- Jeżeli Francja ma niższy wskaźnik wzrostu gospodarczego niż jej sąsiedzi, to dlatego, że pracujemy za mało - powiedział Nicolas Sarkozy podczas spotkania z organizacją pracodawców MEDEF. I zapowiedział duże zmiany - pisze "Rzeczpospolita".
- Pora skończyć z ideologią, która - w imię fałszywej koncepcji pełnego zatrudnienia - od 30 lat uniemożliwia Francuzom rzetelną pracę - twierdzi Nicolas Sarkozy i chce złagodzenia rygoru 35-godzinnego tygodnia pracy, tak by polityka płacowa mogła się stać bardziej elastyczna.
Według europejskich statystyk, w ciągu swego aktywnego zawodowo życia Francuz spędza w pracy 48 proc. czasu, Brytyjczyk 58 proc., a Duńczyk 60 proc. Należy zmienić te proporcje: większą rolę, niż ustawowa norma 35 godzin tygodniowo, powinny odgrywać umowy branżowe dopuszczające wydłużenie czasu pracy, a także pracę w niedziele i święta.
Sarkozy przyznał, że Francuzi słusznie skarżą się na spadek ich siły nabywczej i że mają rację, winiąc za to w znacznej mierze wspólną walutę europejską. Był to jego kolejny przytyk wobec polityki silnego euro, prowadzonej przez Centralny Bank Europejski. Zdaniem Sarkozy'ego, "o sile euro można i należy dyskutować".
Prezydent nie zmienił zdania na temat konieczności zredukowania liczby pracowników francuskiego sektora publicznego (8 proc. wszystkich zatrudnionych). Etat co drugiego "funkcjonariusza państwa" odchodzącego na emeryturę nie będzie odtwarzany.
Jego plan drugiego etapu reform, który wkrótce zostanie przedstawiony w formie rządowego projektu ustawy, nosi nazwę TEPA (skrót od haseł: praca, zatrudnienie, siła nabywcza).
Celem nowych uregulowań prawnych w tych dziedzinach ma być napędzenie francuskiego wzrostu gospodarczego. Jest on obecnie niższy od zakładanego (0,3 proc. w II kwartale). W pierwszym półroczu Francja odnotowała również rekordowy deficyt handlowy: 15 mld euro.
Prezydent reformuje Francję
Pierwsza część reform Sarkozy'ego, zatwierdzona już przez parlament w formie tzw. pakietu fiskalnego (ulgi podatkowe dla przedsiębiorstw i zamożniejszych obywateli), będzie kosztować rocznie 13,6 mld euro. Zdaniem ekspertów, znacznie ograniczy to swobodę manewru rządu. Zgodnie z zobowiązaniami, jakie przyjął Paryż wobec partnerów z EU, do 2010 r. dług publiczny Francji powinien się zmniejszyć do poziomu 60 proc. PKB (obecnie 67 proc.).
Przewodnicząca MEDEF Laurence Parisot apelowała do prezydenta o zapoczątkowanie "strategicznej rewolucji" w gospodarce, czyli postawienie na politykę podaży, która ożywiłaby produkcję, a więc i wzrost. Parisot uznała wczorajsze wystąpienia Sarkozy'ego za właściwą reakcję na jej apel.
Jednak, zdaniem większości komentatorów, a także związków zawodowych, było ono zbyt ogólnikowe, ideologiczne i "kampanijne". Powtarzających się zwrotów "zerwanie" (z minioną epoką) i "rewolucja" nie zastąpiły konkrety.
Na szczegóły przyjdzie poczekać zapewne do negocjacji pracodawców i związków zawodowych na temat reformy rynku pracy, które rozpoczną się 7 września. W październiku premier Francois Fillon zwoła konferencję z udziałem tych samych partnerów, poświęconą płacom i sile nabywczej.
Wczoraj rozpoczęła pracę specjalna komisja, która ma w ciągu miesiąca przedstawić wstępny raport o francuskich "hamulcach wzrostu". Na jej czele stanął Jacques Attali, kolejny socjalista, którego nowy szef V Republiki przekonał do współpracy.
Źródło: Rzeczpospolita