Ropa naftowa zanotowała kolejne minima. W dostawach na luty za ropę WTI dziś w nocy trzeba było zapłacić poniżej 45 dolarów. W Nowym Jorku było to 44,41, a w Singapurze 44,46 dolarów. Z kolei za Brent na handlu w Londynie 45,23 dolarów. To najniższa cena od sześciu lat. W sumie od połowy ubiegłego roku spadek sięgnął 59 proc.
Jak podkreśla Bloomberg, taka cena wzmacnia spekulacje wokół poziomu zapasów USA i jeszcze większego nasycenia światowego rynku. Do kłopotów na rynku przyczyniła się też listopadowa decyzja OPEC, który zdecydował o utrzymaniu produkcji na dotychczasowym poziomie, a nie jej ograniczeniu.
Jeszcze więcej
Minister energetyki Zjednoczonych Emiratów Arabskich poinformował, że kraj ten pozostanie przy swoich planach zwiększenia produkcji, pomimo “niestabilnych cen”. W 2017 roku ma to być 3,5 mln baryłek dziennie, obecnie jest to 3 mln. Z szacunków przygotowanych przez Bloomberg wynika, że zapasy ropy w USA wzrosły podczas ostatniego tygodnia do 384 mln baryłek. Nadwyżkę ropy ma też Kanada. Dla rynków ratunkiem może być rosnąca konsumpcja ropy w Chinach.
Jeszcze nie koniec?
Analitycy Goldman Sachs oceniają, że ceny ropy pozostaną niskie przez dłuższy czas, jeśli inwestycje w produkcję ropy z łupków nie zostaną ograniczone, co wpłynęłoby na zbilansowanie globalnego rynku paliw. Goldman Sachs ocenia, że w ciągu najbliższych 3 miesięcy ceny ropy WTI mogą spaść do 41 dolarów za baryłkę, a Brent - do 42 dolarów. Spodziewa się też dalszego wzrostu zapasów ropy naftowej w USA w pierwszej połowie 2015 r. Tymczasem prezydent Wenezueli (członka OPEC) Nicolas Maduro ocenił podczas swojej wizyty w Iranie, że ceny ropy naftowej powinny powrócić do poziomu 100 dolarów za baryłkę, aby możliwe było osiągnięcie równowagi na rynkach.
Autor: mn//bgr / Źródło: Bloomberg, Reuters
Źródło zdjęcia głównego: shutterstock.com