojęcie względne, subiektywne - dla mnie one mogą być mniej odczuwalne, niż dla kogoś kto utrzymuje się z zasiłku, a musi płacić rachunek w podobnej wysokości. W każdym razie jest to takie trochę rzeczywiście szukanie pozytywów w sytuacji, kiedy szklanka jest jedynie do połowy pełna - dodał.
Skąd wynika wzrost cen?
Dominik Brodacki wyjaśnił też, że ceny prądu rosną dlatego, że rosną koszty jego wytwarzania.
- Jeżeli spojrzymy na polski tak zwany miks energetyczny, czyli źródło pozyskiwania prądu, to zdecydowanie największy udział w nim ma węgiel. Dzisiaj w Europie, w szczególności w Unii Europejskiej, produkcja prądu z węgla jest nierentowna, to znaczy elektrownie węglowe i kopalnie przynoszą straty - wyjaśniał.
- Dodatkowo firmy, które produkują prąd z węgla muszą kupować tak zwane uprawnienia do emisji, czyli płacić podatek za to, że emitują CO2. Ceny tego podatku drastycznie rosną, dość powiedzieć że między 2018 a 2021 rokiem one wzrosły z około 7 do 40 euro, co oczywiście przekłada się na wysokość rachunku. Czyli rosną koszty wytwarzania prądu. Wytwórcy przerzucają te koszty na odbiorców końcowych, czyli zarówno gospodarstwa domowe, jak i na firmy - mówił.
Kiedy ceny spadną?
Brodacki odniósł się też do słów pełnomocnika rządu do spraw strategicznej infrastruktury energetycznej Piotra Naimskiego o tym, że obniżek cen prądu możemy się spodziewać dopiero po 2030 roku.
- Ja do tej tej daty 2030 podchodzę z dużą rezerwą, nie mówię, że ona jest nieprawdziwa, ale to jest jedynie szacunek. To wynika z tego, że Polska musi w kolejnych latach, i to nie będzie wyłącznie dekada, to będzie kilka dekad, sfinansować transformację polskiego sektora energetycznego, czyli odejść od produkcji prądu z węgla na rzecz rozwoju tak zwanych odnawialnych źródeł energii oraz, co zakłada rząd, wybudować elektrownię jądrową - tłumaczył.
Jak mówił koszt budowy elektrowni jądrowej, która ma ruszyć w 2033 roku, wynosi według szacunków rządu około 80 miliardów złotych. - To jest 4-5 miliardów złotych rocznie. W budżecie nie ma takich pieniędzy, w związku z czym koszt muszą ponieść odbiorcy końcowi. Tak jak dzisiaj płacąc za prąd finansujemy de facto system wsparcia dla odnawialnych źródeł energii, a także dla elektrowni konwencjonalnych, tak w kolejnych latach na naszych rachunkach będzie widniała tak zwana opłata atomowa, finansująca budowę elektrowni jądrowej - przewidywał.
Rekompensat dla wszystkich nie będzie
Pytany o rekompensaty za wzrost cen prądu odpowiedział, że "takich powszechnych rekompensat nie będzie".
- Z ostatnich deklaracji rządu (...) wynika, że rząd nie jest zainteresowany, nie chce po prostu przyznawać takich powszechnych dopłat do ceny rachunku (...), natomiast chce zadbać o tych najuboższych, to znaczy o osoby tak zwane ubogie energetycznie, czy osoby, których nie stać na to, żeby sfinansować sobie własnymi dochodami te podwyżki - mówił.
Zdaniem eksperta możemy się spodziewać jednak podwyżek także innych cen. - W ślad za wzrostem cen prądu dla firm możemy się spodziewać, że będzie kolejny wzrost cen towarów w sklepach. I to jest największe ryzyko moim zdaniem, czyli wzrost kosztów funkcjonowania przemysłu, tego co jest bazą rozwoju gospodarki - ocenił.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock