Całość planowanych zmian jest bardzo niekorzystna społecznie - dla gospodarki, rynku kapitałowego i przyszłych emerytów - ocenia plany reformy systemu emerytalnego Cezary Mech, były szef dawnego Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi. Uważa on, że najbardziej zainteresowane zmianą obecnego systemu są instytucje finansowe, które będą głównym beneficjentem tych zmian. Ostrzega on, że w praktyce może to oznaczać niższe świadczenia.
Planowana reforma zakłada przekształcenie Otwartych Funduszy Emerytalnych w fundusze inwestycyjne - 75 proc. aktywów ma trafić na Indywidualne Konta Zabezpieczenia Emerytalnego Polaków (IKZE). Natomiast pozostałe 25 proc. - do Funduszu Rezerwy Demograficznej. Nadzór nad tą częścią pieniędzy miałby przejąć państwowy Polski Fundusz Rozwoju. Drugi bardzo ważny element planowanej reformy to upowszechnienie pracowniczych planów kapitałowych w celu oszczędzania na emeryturę.
Zgodnie z pierwotnym planem przekształcenie OFE miałoby nastąpić od stycznia 2018 roku.
Pracownicze programy
- Planowane zmiany są efektem działania lobbingu trzech grup interesu, kosztem przyszłych emerytów. Pierwszą grupą, która jest najbardziej zainteresowana zmianą obecnego systemu, są instytucje finansowe, które będą głównym beneficjentem tych zmian - powiedział Cezary Mech, który w latach 1998-2002 był prezesem Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi, zaś w latach 2005-2006 wiceministrem finansów.
- Drugim beneficjentem jest Unia Europejska, a także - w perspektywie krótkookresowej - Ministerstwo Finansów. A trzecim - pozornym - ci, którzy mają środki w OFE. Pozornym, ponieważ proponowany system prowadzi w bardzo złym kierunku, jeśli chodzi o zabezpieczenie interesów członków OFE, transparentność, jak też antykorupcyjność systemu finansowego i rynku kapitałowego - wskazał ekspert.
Przeniesienie pieniędzy z OFE
Jak tłumaczył, proponowana zmiana spowoduje przeniesienie środków z silnie regulowanego systemu OFE, w którym straty - jego zdaniem - były efektem braku aktywności Komisji Nadzoru Finansowego, do systemu "zderegulowanego".
- Po wprowadzeniu tych zmian nie będzie możliwości wycofania tych środków, a z drugiej strony, ci którzy nimi zarządzają, mogą realizować swoje cele, które nie są spójne z interesem członków OFE - ostrzega.
- Instytucje finansowe pozbawione nadzoru będą miały z przyszłych emerytów swoistych chłopów pańszczyźnianych do nich przywiązanych i będą mogły dowolnie zarządzać środkami, a my będziemy musieli te środki u nich trzymać - wskazał.
W jego ocenie, jeśli te oszczędności przejdą z OFE do funduszy inwestycyjnych to istnieje ryzyko "wytransferowywania" pieniędzy i działania na "niekorzyść członków OFE", kiedy inwestycje okażą się nietrafione.
Jego zdaniem propozycje zmian są też efektem nacisku Komisji Europejskiej, która nie uwzględnia inwestowania naszych składek w OFE jako redukujących zobowiązania państwa.
- Komisja Europejska traktuje zobowiązania systemu emerytalnego bardzo elastycznie. Likwidacja OFE spowoduje, że w razie jakiegoś kryzysu emerytury będzie można obciąć np. o 30 proc., tak jak w Grecji. Podczas gdy emerytury z OFE są wypłacane w całości. To bardzo niekorzystne rozwiązania dla przyszłych emerytów - przestrzegał.
Jak podkreślił, "rozmontowanie obecnego systemu może prowadzić np. do systemu kanadyjskiego".
- Wtedy przyszłe świadczenia emerytalne nie będą uwzględniały, ile kto zgromadził środków. W praktyce będzie to oznaczało coraz nisze świadczenia wraz z pogarszaniem się sytuacji demograficznej Polski. System kanadyjski oznaczałby, że wszyscy uczestnicy będą starali się uciec od składek, które utraciłyby walor oszczędności emerytalnych, stając się podatkiem zawyżającym koszty pracy. Z drugiej strony wpływowe grupy przyszłych emerytów będą dążyły do posiadania specjalnych przywilejów emerytalnych. Oczywiście kosztem reszty społeczeństwa. Takich jakie teraz mają sędziowie, prokuratorzy, służby mundurowe i górnicy - zaznaczył Mech.
Interes rządu
Zmiany demograficzne w Polsce powodują, że relacja między liczbą pracujących a liczbą emerytów w najbliższych dziesięcioleciach pogorszy się, a to oznacza, że cały system finansowy pozbawiony aktywów i mający olbrzymie zobowiązania, będzie pod olbrzymią presją wypłacalności.
Jeśli chodzi o korzyści dla MF to, zdaniem eksperta, "teoretyczny interes rządu jest taki, by przejmować te środki łatając dziury budżetowe".
- Planowane jest przekazanie 75 proc. z nich do instytucji finansowych, które będą mogły nimi dysponować na zasadzie "róbta co chceta", a 25 proc. przejdzie do Funduszu Rezerwy Demograficznej. To taki kolejny skok na OFE, który da państwu 40 mld zł buforu. W praktyce oznacza to, że jeśli państwo nie będzie miało środków, to będzie mogło nie dopłacać do ZUS-u z budżetu przez jakiś okres, tylko na wypłatę bieżących emerytur będzie mogło korzystać ze środków z Funduszu Rezerwy Demograficznej - wyjaśnił.
Dodał, że wtedy można będzie pokazać UE, że ma się mniejszy deficyt, poniżej wymaganego 3 proc. Produktu Krajowego Brutto.
Jego zdaniem, na pewny zysk nie moga tez liczyć osoby oszczędzające na Indywidualnych Kontach Zabezpieczenia Emerytalnego (IKZE). Środki zgromadzone na IKZE będą mogli wycofać po 65. roku życia i przy okazji zapłacą tylko 10 proc. podatku. Autorzy nowych rozwiązań zachęcają więc przyszłych emerytów tym, że nie będą płacić PIT-u, tylko ryczałtowy 10-proc. podatek.
- Dlaczego będzie to złudny zysk? Dlatego, że nieefektywność instytucji zarządzających IKZE może spowodować, że strata przyszłych emerytów będzie większa niż różnica między PIT-em a 10-proc. podatkiem. Jeśli środki będą źle zarządzane, to one nie przyniosą zysków i może się okazać, że nawet wyżej opodatkowana emerytura z OFE byłaby wyższa niż świadczenie z IKZE - wskazał Cezary Mech.
- Oczywiście całość planowanych zmian jest bardzo niekorzystna społecznie - dla gospodarki, rynku kapitałowego i przyszłych emerytów - przekonywał.
Dodatkowa składka
Jak dodał, pracownicze programy kapitałowe w praktyce oznaczają wprowadzenie dodatkowej obowiązkowej składki. Na pracownika przypadnie z tego 2 proc., na pracodawcę 1,5 proc., a 0,5 proc. na fundusz pracy.
- Te znaczące dodatkowe obciążenia mają zasilić rynek kapitałowy i instytucje tam funkcjonujące na skalę 12-18 mld zł rocznie, w tym 4-6 mld zł ma zasilić giełdę zwijającą się z powodu odpływu środków OFE - tłumaczył dodając, że mimo nałożenia nowych obciążeń, majątkowe zabezpieczenie świadczeń emerytalnych i tak spadnie dwukrotnie.
- Generalnie w wyniku lobbingu całość operacji ma spowodować zwiększenie składki wpływającej do ZUS, zaś instytucje finansowe mają być beneficjentami dodatkowych obciążeń, które, tak jak resztówka OFE, będą zarządzane w instytucjach praktycznie nienadzorowanych, co jest przewrotnie usprawiedliwiane przez Polski Fundusz Rozwoju większą "możliwością wyboru strategii" - mówił.
- Moim zdaniem jest duże prawdopodobieństwo, że ta część reformy nie wejdzie w życie, ponieważ będzie wywoływała takie same protesty - tak ze strony pracowników, jak i pracodawców - jak jednolita danina, z wprowadzenia której ostatecznie rząd się wycofał - ocenił Cezary Mech.
Nietrafione pomysły
W ocenie eksperta zamiast wprowadzania opisanego rozwiązania, należałoby szeroko rozpropagować obecnie funkcjonujące pracownicze programy emerytalne, pracodawcy i pracownicy powinni mieć możliwość dodatkowego składkowania w OFE, odbudować nadzór emerytalny, przywrócić odpowiedzialność zarządzających w postaci minimalnej stopy zwrotu i wrócić do wynegocjowanego w traktacie akcesyjnym odrębnego traktowania OFE.
- Po co wyważać otwarte drzwi i zamiast leczyć chorą rękę, ją amputować? - pytał Mech.
Zapytany, czy przejęcie nadzoru nad Funduszem Rezerwy Demograficznej przez Polski Fundusz Rozwoju to dobry pomysł, zaprzeczył. Jak podkreślił, "z dotychczasowych doświadczeń widać wyraźnie, że PFR może mieć różne nieefektywne pomysły wykorzystania tych środków, jak np. budowanie przekopu przez Mierzeję Wiślaną, czy tzw. polonizację różnych sektorów".
- Więc niech PFR wypuszcza obligacje pod swoje pomysły, a zabezpieczenie emerytalne powinno być oceniane z punktu widzenia interesów przyszłych emerytów, powinno więc dążyć do tego, by mieć maksymalny zwrot, jak największe zyski, a nie powinno być obarczone ryzykiem ponoszenia skutków błędnych decyzji politycznych - konkludował.
Podzielone zdania
Plany zmian w systemie OFE wydają się sensowne części ekonomistów.
- Dzięki nim pieniądze odprowadzane na emerytury zamiast leżeć na prywatnych kontach, powiększając bieżący dług państwa, mogą przy odpowiedniej polityce gospodarczej pracować na rzecz rozwoju kraju - mówi ekonomista, dr Marcin Kędzierski.
- Jeżeli przyszli emeryci będą oszczędzać więcej, to będą mieli większą emeryturę, nawet jeżeli te oszczędności nie będą zbyt mądrze inwestowane. To nie są zmiany, które mogą emerytom jakoś zaszkodzić. Dodatkowo będzie jeszcze quasi obowiązkowa składka w III filarze. Dobrze, że inicjatorzy tych zmian rozumieją, że to musi być tanie - wyznaczono limit kosztów za zarządzanie na poziomie 0,6 proc. To jest na pewno pozytywny element tej propozycji - powiedział Maciej Bitner, główny ekonomista WiseEuropa
Jego zdaniem, emeryci na tej całej operacji powinni zyskać, choć niewiele, bo dodatkowa składka jest niska, a całość dotychczasowej składki będzie trafiać do ZUS. - To pozytywna część dorobku tego rządu - ocenił.
Z kolei prof. Leokadia Oręziak, ekonomistka ze Szkoły Głównej Handlowej nie podziela tej opinii. Jej zdaniem proponowane zmiany w OFE oraz dotyczące Pracowniczych Planów Kapitałowych boleśnie uderzą w finanse publiczne, przyszłych emerytów i obecnych pracowników, na których nałożą dodatkowe ciężary - Skorzystają na nich wyłącznie banki i inne instytucje finansowe - mówi.
Decyzje pracowników
- Warto zaznaczyć, że z mocy prawa wszyscy pracownicy przedsiębiorstw, poczynając od największych firm, mają być zapisywani do pracowniczych planów emerytalnych, a jeżeli ktoś chciałby z takiego planu się wycofać, to będzie mógł to zrobić jedynie na samym początku, w ciągu kilku tygodni, składając specjalną deklarację. Jeśli tego nie zrobi, np. z braku wiedzy, czasu, czy z obawy o utratę pracy, to przez następne kilkadziesiąt lat, aż do emerytury, z jego wynagrodzenia będzie potrącana składka na Pracownicze programy Kapitałowe - wskazała Oręziak. Według niej, zakłada się, że aż 75 proc. pracowników nie zdoła wycofać się z PPK w odpowiednim terminie. - I to jest klucz całej tej propozycji. Jej twórcy liczą, że dzięki temu, w istocie niesprawiedliwemu rozwiązaniu, ponad 5 mln osób zostanie wciągniętych do tego systemu, a z pensji pracowniczych na rynek finansowy trafiać będzie ponad 15 mld zł rocznie - uważa Oręziak.
Autor: MS / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock