Nie ma dnia, by w mediach nie pojawiło się doniesienie o udanej próbie oszustwa w internecie. Na BLIK-a, na kryptowaluty, na amerykańskiego żołnierza, na fałszywy konkurs ze znanymi markami w tle. Sposobów jest wiele, a to tylko najpopularniejsze z nich. Niektóre wydają się być tak oczywiste, że aż dziwimy się, że ktoś dał na to się nabrać. A jednak. Jakie mechanizmy stoją za tym, że oszuści wciąż znajdują ofiary?
Jak wynika z badania Warszawskiego Instytutu Bankowości i Fundacji GPW aż 47 proc. Polaków odczuwa brak wiedzy w obszarze cyberbezpieczeństwa. Przy okazji jego publikacji Tadeusz Białek, prezes Związku Banków Polskich, powiedział, że "mamy wiele przykładów klientów, którzy dają się zmanipulować i oszukać często w sposób bardzo naiwny". Jednak nie tylko w przypadku bankowości nie zachowujemy należytych starań.
Co powoduje, że dajemy się nabierać na internetowe oszustwa?
Łatwo oceniać mając pełną wiedzę
Tomasz Grzyb, dr hab., prof. Uniwersytetu SWPS, dziekan Wydziału Psychologii we Wrocławiu, zaznacza na wstępie, że rozmawiając o kwestii oszustw w sieci mamy do czynienia z pewnym złudzeniem, "którym wszyscy żyjemy". Otóż, gdy co jakiś czas czytamy historie ludzi, którzy dali się nabrać na jakąś superofertę, to jednocześnie kompletnie ignorujemy fakt, że widziały ją sto razy więcej ludzi, którzy podstęp wyczuli.
- A zatem pamiętajmy, że to nie jest tak, że ludzie są tacy łatwowierni. Nie. Owszem, zdarzają się tacy ludzie, ale to, że dają się nabrać na różne rzeczy, wynika z efektu skali. To jednostki, które wierzą, że napisał do nich nigeryjski książę - zauważa prof. Grzyb, odwołując się do wciąż popularnej metody oszustwa, która funkcjonuje od końca lat 70. ubiegłego wieku.
Dodaje, że dla oszustów to żaden problem wysłać milion maili. Podobnie jak kupić płatne ogłoszenie na Facebooku, które informuje o wyjątkowej okazji.
- Zwłaszcza o takiej, na której "Trzaskowski z Tuskiem już zarobili, Ty też teraz możesz". Jeśli na 10 tysięcy osób, które to ogłoszenie zobaczyły, zareagują dwie, to odnieśli sukces. Realnie rzecz biorąc to niski wynik, ale z perspektywy zamieszczających wystarczający. Jednak to, ile osób nie zareagowało pokazuje, że naiwność ludzi nie jest wcale taka duża, jak mogłoby się wydawać. Co nie znaczy, że jej nie ma oczywiście - stwierdza nasz rozmówca.
Prof. Grzyb zwraca uwagę na to, że łatwo oceniać, gdy czytamy przeglądowy tekst na temat oszustw, taki, w którym dokładnie opisano mechanizmy i pojawiają się w nim eksperci, którzy tłumaczą metody.
- Łatwo jest nam wzruszyć ramionami i powiedzieć, ale głupi ci ludzie, że się dają na takie rzeczy nabierać. Kłopot polega na tym, że w sytuacji, w której ktoś nas próbuje oszukać, to nie mamy całej tej wiedzy tuż przed nosem - zauważa.
Świniobicie
Psycholog pokazuje na przykładzie ostatnio popularnego oszustwa w USA, zwanego "pig butchering" (świniobicie), jak przestępcy wzbudzają nasze zaufanie.
Oszuści szukają ofiar na portalach społecznościowych, randkowych albo przez komunikatory. Może to też być wiadomość w stylu "Hej, Merry, czy to Ty? Straciłem wszystkie kontakty". Gdy odpiszemy, że nie, to oszust zacznie próbować budować z nami relację. Wpierw pojawią się pewne uprzejmości, potem może jakieś śmieszne memy. Taka relacja budowana jest stopniowo, niejako naturalnie. Po dłuższym czasie nadawca chwali się pewnego dnia, że zarobił właśnie konkretną sumę, np. 200 tys. dolarów. Ofiara wiedziona ciekawością pyta, w jaki sposób i dostaje odpowiedź, że dzięki inwestowaniu w kryptowaluty. W tym momencie oszust zachwala jedną z aplikacji, podsyła do niej link.
