Kolejny słaby dzień złotego. Nasza waluta oscylowała dziś tuż pod granicą 4,50 za euro. Dla kasy państwa to zła wiadomość, bo silne euro oznacza wyższy dług. Dlatego NBP nie wyklucza kolejnych interwencji na rynku.
Po godz. 18 euro kosztowało 4,49 zł, dolar 3,36 zł, a frank szwajcarski 3,66 zł. Rządzących martwi przede wszystkim wysoki poziom kursu tej pierwszej waluty. Według analityków, przy euro kosztującym na koniec roku powyżej 4,70 zł, nasz dług publiczny wzrośnie powyżej 55 proc. PKB. A to będzie oznaczało konstytucyjną konieczność przeprowadzenia bolesnych cięć w kolejnym budżecie.
Dlatego kursem EUR/PLN zajął się NBP. Wczoraj przed południem sprzedawał euro z rezerw walutowych, umacniając tym samym naszą walutę o 4 gr. Efekt tej interwencji został jednak zneutralizowany przez rynek po zaledwie dwóch godzinach.
Rynek czeka na ruch NBP
Dziś tę akcję NBP tłumaczył wiceprezes Banku, Witold Koziński. Zaznaczył, że wczorajsza sprzedaż euro miała jedynie ustabilizować rynek, w związku z tym zaangażowane środki były znacznie mniejsze niż we wrześniu czy październiku. - Nie wykluczył tym samym kolejnych interwencji, które - jak dodał - mogą zostać przeprowadzone na większą skalę. Ta swoista werbalna interwencja nie zrobiła jednak większego wrażenia na inwestorach. Ani NBP, ani resort finansów nie wykorzystali szansy, jaką stwarzało dzisiejsze Święto Dziękczynienia w USA i związana z tym mniejsza płynność na rynkach po południu. W efekcie - po południu euro zbliżyło się w okolice 4,50 zł, a dolar przekroczył poziom 3,37 zł - stwierdził ekonomista Domu Maklerskiego BOŚ Marek Rogalski.
Jak dodał, dzisiejsza słabość złotego to jednak zasługa także tego, co działo się na rynkach globalnych - obniżenia ratingu Portugalii przez agencję Fitch i dalszego braku zgody Niemiec na emisję euroobligacji, które przez część ekonomistów uważane są za jedyną możliwość ratunku eurolandu.
Najlepszą interwencją dewizową są reformy gospodarki, finansów publicznych, które dają podstawy do sądu, że są prorozwojowe. Leszek Balcerowicz
Jak dalej potoczą się losy naszej waluty? - To zależy od NBP i włodarzy Unii Europejskich - powiedział Andrzej Bowtruczuk, diler walutowy BRE. Jak dodał, "rynek obawia się interwencji NBP, ale nie na tyle, żeby złotówka się umocniła".
- Uważam, że NBP powinien poczekać na jakąś pozytywną informację, na jakiś pozytywny rozwój wypadków i wtedy wzmocnić ten ruch w dół na kursie złotego wobec euro. To by, moim zdaniem, było skuteczniejsze niż zmaganie się z rynkiem w momencie, kiedy ten idzie w inną stronę - ocenił z kolei szef dilerów BRE Marcin Turkiewicz.
Interwencje? Reformy!
Zdaniem b. prezesa NBP Leszka Balcerowicza, polskiej walucie nie są potrzebne interwencje banku centralnego, ale reformy. - Interwencje NBP to jest taka "chwilówka", na ogół interwencje mniejszych krajów nie dają trwałych efektów. Pytanie, czy warto tracić na to dewizy - powiedział na konferencji prasowej w Poznaniu Balcerowicz.
- Najlepszą interwencją dewizową są reformy gospodarki, finansów publicznych, które dają podstawy do sądu, że są prorozwojowe - dodał.
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN CNBC, fot. sxc.hu