Pamiątka z wakacji w postaci podrobionej torebki czy bluzki to ryzykowny krok. W najlepszym wypadku grozi nam jej utrata. W najgorszym, jeśli pamiątek jest więcej, grzywna, a nawet więzienie. W pierwszej połowie tego roku polskie władze na granicy zatrzymały tyle podróbek, ile w ciągu całego poprzedniego.
Flakonik kultowych perfum Chanel No. 5 za 20 złotych zamiast za 400, okulary popularnej marki Ray Ban za 40 zamiast za 600, koszulka Dolce & Gabbana za 50 zamiast za 800, jeansy Giorgio Armani za 80 zamiast 1200, torebka Louis Vuitton za 100 zamiast za 3000.
Prawdziwe okazje. Jak milion dolarów można wyglądać już za kilkadziesiąt, maksymalnie kilkaset złotych. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, do czasu, gdy zorientujemy się, że to podróbki - często wykonane tandetnie jak ze Stadionu Dziesięciolecia, ale nieraz wyjątkowo precyzyjnie, gdzie różnice dostrzeże tylko sprawne oko.
W okresie wakacyjnym takie obrazki to nieodłączny element krajobrazu wycieczek po sklepach i bazarach w zagranicznych kurortach. W tego specyficznej rodzaju działalności turystyczno-gospodarczej wyspecjalizowali się handlarze z Turcji czy Egiptu, gdzie sprzedaż podróbek jest legalna.
Grecja - królowa fałszywek
Ale sprzedawane są też tam, gdzie legalne to nie jest - w Unii Europejskiej. Mniej oficjalnie na hiszpańskich czy włoskich ulicach, gdzie doświadczeni sprzedawcy na widok policji jednym ruchem ręki zwijają koce, na których przed chwilą leżały fałszywki światowych marek.
Im dalej na południe Starego Kontynentu, tym bardziej oficjalnie i bez skrupułów. Za europejską świątynię podróbek uznawana jest Grecja, będąca liderem w produkcji fałszywek. W szczególności jej wyspy w pobliżu Turcji - Rodos, Kreta czy Zakhyntos. Tam nie tylko na bazarach, ale także w tradycyjnych sklepach odnajdziemy podrobioną odzież, perfumy i elektronikę.
Bezkarność greckich sprzedawców wynika stąd, że Unia co prawda odgórnie zakazuje produkcji i handlu podróbkami na swoim terenie, ale nie precyzuje, jaka kara ma spotkać łamiących prawo. Decydują o tym poszczególne kraje. Eksperci wskazują, że pogrążona w kryzysie Grecja, przymyka oko na nieprzestrzeganie prawa i w jego wykonywaniu wydaje się być nadzwyczaj liberalna, albo raczej nieskuteczna.
Więzienie za podróbki
Jednak niezależnie od tego, gdzie zaopatrzmy się w podrobione produkty, powinniśmy pamiętać, że ich wwożenie na teren krajów należących do Unii Europejskiej to przestępstwo.
Wracając z wakacji po przekroczeniu granicy mogą nas spotkać problemy. - Każdy, kto wwozi podróbki na teren kraju musi liczyć się z tym, że na granicy może zostać zatrzymany przez funkcjonariuszy służby celnej i poddany kontroli. A podrobiony towar, czy to torebka czy buty, zostaną zatrzymane przez celników - ostrzega rozmowie z tvn24bis.pl Piotr Tałajaj, rzecznik służby celnej w Warszawie.
Jeśli przywieźliśmy podróbkę na własny użytek, a zauważy ją celnik, może się skończyć na jej przepadku. Jeśli jednak mielibyśmy ich większą ilość kłopoty mogą być zdecydowanie większe. Jak tłumaczy adwokat Tomasz Mielke, ekspert ds. własności intelektualnej, celnicy mogą uznać, że podróbki posiadamy w celach zarobkowych.
- Za wprowadzenie podrobionych produktów do polskiego obrotu grozi kara grzywny, kara ograniczenia wolności lub kara pozbawienia wolności do lat 2. Jeśli sąd uzna, że handel podróbkami to nasze stałe źródło dochodu, to takie zachowanie jest karane karą pozbawienia wolności do lat 5 - wyjaśnia nam adwokat.
Do Francji z podróbką lepiej nie wjeżdżaj
Jednak już samo posiadanie podróbek w Polsce nie jest nielegalne. Gdy będziemy spacerować z podrobioną torebką ulicą, policja nic nie może nam zrobić - ani jej zabrać, ani wlepić mandatu.