- Ofiara, trochę z ciekawości, a trochę z chęci zysku ją ściąga. Jest ona podpięta pod prawdziwe kursy kryptowalut, co więcej, po zainwestowaniu za namową widzimy, że zarabiamy. Problem zaczyna się wówczas, gdy uznamy, że chcemy te pieniądze wypłacić. Okazuje się, że nie ma takiej możliwości, a aplikacja została stworzona tylko po to, by tych ludzi oszukać. I nagle ktoś stracił po 300 czy 400 tysięcy dolarów. Nie wirtualnego zysku, który im obiecywano, ale rzeczywistych zainwestowanych pieniędzy – mówi prof. Grzyb, który podkreśla, że takich historii nie jest wcale tak dużo, jak nam się wydaje, ale zdarzają się, bo oszuści bardzo często są profesjonalni i potrafią zainwestować w to sporo czasu i energii.
Oszuści mimo woli
Skąd oszuści mają wspomniany czas i energię? Jak zauważa prof. Grzyb tutaj pojawia się "druga strona tego przemysłu". Bardzo ciemna.
- Bardzo często ludzie, którzy zajmują się wysyłaniem tych maili, to są niewolnicy. Na przykład ludzie, którzy przyjeżdżają z Laosu czy Kambodży do Chin skuszeni obietnicą i perspektywą pracy. Na miejscu odbiera im się wolność osobistą, paszporty i są pakowani do wielkich kontenerów, gdzie przez 16 godzin dziennie mają nawiązywać relacje z setkami, jeśli nie tysiącami, ludzi i udawać, że są Johnem z Oregonu lub Patty z Ohio – wskazuje psycholog.
Prof. Grzyb wskazuje, że od pewnego czasu to już nie narkotyki przynoszą największy zysk na czarnym rynku, tylko handel ludźmi.
- Nawet nie handel ludźmi związany z wykorzystywaniem seksualnym, chociaż oczywiście też, ale polegający na tym, że angażuje się ich do niewolniczej pracy. Czasami jest to praca na plantacjach pomarańczy we Włoszech, a czasami jest to praca polegająca na wysyłaniu seriami różnego rodzaju SMS-ów do ludzi w Stanach czy w Polsce – tłumaczy wykładowca SWPS i wskazuje, że przekręt na amerykańskiego żołnierza, który pisze do Polek prosząc o pomoc, ma też podobne podstawy.
Zadawajmy pytania i rozmawiajmy o życiu
Prof. Grzyb zauważa, że ochronić się przed oszustami możemy sami, poprzez zachowywanie więzi społecznych. Poprzez rozmawianie o tym, co dzieje się w naszym życiu z innymi osobami.
- Jeżeli sami ulegniemy przekonaniu, że nagle otwiera się przed nami jakaś niesamowita szansa zysku, jakiś internetowy znajomy mówi, że jest okazja na zysk bez ryzyka, na której możemy zarobić trzy raz tyle, co na lokacie w banku, to warto o tym powiedzieć komuś bliskiemu, komu ufamy. Istnieje bowiem duże prawdopodobieństwo, że ta osoba nie będzie miała tego emocjonalnego bagażu nawiązanej przez nas relacji. Spojrzy z boku, trzeźwiejszym okiem, zada pytania, których sami nie zadaliśmy, na przykład może sprawdzić, czy ta strona nie występuje na jakiejś liście, na które trzeba uważać, jakie ma opinie w sieci. Twórzmy wokół siebie sieci ludzi, którzy mogą nam ewentualnie pomóc i zastępować nasz zdrowy rozsądek w takiej sytuacji – radzi psycholog.
Nie działajmy "na autopilocie"
Dyrektor Centrum Psychoedukacji Liberos Magdalena Michalak zauważa, że warto byśmy sami sobie zadawali pytania, zatrzymali się na 5 minut, a nie działali z automatu.
