Nowe cła i wojna handlowa między Stanami Zjednoczonymi a Chinami to najważniejsze impulsy wpływające na globalne nastroje na rynkach - wskazują w porannych raportach ekonomiści. - Trump gra twardą piłkę, starając się utrzymać wiarygodność dla ceł jako broni - pisze w rynkowej nocie Chris Weston, szef działu badań w Pepperstone. W najbliższych dniach złoty może kontynuować osłabienie - oceniają analitycy.
We wtorek przed godziną 10 za euro trzeba zapłacić ponad 4,22 zł. Dolar kosztuje ponad 4,09 zł.
"Kursy głównych par z PLN (USD/PLN i EUR/PLN) kierowały się (w poniedziałek - PAP) w okolice istotnych techniczne oporów (odpowiednio 4,17-4,20 oraz 4,24-4,25), które jednak póki co nie były testowane. Temat ceł pomimo ich odroczenia na miesiąc (na import z Kanady i Meksyku) pozostanie głównym czynnikiem determinującym globalne nastroje we wtorek, póki co istotnej deeskalacji rynkowych obaw nie widać, wobec czego zwyżki kursów EUR/PLN i USD/PLN w kierunku ww. poziomów są, w naszej opinii, scenariuszem najbardziej prawdopodobnym w perspektywie obecnego tygodnia" - prognozują ekonomiści PKO BP.
Również ekonomista Banku Millennium wskazuje, że polityka handlowa i związane z nią ryzyka pozostają w centrum uwagi rynków.
"Informacje o odłożeniu o 30 dni – po rozmowach D.Trumpa z liderami Meksyku i Kanady – wprowadzenia ceł na towary importowane do USA z tych państw podziałała tonująco na nastroje rynkowe. Kurs EUR/USD zdołał zawrócić i ulokować się powyżej poziomu 1,03. Od 4,23 'odbił się' natomiast kurs EUR/PLN. Inwestorzy mają jednak świadomość niepewności dotyczącej wojen handlowych" - napisał w raporcie Sutowicz.
"Naszym zdaniem, będzie ona utrzymywała zainteresowanie dolarem na arenie międzynarodowej, choć nie tak gwałtownie jak podczas początku wczorajszej sesji, gdy obowiązywał scenariusz natychmiastowego wprowadzenia przez USA 25 proc. ceł na towary z Meksyku i Kanady. Kalendarium dzisiejszej sesji nie dostarczy rynkowej zmienności. Stawiamy na względną stabilizację rynków finansowych" - dodał.
Sytuacja na giełdach
Na rynkach nastąpiła poprawa nastrojów po ciężkim poniedziałku, gdy okazało się, że w weekend prezydent USA Donald Trump podpisał rozporządzenie nakładające cła na towary z Kanady, Meksyku i Chin.
Rozporządzenie przewiduje nałożenie 25-procentowych ceł na towary z Kanady i Meksyku, z wyjątkiem produktów naftowych obłożonych niższym cłem 10 proc. oraz dodatkowych 10 proc. ceł na towary z Chin.
W poniedziałek prezydent Meksyku Claudia Sheinbaum - po rozmowie z prezydentem USA - poinformowała jednak, że wprowadzenie przez USA ceł przeciwko Meksykowi zostanie odroczone o miesiąc.
Do tego Donald Trump i premier Kanady Justin Trudeau ogłosili w poniedziałek, że zapowiadane 25-proc. cła na towary z Kanady zostaną wstrzymane na 30 dni.
Odłożenie ceł USA na gospodarki Kanady i Meksyku wzmacnia na rynkach pogląd, że Donald Trump postrzega taryfy handlowe jako chwyt negocjacyjny, choć nadal nie godzi się na "wykorzystywanie ekonomiczne" USA przez inne kraje.
Inwestorzy oceniają też sytuację po tym, jak Chiny nałożyły cła na szereg produktów z USA i ogłosiły dochodzenie ws. Google chwilę po tym, jak Donald Trump ogłosił nałożenie 10-procentowych ceł na chińskie towary.
Władze w Pekinie nałożyły 15-procentowe cła m.in. na amerykański eksport węgla, ropy naftowej i skroplonego gazu ziemnego, a na amerykański sprzęt naftowy i rolniczy - opłaty w wysokości 10 proc.
"Odnoszę wrażenie, że traderzy odczuwają lekkie zmęczenie cłami i mają nadzieję na powrót do starego 'reżimu' zależności od danych makro (...). Trump gra twardą piłkę, starając się utrzymać wiarygodność dla ceł jako broni – z Unią Europejską, która ma być następna w kolejce - po Kanadzie, Meksyku i Chinach" - pisze w rynkowej nocie Chris Weston, szef działu badań w firmie brokerskiej Pepperstone.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock