MON w pośpiechu przygotowuje wart setki milionów złotych przetarg na opancerzone pojazdy patrolowe - dowiaduje się "Rzeczpospolita". Mają one zapewnić większe bezpieczeństwo żołnierzom, m.in. w Afganistanie.
- Wozy patrolowe chcemy mieć jak najszybciej, dlatego oczekujemy od producentów w pierwszej kolejności deklaracji możliwie najbliższych terminów ewentualnych dostaw - informuje Jarosław Rybak, rzecznik MON.
Wojsko nie ukrywa, że chce dostarczyć na wojnę przede wszystkim pojazdy odporne na miny-pułapki. Ten wymóg MON wymienia w swej dokumentacji jako pierwszoplanowy.
- Możemy mieć problemy z ekspresowymi zakupami. Właśnie teraz na wielką skalę większość armii NATO wymienia wozy patrolowe. To skutek doświadczeń z wojny z terrorystami - mówi Tadeusz Wróbel, ekspert militarny "Polski Zbrojnej".
Używane obecnie do patrolowania przez polskich żołnierzy zmodernizowane honkery (skorpion) i amerykańskie hummery nie są wstanie zapewnić bezpieczeństwa (także balistycznego) na odpowiednim poziomie. W obecnym gorącym okresie żaden producent nie ma opancerzonych patrolowców na półce.
Przyspieszone dostawy będą więc sporo kosztować. W zależności od typu, wyposażenia, liczby zamawianych pojazdów rozpiętość cen jest ogromna: od 625 tys. dol. za iveco LMV do 140 tys. za francuski auverland A4.
Wybór jest jednak duży: izraelski Rafael proponuje pojazdy Wolf, szwajcarski Mowag pancerkę Eagle III, słowacki przemysł - Aligatora, Włosi wspomniany już wielozadaniowy lekki pojazd Iveco LMV, który poza Italią robi karierę w armii brytyjskiej i belgijskiej. Całą gamę wyspecjalizowanych wozów produkuje niemiecki przemysł, m.in. Rheinmetall (Caracal, Gavial).
W przetargu będą rywalizować opancerzone wozy o wadze do 7,5 tony. Ponad 6 ton waży prototyp opancerzonego samochodu Tur z polskiej prywatnej firmy AMZ Kutno.
Źródło: Rzeczpospolita