- Jeśli to na przykład jest jakiś konkurs, to zadajmy sobie pytania: jak dokładnie to przebiega, czemu ktoś miałby nam coś dać za darmo, praktycznie za nie zrobienie niczego. Jakie są zasady, regulamin i tak dalej. O wszystkie te formalne aspekty, z którymi się niejako mierzymy podczas większości konkursów - wskazuje Michalak.
Zauważa, że problemem uśpionej czujności jest to, że często działamy automatycznie, "na autopilocie".
- Mamy dostęp do taki wielu bodźców i informacji zewsząd, że nasz umysł, mówiąc kolokwialnie, jest przeładowany. Jest ich za dużo. Często po prostu przewijamy dalej, nie zatrzymujemy się nad jakąś informacją, a żeby zadać sobie dobre pytanie trzeba zatrzymać się na chwilę. Jednak to przeładowanie, informacjami, aplikacjami, powiadomieniami, powoduje, że wyłączamy logiczne myślenie. Co zwiększa szansę na to, że możemy zostać wykorzystani w jakiś sposób - wskazuje terapeutka.
Potrzeba docenienia
Nasza rozmówczyni wskazuje na jeszcze jeden aspekt społeczno-ekonomiczny. Polacy są wciąż jednym z najbardziej zapracowanych społeczeństw w Europie, a jednocześnie poziomem dochodu odstajemy od Zachodu i wciąż nie możemy sobie pozwolić na pewnego rodzaju dobra, które chcielibyśmy mieć.
- To jest związane z poczuciem własnej wartości, gdzie ludzie często zarabiają mniej niż wynika to z ich doświadczenia i umiejętności. To mówię również z doświadczenia z pracy z moimi podopiecznymi, którzy często pracują na stawkach niewiele większych niż minimalna krajowa, a ich wiedza, doświadczenie są po prostu ogromne. W momencie, gdy przed takim człowiekiem, który chce być w ogóle docenionym, a często nie jest, pojawia się jakaś finansowa okazja, prezent, to pojawia się szansa do zaspokojenia tej potrzeby, poczucia, że na coś w końcu się zasłużyło - wskazuje mentorka.
Taka osoba może łatwiej uwierzyć w iluzję, w ogłoszenie w sieci, obiecujące coś za darmo czy wielkie pieniądze przy niewielkim wysiłku.
Mechanizmy nie zmieniają się od lat
Prof. Grzyb wskazuje, że mechanizmy, które wykorzystują oszuści, są bardzo często niemal dokładnie takie same jak te sprzed 15, 20, a nawet 100 lat.
- Kiedyś zadałem sobie trud i przeglądałem takie zapiski z procesów sądowych, które się pojawiały przed sądami grodzkimi w Warszawie, w międzywojniu. I okazuje się, że pewne triki, które wtedy stosowali oszuści, są dokładnie takie same jak teraz. Pojawiali się na przykład ludzie na ulicach Warszawy, którzy mówili, że uciekli z Hiszpanii, a wszyscy wiedzieli, że toczyła się tam wojna domowa, i mają przy sobie biżuterię, którą chcą szybko sprzedać, by mieć pieniądze na życie. Biżuteria okazywała się potem mniej wartościowa lub wręcz fałszywa. Dokładnie ten sam mechanizm zastosowano dosłownie kilkanaście miesięcy temu na ulicach jednego z polskich miast. Tylko zamiast ucieczki z Hiszpanii była ucieczka z Rosji i konieczność pozbycia się dużej ilości rubli, których w kantorze od Rosjan nie przyjmowano i zapewnienie, że skupowane są obecnie po bardzo korzystnym kursie - relacjonuje psycholog.
Dlatego apeluje, że jeżeli się pojawia jakaś okazja życia, to warto zachować szczególną czujność.
- Trudno w to uwierzyć, ale jeszcze teraz ludzie kupują tak zwane świnki. Świnki to są złote, carskie pięciorublówki. I ich nabywcy są głęboko przekonani, że to jest świetna lokata kapitału. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że teraz rynek fałszywych świnek znacząco się rozwinął w związku z tym, że ludzie zaczęli znowu kupować złoto po rozpoczęciu wojny w Ukrainie - zaznacza prof. Grzyb.