Inaczej niż we Francji, która w tej kwestii ma najostrzejsze prawo w całej Wspólnocie. Jadący przez Francję lub mający w mniej międzylądowanie powinni być wyjątkowo ostrożni. Bo zarówno za wwiezienie, jak i za posiadanie jakiejkolwiek podróbki - nawet na własny użytek - grożą tam kolosalne kary. Rozpoczynając od grzywny (nawet do 300 tys. euro) na trzech latach więzienia.
Francuzi w kwestii podróbek są bezlitośni. Co nie dziwi, bo ich kraj na handlu podrobionymi produktami traci najwięcej - około 6 miliardów euro rocznie.
Z podróbkami próbują też - choć z różnym skutkiem - walczyć Włosi. Tamtejsza policja co jakiś czas przeprowadza akcje wymierzone w ich właścicieli, wlepiając im mandaty, choć już nie tak wysokie jak w sąsiedniej Francji. Wynoszą od kilkuset do kilku tysięcy euro. Jakiś czas temu było głośno o turystce, która na plaży niedaleko Wenecji kupiła podrobioną torebkę za 7 euro. Od karabinierów otrzymała manat w wysokości 1 tys. euro.
Ubrania przede wszystkim
Każdego dnia do Unii Europejskiej przemycanych jest 100 tysięcy podrobionych produktów o łącznej wartości ok. 2 milionów euro. W ciągu całego ubiegłego roku na granicy Wspólnoty przechwycono i skonfiskowano 36 milionów podróbek o wartości - bagatela - 760 mln euro. Tak wynika z opublikowanego niedawno raportu Komisji Europejskiej.
Największa część fałszywek to, jak nietrudno zgadnąć, ubrania - 12 proc. Popularne wśród fałszywek są także leki - 10 proc. Większość podrobionych towarów do UE dotarła za pomocą paczek pocztowych i kurierskich - 70 proc. i pochodziła z Chin - aż 66 proc.
W około 90 proc. przypadków zatrzymane produkty są niszczone.
Polska papierosami stoi
Z kolei w Polsce w 2013 roku przejęto 6 milionów sztuk podróbek. To 16 proc. wszystkich przejętych fałszywek na terenie UE. Ich szacunkowa wartość to co najmniej 13 mln euro, czyli ok. 52 mln zł.
Największą część zarekwirowanych przedmiotów stanowiły gry, sprzęt sportowy i zabawki - 33 proc. oraz leki 25 proc. Papierosy to kolejne 24 proc. Odzież to niespełna 4 proc.
To spora zmiana w porównaniu do 2012 roku, bo wtedy większość podrobionych towarów (4,5 miliona) stanowiły papierosy - ok. 80 proc.
Z najnowszych danych przekazanych nam przez Służbę Celną wynika, że przez pierwsze półrocze tego roku na polskiej granicy zatrzymano więcej podróbek niż w ciągu całego minionego roku - ponad 6,5 miliona sztuk. Ich wartość to ok. 18 milionów euro, czyli ok. 72 mln zł.
Ponownie królują papierosy - 90 proc. Kolejne miejsca zajmują kosmetyki i telefony komórkowe. - po niespełna 2 proc.
Lubimy podróbki
Polacy podróbek się nie wstydzą, a wręcz przeciwnie - bardzo je lubią. Potwierdza to badanie CBOS z 2011 końca roku, z którego wynika, że 30 proc. naszych rodaków kupuje podróbki.
Przyznają się do tego nie tylko anonimowi ankietowani, ale także osoby publiczne. W wywiadzie sprzed dwóch lat piłkarz Wojciech Szczęsny, który powiedział wprost, że wolał kupić podrobiony zegarek za 70 funtów niż oryginalny. - Identyczny zegarek u nas w Arsenalu, ale za 20 tys. funtów, ma Theo Walcott. Porównałem sobie i nie widzę żadnej różnicy. Podoba mi się, noszę go i mam w d…, że nie jest oryginalny. Musiałbym być nieźle walnięty, by wydać za oryginał 20 tysięcy - mówił serwisowi weszlo.com. Wywiad odbił się szerokim echem, bo piłkarz zarabiał wtedy ok. 600 tys. zł miesięcznie.
Podrobiony zegarek upodobał sobie też były minister transportu Sławomir Nowak. Wybrał podróbkę Hublota za 600 zł zamiast oryginał kosztuje co najmniej kilkadziesiąt tysięcy zł.
Miliardowy rynek
Według Organizacji ds. Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) wartość światowego rynku fałszywek przekracza ponad 750 miliardów dolarów rocznie i cały czas rośnie.
Z szacunków tej samej organizacji wynika, że w Polsce wynosi on ok. miliarda dolarów (ponad 3 miliardy złotych). I choć z roku na roku władze podróbek wykrywają coraz więcej, to nadal jest to niewielka część tej nielegalnej gałęzi gospodarki.
Autor: Natalia Szewczak/mn / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Służba Celna, TVN24