W styczniu, pierwszym miesiącu ze wspólną walutą, inflacja na Słowacji spadła w ujęciu rocznym do 3,7 proc., z 4,4 proc. w grudniu. - To pokazuje że obawy o to, że wprowadzenie euro w Polsce przyniosłoby duży wzrost cen, są kompletną fantazją - mówi w "The Wall Street Journal" prof. Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów.
Chociaż ceny rok do roku wzrosły o 0,1 punktu proc. bardziej niż prognozowali analitycy, to inflacja na Słowacji była i tak najniższa od 13 miesięcy. Miesiąc do miesiąca ceny konsumpcyjne na Słowacji wzrosły w styczniu zaledwie o 0,7 proc.
Teraz eksperci spodziewają się, że do końca roku inflacja na Słowacji spadnie do ok. 3 proc.
Strachy na lachy
Przykład naszych południowych sąsiadów pokazuje, że polskie obawy przed skokowym wzrostem cen po wprowadzeniu euro są przesadzone. Potwierdza to prof. Stanisław Gomułka: - Obawy były nieuzasadnione, ponieważ w innych krajach, w których wcześniej wprowadzano euro, też nie było dużych wzrostów cen - mówi.
Dodaje, że trochę podwyżek było tylko w krajach śródziemnomorskich, licznie odwiedzanych przez turystów. Tam w małych hotelikach i kawiarniach ceny poszły w górę. Natomiast według oficjalnych danych urzędów statystycznych, na przykład w Niemczech czy we Francji, ceny w chwili wprowadzania europejskiej waluty drgnęły nieznacznie.
Prof. Gomułka zauważa też, że do spadku inflacji na Słowacji przyczynił się kryzys. - Skoro nawet w Polsce, pomimo osłabienia złotego, inflacja spada, to tym bardziej musi się ona zmniejszać na Słowacji, bo euro jest walutą mocną - mówi. Przyznaje też, że jest to jednak bolączka wielu zagranicznych turystów spoza strefy euro, w tym Polaków, dla których Słowacja była wcześniej bardzo atrakcyjnym celem urlopowych wyjazdów, oraz słowackiej turystyki.
Źródło: The Wall Street Journal Polska
Źródło zdjęcia głównego: TVN24