Jest drogo i to bardzo. Portal Rynekpierwotny.pl przygotował zestawienie, które pokazuje, ile metrów kwadratowych nowego mieszkania można kupić za miesięczną średnią pensję w 17 miastach. I to nie napawa optymizmem. Materiał Łukasza Łubiana z magazynu "Polska i świat".
- My od wielu lat biegniemy za mieszkaniami, tak jak biegnie się za uciekającym kapeluszem, którego gna wiatr. Czyli im bardziej go gonimy, tym bardziej ten wiatr powiewa i nie możemy go złapać - mówi ekonomistka z Centrum im. Adama Smitha Anna Gołębicka.
Nie starczy nawet na metr
Według danych portalu Rynekpierwotny.pl, w żadnym mieście wojewódzkim miesięczna pensja nie wystarczy nawet na cały jeden metr kwadratowy.
- Największa dostępność mieszkań, czyli relacja cen mieszkań do dochodów jest w tych miastach, w których najniższe są zarobki. Czyli w Zielonej Górze, w Gorzowie Wielkopolskim - wymieniał Marek Wielgo z Rynekpierwotny.pl.
W Warszawie to niewiele ponad pół metra kwadratowego. Prawie metr kwadratowy w Zielonej Górze.
- Ruszyło od czerwca do teraz, zdecydowanie jakby gdzieś tam też ogłoszeń przybywa i też ta sytuacja na rynku nieruchomości jest po prostu sprytnie dynamiczna. I też to nawet widać po transakcjach, bo zdecydowanie więcej kupuje ludzi też młodych - mówi właścicielka biura nieruchomości w Zielonej Górze Alicja Kozinoga.
Nic dziwnego, bo to właśnie w Zielonej Górze przeciętnego singla stać na największe mieszkanie, bo aż czterdziestometrowe. Z kolei na przeciwnym metrażowym biegunie znów stolica.
- W Warszawie singiel może sobie pozwolić, no oczywiście jego zdolność kredytowa, umożliwia mu zakup dwudziestu trzech metrów kwadratowych. Czyli nawet nie mieszkania, bo mieszkanie musi mieć minimum dwadzieścia pięć metrów kwadratowych - mówi Marek Wielgo z portalu Rynekpierwotny.pl.
Kawalerki wracają do łask
Najmniejsze mieszkania wracają do łask. Kawalerki cieszą się sporym zainteresowaniem, zwłaszcza w dużych miastach.
- To jest mieszkanie, które jest zawsze najłatwiej sprzedać, bo chętnych i amatorów kawalerek jest bardzo dużo. No ze względu na to, że ktoś odkładając na lokacie ma ileś tam tych tysięcy - zwraca uwagę prezes Krajowej Izby Gospodarki Nieruchomościami Marek Urban.
- No teraz to już na kawalerkę potrzeba jest czterysta tysięcy. Kiedyś to wystarczyło sto pięćdziesiąt dwieście i to nie tak dawno temu. Trzy, cztery lata temu były mniej więcej takie ceny - dodaje.
Ofert jest więcej
W większości miast, porównując rok do roku, ofert na rynku jest więcej. Największy wybór jest we Wrocławiu i Gdańsku. Deweloperzy chcą jak najszybciej sprzedać wolne lokale.
- Gdyby ta sytuacja miała się utrzymywać przez kolejne sześć, dwanaście miesięcy, możemy zobaczyć prawdopodobnie coraz większe ustępstwa po stronie sprzedających. Już dzisiaj ponad połowa deweloperów oferuje rabaty cenowe - mówi analityk rynku nieruchomości Jan Dziekoński.
- W Warszawie średnia cena metra kwadratowego już nie rośnie od czterech miesięcy. W Krakowie po raz pierwszy od dwóch i pół roku średnia spadła o jeden procent w lipcu - zwraca uwagę Marek Wielgo z Rynekpierwotny.pl.
"Rynek nabiera oddechu"
Jak długo taka sytuacja się utrzyma? Nikt nie ma wątpliwości, że to zależy od tego, czy koalicji rządzącej uda się dojść do porozumienia w sprawie tak zwanego kredytu zero procent.
- Ten rynek teraz nabiera oddechu. On się trochę ustabilizował. Jeżeli wejdzie kolejny program, znowu podniesie te ceny. Jeżeli nie wejdzie, te ceny będą mniej więcej na podobnym poziomie przez dłuższy czas - mówi Piotr Krochmal, analityk rynku nieruchomości.
Ceny wystrzeliły, gdy poprzedni rząd wprowadził Bezpieczny kredyt 2 procent. Dla przykładu w Warszawie cena metra od razu wzrosła o dwadzieścia procent.
- Narzędzia, które mieliśmy w ostatnich latach działały jak polewanie ogniska benzyną, czyli teoretycznie miały młodych ludzi przybliżyć do swojego wymarzonego, ukochanego mieszkania, ale de facto ich oddaliły - mówi Anna Gołębicka.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Robert Kneschke, Shutterstock