Psycholog podkreśla, że mówienie o tym, jak ludzie wykorzystują różne mechanizmy jest ważne, bo nas uczula na wypadek podobnych sytuacji. W rozmowie z tvn24.pl zdradza, co mu powiedział kiedyś profesjonalny oszust, z którym miał okazję rozmawiać.
- Stwierdził, że jeśli chcesz naprawdę kogoś przekręcić, zrobić kogoś na duże pieniądze, to musisz mu dać poczucie, że to on ciebie oszukuje, że wykorzystuje twoją trudną sytuację i niesłychaną okazję, jaka się przed nim pojawiła. Jeśli uda nam się wzbudzić w kimś pokłady chciwości i takiego przekonania, że jest to wyjątkowa okazja to można zarobić na nim gigantyczne pieniądze. Tak więc, jeśli pojawi się u nas takie poczucie, to istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że to właśnie my jesteśmy celem i to nas się robi w balona - wskazuje prof. Grzyb.
Magdalena Michalak zauważa, że oszustwa i przeróżne sposoby kradzieży były zawsze, bo zawsze istnieli ludzie, którzy "nie byli zasobni w zdrowe poczucie własnej wartości", co pchało ich w kierunku niemoralnych działań.
- Szybko rozwijająca się technologia może powodować trudności w nadążeniu za najnowszymi pomysłami oszustów, w których do kradzieży może dojść bardzo szybko. Po doniesieniach medialnych, możemy mieć poczucie, że jest więcej oszustw niż kiedykolwiek. Dlatego konieczne jest, byśmy pamiętali o tym zatrzymaniu się na chwilę, bo chwila refleksji może nas uratować – podkreśla.
Coś co działa lepiej niż obietnica zysku, to ryzyko straty
W 2017 roku nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii dostał Richard H. Thaler z Uniwersytetu Chicagowskiego "za wkład w ekonomię behawioralną". Prof. Grzyb wskazuje, że w swojej pracy ekonomista "bardzo wyraźnie pokazał, że to, co działa dużo bardziej niż obietnica zysku, to jest ryzyko straty".
- Więc jeżeli oszustowi uda się stworzyć przekonanie, że właśnie tracisz niebywałą okazję, to jest to dużo bardziej motywujące dla ludzi. Tak często jest w przypadku tych fałszywych inwestycji, gdzie ludzie wpłacili na przykład 100 tysięcy, a oszuści mówią im, że jak teraz wyjmą środki, to stracą przez kurs dajmy na to 50 tysięcy, ale jak dołożą 50 tysięcy i poczekają, to zyskają 200 tysięcy – tłumaczy prof. Grzyb i przypomina, że po drugiej stronie często są "naprawdę dobrzy aktorzy", którzy w to grają.
Nie możemy żyć w poczuciu ciągłego zagrożenia
I chociaż oszuści są plagą internetu, to w ocenie psychologa nie można popadać w skrajność i myśleć o świecie jako o nieustannym zagrożeniu.
- Oczywiście można w taki sposób funkcjonować. Jednak ogromna większość komunikatów, które otrzymujemy, ogromna większość relacji z ludźmi, nawet takimi, których spotykamy na ulicach, są relacjami uczciwymi - wskazuje prof. Gołąb i przywołuje pozytywny przykład.
W 2019 roku w piśmie "Science" ukazał się artykuł opisujący wyniki badania, w którym analizowano uczciwość różnych narodów poprzez eksperyment polegający na pozostawieniu portfela z pieniędzmi. Okazuje się, że Polska była na szóstym miejscu, jeśli chodzi o uczciwość. - Wyżej od nas były tylko takie państwa w rodzaju Norwegii i Szwajcarii - zaznacza.
- W książce Andrzeja Sapkowskiego "Narrenturm" jest taka wizja przedstawiona przez pewnego bohatera, który mówi, że świat to jest takie miejsce, w którym wystarczy odrobina nieuwagi i spuszczone spodnie, żeby ktoś ci się dobrał do tyłka – mówi prof. Grzyb. - Można tak o świecie myśleć i pewnie sporo ludzi tak robi, tylko po co? Nie możemy żyć w przekonaniu, że nieustannie ktoś nas chce oszukać, że nieustannie ktoś chce zrobić dla nas źle - dodaje.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock