W piątek wieczorem złoty nieznacznie umacniał się w stosunku do głównych walut. Po negatywnej reakcji rynku na czwartkową decyzję o podwyżce stóp procentowych, w piątek po słowach prezesa Narodowego Banku Polskiego Adama Glapińskiego polska waluta delikatnie poszła do góry.
Około godziny 9.30 euro kosztowało 4,80 zł, a około godziny 20.00 - 4,78 zł.
Rano za dolara trzeba było zapłacić 4,75 zł, a wieczorem - 4,71 zł.
Kurs franka wynosił o 9.30 prawie 4,86 zł, a o 20.00 - 4,80 zł.
Funt brytyjski o poranku kosztował 5,67 zł, a na koniec dnia - 5,65 zł.
"Nie było aż tak łagodnie"
Rada Polityki Pieniężnej zdecydowała w czwartek o podwyższeniu stopy referencyjnej NBP o 50 punktów bazowych do 6,50 proc. To poniżej oczekiwań rynku, który spodziewał się podwyżki nawet o 100 pb.
Po decyzji RPP kurs EUR/PLN po raz trzeci w ciągu ostatnich dwóch dni znalazł się powyżej 4,80.
- Nie było aż tak łagodnie, jak się niektórzy obawiali. W tym sensie, że nie ma aż tak twardego powiedzenia, że już kończymy z podwyżkami stóp. Te najgorsze rzeczy, których się obawiał rynek, się nie wydarzyły - mówił Piotr Popławski, analityk ING BSK, komentując konferencję prasową prezesa NBP Adama Glapińskiego.
Jego zdaniem, złoty jednak pozostanie pod presją.
- Natomiast spowolnienie tempa podwyżek stóp, dosyć pesymistyczna projekcja PKB oraz obawy po ostatnich PMI z Polski nadal oznaczają, że oczekiwania rynkowe na podwyżki stóp w Polsce mogą w najbliższym czasie nie za bardzo rosnąć - dotarliśmy do poziomu docelowego 9 procent i to się zaczęło cofać. To się odbywa w otoczeniu mocnego i dalej umacniającego się dolara, komentarzy o tym, że zostanie osiągnięty parytet EUR/USD. Te ryzyka dla złotego bez takiej zdecydowanej polityki NBP są ciągle dosyć istotne. Zwłaszcza że prezes w trakcie konferencji powiedział, że sensu interwencji w celu obrony złotego nie widzi - wyjaśnił analityk.
Dodał, że "na razie nasza waluta trzyma się poniżej 4,80 do euro", choć "było kilka nieudanych prób wybicia się ponad ten poziom". - Przypuszczam, że to duże pozycje klientowskie od firm finansowych na razie trzymają złotego poniżej tego poziomu przy w miarę sensownej płynności - ocenił Popławski.
Nie spodziewa się on jednak, aby kurs euro dotarł do poziomu 5 zł, chyba że spełnią się czarne scenariusze.
- Jeżeli dolar miałby się dalej umacniać, a teraz przez wakacje dalszych podwyżek stóp nie będzie (RPP zbierze się dopiero we wrześniu - red.), a mieliśmy komentarze o braku potrzeby interwencji, to to zachęca inwestorów do gry na osłabienie złotego. Prawdopodobieństwo wybicia złotego powyżej 4,80 w ciągu tygodnia jest dosyć wysokie. Niektórzy mówią o powrocie do tego wojennego poziomu w okolicach 5 złotych, ale ja w to trochę nie wierzę, bo tak źle to nie jest. Ale jeżeli dalej będzie się rozwijał scenariusz recesji w Europie, braku dostaw gazu i tak dalej, to poziomy powyżej 4,90 są możliwe. I ten kierunek w najbliższym czasie wydaje się dość prawdopodobny - powiedział.
"Złoty stał się pariasem na rynku walutowym"
"Złoty nie radzi sobie wobec dolara i to zdanie powoli zakrawa na banalny truizm. I choć medialnie głośno się o tym zrobiło na przestrzeni ostatniego miesiąca, to spojrzenie na sprawę z większej perspektywy pokazuje, że problem jest znacznie poważniejszy. Na początku lipca zeszłego roku za zielonego płaciliśmy 3,666 zł i od tego momentu rozpoczął się wręcz tragiczny rajd na tej parze walutowej" - podkreślił natomiast Krzysztof Adamczak, dealer walutowy InternetowyKantor.pl.
Stwierdził, że to "totalna bezwarunkowa kapitulacja", a "złoty stał się pariasem na rynku walutowym, tracąc w 12 miesięcy blisko 30 procent swojej wartości". "Wynik godny tureckiej liry, czy białoruskiego rubla. W tym czasie nie tylko pożegnaliśmy się z mianem lidera naszego koszyka, ale w błyskawicznym tempie osunęliśmy się na koniec stawki, nawet biorąc pod uwagę tylko nasz region" - napisał w komentarzu.
Notowania walut 8 lipca
Źródło: TVN24 Biznes, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock